Był to pierwszy mecz piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego w tym sezonie Fortuna I Ligi, którego nie udało im się wygrać. Z jednej strony ekipa z Łodzi bramki nie zdobyła, ale też jej nie straciła, co cieszyło trenera Wojciecha Stawowego.
- Pomimo że nie padły bramki, mecz stał na dobrym poziomie i mógł się podobać. To było spotkanie dwóch zespołów, które będą się liczyły w walce o Ekstraklasę. To było dziś widać. Od początku stawiałem swoją drużynę i Arkę w roli faworytów - podkreślił szkoleniowiec ŁKS-u.
Seria ŁKS-u dobiegła końca
- Jeśli się nie przegrywa to każdy wynik należy szanować. Zdobyliśmy punkt na ciężkim terenie, jest on bardzo cenny i trzeba się z niego cieszyć. To nie było łatwe spotkanie, graliśmy z wymagającym rywalem. ŁKS-owi zawsze ciężko grało się w Gdyni, a podkreślę jeszcze raz, że dziś mieliśmy dobre momenty w grze - dodał Stawowy.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomaszewski zachwycony nagrodami Lewandowskiego. "To jeden z najszczęśliwszych dni polskiego futbolu"
To pierwsza strata punktów łódzkiego zespołu w rozgrywkach. Tym samym dobiegła końca seria zwycięstw biało-czerwono-białych. Szczęście uśmiechnęło się do nich, gdy do bramki Arkadiusza Malarza trafił Juliusz Letniowski, który dobił strzał Mateusza Młyńskiego ale okazało się, że absorbujący uwagę obrony ŁKS-u Marcus Vinicius da Silva był na pozycji spalonej w tej sytuacji i gol nie został uznany.
- Ten mecz miał różne momenty. Były fragmenty lepsze w naszym wykonaniu, gdy mieliśmy przewagę w posiadaniu piłki i kreowaniu gry. Zdarzyły się też jednak momenty, szczególnie między 50 a 60 minutą, gdy Arka nas mocno przycisnęła i była bardzo groźna po stałych fragmentach gry. Generalnie w mojej ocenie był to mecz dwóch naprawdę dobrych zespołów - z szansami i dobrymi fragmentami gry po obu stronach. Typowy mecz na remis - zakończył Stawowy.
"W tej lidze jeszcze nikomu się to nie udało"
Z tego samego powodu trener gdynian Ireneusz Mamrot mówił o ogromnym niedosycie. Szczególnie, że jego drużyna nie wygrała już trzeciego spotkania z rzędu.
- W końcówce po stałych fragmentach mieliśmy sytuacje, w których uderzaliśmy głową, ale zabrakło trochę precyzji, by trafić w bramkę. Szkoda też uderzenia w słupek. "Młynek" fajnie się zachował, bardzo dobrze uderzył i zabrakło kilku centymetrów, by padła bramka. Szkoda, że Marcus dotknął tę piłkę, bo z ławki wyglądało, że to on był na spalonym i to spowodowało, że bramka Julka nie została uznana. Trzeba zrobić wszystko, by zespół tak grał w kolejnych spotkaniach - ocenił trener Arki Gdynia.
Nie da się ukryć, że Arkowcy są zespołem, który sprawił ełkaesiakom najwięcej kłopotów spośród wszystkich ekip zaplecza ekstraklasy w tym sezonie. Trener Mamrot przyjmuje to za dobry znak.
- Cieszę się z tego, jak zespół wyglądał w drugiej połowie, bo graliśmy z mocnym przeciwnikiem, który w każdym meczu strzela po kilka bramek. Poza jedną akcją, nie dopuściliśmy ŁKS-u do sytuacji i z tego jestem zadowolony. Mogliśmy być bardziej skuteczni. Widzieliśmy, że zespół dobrze funkcjonuje. W drugiej połowie zepchnęliśmy ŁKS do defensywy, co jeszcze nikomu w tym sezonie się nie udało w tej lidze. Możemy szukać pozytywów po tym spotkaniu bardziej niż rzeczy negatywnych - podsumował.
Po ośmiu kolejkach ŁKS nadal jest liderem w tabeli z czterema punktami przewagi nad Bruk-Betem Termalicą, ale niecieczanie, podobnie jak cztery kolejne ekipy (z Arką włącznie), mają jeszcze do rozegrania zaległe spotkania. Najbliższe spotkanie ekipy trenera Stawowego to domowa potyczka z Koroną Kielce (18 października). Dzień wcześniej Arka zmierzy się na wyjeździe ze Stomilem Olsztyn.
Czytaj też:
Przełamanie Widzewa Łódź i Marcina Robaka
Miedź Legnica ponownie dogoniła rywala. GKS 1962 Jastrzębie zdobył pierwszy punkt