- Kiedyś nam się wydawało, że wszystko możemy, potem jednak się okazało, że życie biegnie do przodu i nie wszyscy potrafili sobie dać radę - te słowa Eugeniusza Różańskiego idealnie oddają los Jerzego Wichłacza.
To właśnie Różański w 1985 stał za sterami Zagłębia, gdy to osiągało pierwszy, historyczny awans, do najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju. Bramki "Miedziowych" bronił wtedy Jerzy Wichłacz. Tego drugiego nie ma już z nami od trzech lat. Zmarł w wieku 58 lat.
Zaprzepaszczony potencjał
- Oni walczyli razem z Jackiem Wiśniewskim o miejsce w składzie. Postawiłem wówczas na Wichłacza. Był na pewno zawodnikiem lepiej wyszkolonym technicznie. Przed nim stała naprawdę szansą na dużą karierę. Niestety, w życiu mu się poukładało tak jak mu się poukładało, no i to zahamowało rozwój jego kariery - wspomina w rozmowie z naszym serwisem Eugeniusz Różański.
ZOBACZ WIDEO: Stadiony powinny być ponownie zamknięte dla kibiców? Ekspert nie pozostawia złudzeń
Wichłacz jednak mimo wszystko zdążył zapisać się w pamięci kibiców. I to nie tylko Zagłębia.
"Z wielkim niesmakiem przyjąłem fakt, iż przed meczem Miedzi z Górnikiem Łęczna nie uczczono minutą ciszy pamięć zmarłego Jerzego Wichłacza, ongiś znakomitego bramkarza Miedzi" - pisał na portalu e-legnickie.pl Zbigniew Jakubowski, od lat śledzący losy tamtejszego klubu.
Wichłacza jednak trudno było nie lubić, co podkreślą także Różański. - Był bardzo sympatyczny, bardzo uczynny, taki człowiek do rany przyłóż. Nie miałem z nim najmniejszych problemów - zaznacza szkoleniowiec.
Tak pokierowało życie
Co więc się stało, że dziś o Wichłaczu piszemy jak o bohaterze tragicznym?
- Zahamowały go problemy życiowe. Przede wszystkim nieudane małżeństwo. Jego żona to była bardzo ładna dziewczyna - zaczyna opowieść Różański.
- W Lubinie dostałem mieszkanie, tam się ożeniłem, urodziły się dzieci - mówił w 2013 roku sam zainteresowany, wspominając czasy swojej gry. Niestety, jego szczęście nie trwało długo.
Wichłacz rozstał się z żoną, której zostawił mieszkanie. Sam przeniósł się do Sulechowa, gdzie zamieszkał z matką. - On już wcześniej coś przeczuwał, zanim go zostawiła. Coś tam mu donosili też koledzy, jak ona się zachowywała - tłumaczy nam Różański - Na pewno to był niewykorzystany talent bramkarski. Tak jednak życie tym wszystkim pokierowało - dodaje.
Rozwód i utrata rodziny załamały Wichłacza. - Wiadomo, jakie to były czasy. Jurek był zawodnikiem niepijącym. Potem jednak go do tego zmusili. Dołączył do grupy trunkowej. I on z tym przeholował. Wiele mi się wówczas żalił, bardzo to przeżywał - wspomina ze smutkiem ówczesny trener Lubinian.
Bez happy-endu
W życiu Jerzego Wichłacza najgorsze miało jednak dopiero nadejść. W 2013 roku w Gazecie Lubuskiej okazał się przejmujący artykuł. "Był kimś, teraz szuka domu" - głosił tytuł. Jak pisał autor tekstu, Wichłacz sam się do niego zgłosił. Były golkiper, nie widząc innych opcji, postanowił poprzez media spróbować znaleźć dach nad głową. - Jestem bezdomny, bezrobotny, na dodatek chory - tłumaczył.
W 2010 Wichłacz doznał wypadku podczas pracy, efektem którego było złamanie kości czaszki i krwiak mózgu. Dostał rentę i orzeczenie o niepełnosprawności. To był kolejny cios, po tym jak rok wcześniej zmarła matka byłego bramkarza, z którą mieszkał w Sulechowie.
Po śmierci kobiety okazało się, że mieszkanie zapisane było w całości na siostrę piłkarza. Ta zaś, postanowiła je sprzedać. Tak oto Wichłacz wylądował na ulicy, bez perspektyw na "lepsze jutro". - Złożyłem papiery w sprawie mieszkania, ale otrzymałem pismo, że muszę czekać 10 lat - mówił. Jego wersję potwierdził również ówczesny burmistrz Sulechowa, twierdząc, że nic się nie da zrobić, gdyż lista oczekujących na wolny lokal w gminie sięga kilkudziesięciu osób.
Ostatecznie Wichłacz zmarł cztery lata po dramatycznym apelu. W ciszy i w samotności. Niestety, ale pod koniec życia, o Wichłaczu mało kto już cokolwiek wiedział. 15 października 2017 roku, były bohater Lubińskich i Legnickich trybun zmarł. Miał 58 lat.
Czytaj także:
- Liga Narodów. Włoskie media z uznaniem o Polsce. Decydujące starcie w listopadzie
- Grał z Dawidem Janczykiem, został kulturystą. Niesamowita przemiana Jakuba Hładowczaka