Miał 11 lat, kiedy jego matka podjęła decyzję o przeprowadzce z Brazylii do Hiszpanii. Wywróciła życie do góry nogami, ponieważ uznała, że w Europie jej syn będzie miał większe szanse na zostanie zawodowym piłkarzem. Ryzyko się opłaciło, bo po trzech latach na Teneryfie Jeanem Carlosem zainteresował się Real Madryt. I to właśnie w akademii tego klubu wiślak odebrał piłkarską edukację.
Brazylijczyk wiele zawdzięcza matce, dlatego rozłąka z nią w czasie pandemii jest dla niego wyjątkowo trudna. - Nie widziałem się z mamą już od prawie roku. W wakacje, kiedy odwiedzałem brata, z nią nie mogłem się zobaczyć, bo nie było połączeń lotniczych. Ona akurat mieszka na Wyspach Brytyjskich i gdy mieliśmy przerwę w rozgrywkach, nie dało się tam polecieć ze względu na obostrzenia. Wyobraźcie sobie, co to dla mnie znaczy - rok nie widzieć matki - mówi.
- Ale musimy być świadomi powagi sytuacji epidemicznej i dbać o siebie i innych. Staramy się do siebie dzwonić, być w kontakcie. Dzięki różnym technologiom, jakoś sobie człowiek życie ułatwia. Ale telefon nie zastąpi możliwości przytulenia jej. Aż mi brak słów, żeby o tym mówić - nie ukrywa 24-latek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piękna bramka w Dębicy. Tak strzelają w III lidze
Rodzina wiślaka jest rozsiana po świecie. Matka mieszka w Anglii, brat w Hiszpanii, ale najwięcej bliskich ma w Brazylii. Jego ojczyznę epidemia koronawirusa dotknęła wyjątkowo mocno. Zmarło tam z powodu COVID-19 już ponad 150 tys. osób. - Brazylia to wielki kraj, miejscami gęsto zaludniony, zwłaszcza w wielkich miastach jak Rio de Janeiro czy Sao Paulo. Tam utrzymywanie dystansu społecznego nie jest łatwe. Moi przyjaciele z Brazylii przyznają, że sprawy tam naprawdę wyglądają źle - przyznaje.
Miłość odmienia
Wychowanek Realu gra w Wiśle od ponad roku, ale najpierw zawodził, a potem - po przyjściu Artura Skowronka - w ogóle stracił miejsce w składzie. Gdy kibice i eksperci zupełnie już go skreślili, Brazylijczyk przeszedł sporą przemianę. W tym sezonie nie tylko wrócił do "11", ale w końcu zaczął strzelać gole. Mana koncie trzy bramki, trafiał do siatki w obu ostatnich spotkaniach. Co stoi za jego przemianą? Jak przyznaje, zawdzięcza to szczerej rozmowie z trenerem i zmianom w życiu prywatnym.
- Poprzedni rok był dla mnie bardzo trudny. To był mój pierwszy rok w Polsce. Być może rzeczywiście nieco kosztowało mnie, by się tu zaaklimatyzować. Nie było mi łatwo funkcjonować tu samemu. Niby jestem dorosłym facetem, mającym ponad dwadzieścia lat na karku, ale mimo wszystko. Jednak dzięki pracy i wsparciu ludzi wokół - rodziny, przyjaciół, osób z klubu - czuję się coraz lepiej - mówi.
Wydawałoby się, że dla kogoś, kto jako dziecko przeprowadził się na inny kontynent, przenosiny z Hiszpanii do Polski nie powinny już szokiem. Aklimatyzacji nie ułatwiał mu brak gry, a wiosną tego doszła izolacja związana z wybuchem pandemii. Piłkarz nie ukrywa, że potrzebował wsparcia z zewnątrz.
- W klubie możemy liczyć na psychologiczną pomoc ze strony Damiana Salwina, członka sztabu szkoleniowego. On rzeczywiście bardzo mi pomógł pod względem mentalnym. Nie tylko zresztą on, również inne osoby z klubu - przyznaje.
Okazuje się jednak, że na pozytywną przemianę piłkarza miały też wpływ sprawy prywatne. Brazylijczyk znalazł w Polsce miłość: - To prawda, że teraz mam wsparcie bliskiej mi osoby. Kiedy masz u swojego boku kogoś, kto sprawia, że stajesz się lepszym człowiekiem i jesteś szczęśliwy, to od razu wszystko zmienia.
Pozytywnie wpłynęła na wiślaka też podróż do Hiszpanii po zakończeniu poprzedniego sezonu. Z bratem i przyjaciółmi dużo rozmawiał o swojej trudnej sytuacji. - Jako, że byliśmy w izolacji, długo nie mogłem widywać się z bliskimi. Dopiero w tej krótkiej wakacyjnej przerwie mogłem polecieć do Hiszpanii i się z nimi zobaczyć. Podnieśli mnie na duchu, przypominali mi, że jestem dla nich ważny. To wszystko dało mi zastrzyk pewności siebie i motywacji, by udowodnić swoją wartość po powrocie - podkreśla.
Zdecydował, że nie chce szukać innego klubu, tylko jeszcze raz powalczyć o miejsce w składzie. Kiedy zaczął się nowy sezon, usiadł z trenerem Skowronkiem do szczerej rozmowy: - Prawdą jest, że w zeszłym sezonie trener raczej na mnie nie stawiał. I to oczywiście było normalne, bo też to, co pokazywałem na boisku, nie było na dobrym poziomie. Ale mieliśmy w końcu rozmowę z trenerem. Powiedziałem mu, że będę się starał zmienić tę sytuację, że będę na to ciężko pracował. Wyznałem, że dostałem motywacyjnego "kopa" dzięki urlopowi spędzonemu z rodziną i przyjaciółmi, którzy mnie wsparli.
Pierwszy gol po roku
Przełomem dla Silvy był mecz z Pogonią Szczecin, w którym strzelił swojego debiutanckiego gola. Czekał na niego ponad rok. Od tego momentu zaczął regularnie pojawiać się w "11" krakowian.
- Pokazałem się w sparingach i chyba krok po kroku zapracowałem na zmianę opinii trenera. Zacząłem trafiać do siatki także w lidze. Trener Skowronek na powrót mi zaufał. Układa się to wszystko dla mnie lepiej niż w poprzednim sezonie. Przede wszystkim potrafię więcej dawać zespołowi, widać to również po statystyce bramek - wskazuje.
I dodaje: - Doceniam zaufanie szkoleniowca, wiarę we mnie i to, że dał mi szansę. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze byłem osobą, która nie boi się ciężkiej pracy i stara się rozwijać. W ciągu tego pierwszego roku w Polsce dużo się nauczyłem, dojrzałem. Cieszę się, że teraz sprawy przybrały już dobry dla mnie obrót.
Może się okazać, że dopiero teraz Silva będzie w stanie w pełni pokazać umiejętności, które nabył w akademii Realu Madryt. - Real to jeden z największych klubów na świecie, z jedną z najlepszych akademii. Ale w efekcie ludzie mają wysokie oczekiwania wobec zawodników, którzy tam byli - zauważa.
- Kiedy w tym trudnym dla mnie roku nie byłem w stanie regularnie wchodzić na dobry poziom grania, domyślam się, że wiele osób mogło się poczuć rozczarowanymi. Ale jedną z rzeczy, które wpojono mi w Realu jest to, by sumiennie pracować i cały czas próbować na nowo, bo kiedyś przyjdzie rekompensata. I myślę, że teraz rzeczywiście tak będzie - podkreśla Silva.
Wisła uczy się Skowronka
Wisła stara się zażegnać kryzys, w który wpadła na początku sezonu. Swoje dołożył też koronawirus, z powodu którego część zawodników musiała pozostawać w izolacji. - Wiemy, w jak skomplikowanej sytuacji się znaleźliśmy w związku z pandemią. Ale chyba widać wyraźnie, że my nie tylko na boisku, ale i poza nim jesteśmy zespołem silnym mentalnie. Mimo tych wszystkich komplikacji, jesteśmy zjednoczeni, potrafimy się do tej trudnej sytuacji zaadaptować - mówi wiślak.
Mecze z Górnikiem Zabrze (0:0), Stalą Mielec (6:0) i Podbeskidziem Bielsko-Biała (3:00 mogły kibicom dać nadzieję, że Wisła wróciła na właściwe tory, choć ostatnio znów straciła punkty z Lechią Gdańsk (1:3). W najbliższy piątek czeka krakowian wielki test - starcie z liderującym Rakowem Częstochowa.
- Trener Skowronek przywiązuje wielką wagę do kwestii taktycznych. Krok po kroku nie tylko ja, ale cała drużyna coraz lepiej rozumiemy to, czego taktycznie oczekuje od nas szkoleniowiec. I to chyba dzięki temu ostatnio mieliśmy serię dobrych spotkań, przerwanych dopiero przez mecz z Lechią. Kiedy bowiem cała grupa rozumie już pomysł na grę i pracuje nad nim, od razu widać rezultaty - przekonuje Silva.
- Na początku sezonu do drużyny dołączyło kilku nowych graczy, trzeba było czasu, by wpasowali się w nasz sposób gry. Myślę, że teraz tworzymy już lepszy zespół, niż na początku sezonu. Teraz wrócił jeszcze Kuba, nasz kapitan i lider. To dla wszystkich wsparcie. Wszyscy wiedzą, jaką postacią w drużynie jest Błaszczykowski - mówi Brazylijczyk.
Czy Wisłę stać na przerwanie triumfalnego pochodu ekipy Marka Papszuna? - Raków jest teraz w świetnej formie. Nie przez przypadek jest liderem Ekstraklasy. To świetny zespół. Ale my nie możemy jechać do nich obawami czy negatywnym myśleniem. Mamy tydzień na analizę słabszych punktów Rakowa. Będziemy tam walczyć o zwycięstwo - zapewnia Silva.
Wiślak liczy, że dodatkową bronią na Raków okaże się doświadczenie Felicio Brown Forbesa, który dopiero co grał w częstochowskiej ekipie. - Obecność Felicio bardzo nam pomaga. Fajnie, że mam kolejnego kolegę w zespole, z którym mogę pogadać po hiszpańsku. Opowiadał mi trochę o swojej życiowej historii i wychodzi na to, że mamy ze sobą wiele wspólnego - przyznaje pomocnik. - Przeżyliśmy prawie taki sam scenariusz: jako dzieci musieliśmy przenieść się na inny kontynent, on z Kostaryki do Niemiec, a ja z Brazylii do Hiszpanii. To też sprawiło, że od razu się zaprzyjaźniliśmy.
Czytaj również:
PKO Ekstraklasa. Stal Mielec - Wisła Kraków. Fellicio Brown Forbes: Chcę zagrać na mistrzostwach świata
PKO Ekstraklasa. Wisła Płock. Airam Cabrera: W Ekstraklasie wszystko może się zdarzyć. Stęskniłem się za tym