Kazimierz Górski powtarzał, że "więcej wart jest trener, który ma szczęście, niż lepszy trener, który szczęścia nie ma". Trzeba przyznać, że Jerzy Brzęczek, od premiery swojej biografii, w której tyle razy został przyrównany do legendarnego trenera, ma mnóstwo szczęścia. Większość jego wyborów jest trafnych, a postawa kadry na boisku we wrześniowych meczach i listopadowym z Ukrainą kompletnie usunęła na bok szyderstwa z powodu nieszczęśliwej książki.
W środowym spotkaniu w Chorzowie reprezentacja Polski pokazała mniej więcej to samo, co w eliminacjach do Euro 2020. Brak stylu i pomysłu na schematyczne konstruowanie akcji, który jednak nie przeszkodził jej w odniesieniu sukcesu.
Znów bowiem zagrała bardzo skutecznie w obronie, zachowując czyste konto, mimo braku zgrania między Łukaszem Skorupskim w bramce oraz grającymi przed nim Pawłem Bochniewiczem i Sebastianem Walukiewiczem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak strzela brat Wayne'a Rooneya. Bramka-marzenie
Potrafiła też wykorzystać błędy rywali, którzy grali nowoczesny, szybki, ofensywny futbol, oparty na wymianie wielu podań przez dobrze wyszkolonych technicznie zawodników. Co z tego, skoro przeciwko Polsce nieskuteczny. Na końcu w zdobyciu bramki powstrzymywał ich słupek (szczęście przy rzucie karnym) lub Skorupski - to też szczęśliwa ręka Brzeczka, bo bramkarz Bolonii zachował czyste konto po raz pierwszy od września 2019 roku (aż 39 spotkań w Serie A).
Niektórych oburza, że piłkarzem wygranego 2:0 meczu, zbierającym najlepsze oceny jest bramkarz. Ale po stronie Brzęczka znów stają wyniki. Jego kadra awansowała na Euro 2020 z pierwszego miejsca, jest na pierwszym miejscu w silnej grupie Ligi Narodów z Włochami, Holandią i Bośnią. Nawet pogrom Finlandii wygląda dziś inaczej po środowym zwycięstwie tej ostatniej na wyjeździe z Francją 2:0.
Brzęczek ma szczęście, ale też sporo robi, żeby temu szczęściu pomóc. Przede wszystkim chce za wszelką cenę nie przegrać i z Włochami mu się udało, co jest cenne, bo drużyna Roberto Manciniego notowała najlepszą od wojny passę meczów ze strzelonym golem. Mało brakowało, a udałoby się również z Holandią w Amsterdamie, choć pod względem stylu był to najgorszy mecz Polaków w 2020 roku.
Jacek Gmoch zwraca też uwagę, że przy tym wszystkim Brzęczek cały czas wprowadza do drużyny młodych zawodników, co mecz przyzwala na debiuty. - Nie ogranicza się do zamkniętego kręgu kadrowiczów i pokazuje, że w tej populacji jest spory potencjał. Wpisuje się w zmianę pokoleniową w futbolu na świecie - mówi były selekcjoner.
Po efektownym wprowadzeniu do kadry Jakuba Modera, który po raz kolejny odpłacił Brzęczkowi za zaufanie, ustalając po wejściu z ławki wynik meczu z Ukrainą, a wcześniej Kamila Jóźwiaka, teraz pozwolił udanie zadebiutować Przemysławowi Płachecie i Robertowi Gumnemu. Nawet jeśli ich debiuty były co najwyżej poprawne i raczej nie zanosi się na ich szturm do składu na mistrzostwa Europy, to pokazali że jak najbardziej zasługują na bycie w reprezentacyjnym kręgu i niedalekim odwodzie.
Brzęczek znów miał dobrą rękę do zmian. Wspomniany Moder wszedł w idealnym momencie za Arkadiusza Milika. Dobra była też decyzja, żeby nie trzymać zbyt długo na boisku Piotra Zielińskiego, który miał asystę przy bramce Krzysztofa Piątka, ale widać po nim, że nie wrócił jeszcze do formy po przejściu koronawirusa.
Oczywiście w meczu z Ukrainą Polacy popełnili sporo błędów i selekcjoner na szczęście jest ich świadomy, ponieważ na konferencji prasowej sam określił wygraną jako szczęśliwą. Jak sam zdiagnozował: - Zbyt późno doskakiwaliśmy, zostawialiśmy rywalom zbyt dużo przestrzeni, ale trzeba wziąć pod uwagę, w jakim składzie wystąpiliśmy (...) Zagraliśmy z bardzo dobrym przeciwnikiem, ale na szczęście z nieskutecznym. To też sztuka wygrać z rywalem, który danego dnia był lepszy.
Jak na odmłodzoną drużynę (średnia wyjściowej jedenastki przeciwko Ukrainie wynosiła niecałe 26 lat), która zagrała w takim ustawieniu zapewne po raz pierwszy i ostatni, wynik meczu jest bardzo szczęśliwy i selekcjonerowi należą się gratulacje.
W okresie pandemicznym piękna i porywająca gra traci na znaczeniu. Skoro Ukraina może wygrać 1:0 z Hiszpanią, a Finlandia na wyjeździe upokorzyć Francję, to tak grająca Polska również może wygrać z każdym.
Zobacz także: Polska - Ukraina. Jan Tomaszewski: Jechali z nami jak chcieli w pierwszej połowie
Zobacz także: Polska - Ukraina. Przegląd wojsk Brzęczka wypadł bardzo przyzwoicie. Wygrana Polaków