Jerzy Wichłacz z Zagłębiem Lubin osiągnął historyczny awans. Trzy lata temu zmarł w samotności

Materiały prasowe / Jerzy Wichłacz w górnym rzędzie ósmy od lewej (Fot. Archiwum zaglebie.org)
Materiały prasowe / Jerzy Wichłacz w górnym rzędzie ósmy od lewej (Fot. Archiwum zaglebie.org)

Historia Jerzego Wichłacza to smutny przykład na to, że nigdy nie wiadomo, jak może potoczyć się nasze życie. Bramkarz, który pisał historię Zagłębia Lubin, pod koniec życia został całkowicie sam. Bez domu.

W tym artykule dowiesz się o:

- Kiedyś nam się wydawało, że wszystko możemy, potem jednak się okazało, że życie biegnie do przodu i nie wszyscy potrafili sobie dać radę - te słowa Eugeniusza Różańskiego idealnie oddają los Jerzego Wichłacza.

To właśnie Różański w 1985 stał za sterami Zagłębia, gdy to osiągało pierwszy, historyczny awans, do najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju. Bramki "Miedziowych" bronił wtedy Jerzy Wichłacz. Tego drugiego nie ma już z nami od trzech lat. Zmarł w wieku 58 lat.

Zaprzepaszczony potencjał

- Oni walczyli razem z Jackiem Wiśniewskim o miejsce w składzie. Postawiłem wówczas na Wichłacza. Był na pewno zawodnikiem lepiej wyszkolonym technicznie. Przed nim stała naprawdę szansą na dużą karierę. Niestety, w życiu mu się poukładało tak jak mu się poukładało, no i to zahamowało rozwój jego kariery - wspomina w rozmowie z naszym serwisem Eugeniusz Różański.

ZOBACZ WIDEO: Stadiony powinny być ponownie zamknięte dla kibiców? Ekspert nie pozostawia złudzeń

Wichłacz jednak mimo wszystko zdążył zapisać się w pamięci kibiców. I to nie tylko Zagłębia.

"Z wielkim niesmakiem przyjąłem fakt, iż przed meczem Miedzi z Górnikiem Łęczna nie uczczono minutą ciszy pamięć zmarłego Jerzego Wichłacza, ongiś znakomitego bramkarza Miedzi" - pisał na portalu e-legnickie.pl Zbigniew Jakubowski, od lat śledzący losy tamtejszego klubu.

Wichłacza jednak trudno było nie lubić, co podkreślą także Różański. - Był bardzo sympatyczny, bardzo uczynny, taki człowiek do rany przyłóż. Nie miałem z nim najmniejszych problemów - zaznacza szkoleniowiec.

Tak pokierowało życie

Co więc się stało, że dziś o Wichłaczu piszemy jak o bohaterze tragicznym?

- Zahamowały go problemy życiowe. Przede wszystkim nieudane małżeństwo. Jego żona to była bardzo ładna dziewczyna - zaczyna opowieść Różański.

- W Lubinie dostałem mieszkanie, tam się ożeniłem, urodziły się dzieci - mówił w 2013 roku sam zainteresowany, wspominając czasy swojej gry. Niestety, jego szczęście nie trwało długo.

Wichłacz rozstał się z żoną, której zostawił mieszkanie. Sam przeniósł się do Sulechowa, gdzie zamieszkał z matką. - On już wcześniej coś przeczuwał, zanim go zostawiła. Coś tam mu donosili też koledzy, jak ona się zachowywała - tłumaczy nam Różański - Na pewno to był niewykorzystany talent bramkarski. Tak jednak życie tym wszystkim pokierowało - dodaje.

Rozwód i utrata rodziny załamały Wichłacza. - Wiadomo, jakie to były czasy. Jurek był zawodnikiem niepijącym. Potem jednak go do tego zmusili. Dołączył do grupy trunkowej. I on z tym przeholował. Wiele mi się wówczas żalił, bardzo to przeżywał - wspomina ze smutkiem ówczesny trener Lubinian.

Bez happy-endu

W życiu Jerzego Wichłacza najgorsze miało jednak dopiero nadejść. W 2013 roku w Gazecie Lubuskiej okazał się przejmujący artykuł. "Był kimś, teraz szuka domu" - głosił tytuł. Jak pisał autor tekstu, Wichłacz sam się do niego zgłosił. Były golkiper, nie widząc innych opcji, postanowił poprzez media spróbować znaleźć dach nad głową.  - Jestem bezdomny, bezrobotny, na dodatek chory - tłumaczył.

W 2010 Wichłacz doznał wypadku podczas pracy, efektem którego było złamanie kości czaszki i krwiak mózgu. Dostał rentę i orzeczenie o niepełnosprawności. To był kolejny cios, po tym jak rok wcześniej zmarła matka byłego bramkarza, z którą mieszkał w Sulechowie.

Po śmierci kobiety okazało się, że mieszkanie zapisane było w całości na siostrę piłkarza. Ta zaś, postanowiła je sprzedać. Tak oto Wichłacz wylądował na ulicy, bez perspektyw na "lepsze jutro". - Złożyłem papiery w sprawie mieszkania, ale otrzymałem pismo, że muszę czekać 10 lat - mówił. Jego wersję potwierdził również ówczesny burmistrz Sulechowa, twierdząc, że nic się nie da zrobić, gdyż lista oczekujących na wolny lokal w gminie sięga kilkudziesięciu osób.

Ostatecznie Wichłacz zmarł cztery lata po dramatycznym apelu. W ciszy i w samotności. Niestety, ale pod koniec życia, o Wichłaczu mało kto już cokolwiek wiedział.  15 października 2017 roku, były bohater Lubińskich i Legnickich trybun zmarł. Miał 58 lat.

Czytaj także:
Liga Narodów. Włoskie media z uznaniem o Polsce. Decydujące starcie w listopadzie
Grał z Dawidem Janczykiem, został kulturystą. Niesamowita przemiana Jakuba Hładowczaka

Źródło artykułu: