PKO Ekstraklasa. Josip Juranović: Legia przepustką do drużyny wicemistrzów świata

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Josip Juranović
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Josip Juranović

- Występy w Legii utorowały mi drogę do kadry. Wydaje mi się, że jestem w ogóle pierwszym graczem, który trafił bezpośrednio z polskiej ligi do reprezentacji Chorwacji - mówi nam Josip Juranović, obrońca Legii Warszawa.

[tag=76469]

Josip Juranović[/tag] trafił do Legii latem tego roku z Hajduka Split. Nie od razu mógł pokazać, na co go stać, bo na kilka tygodni wstrzymało go zakażenie koronawirusem. Gdy jednak zaczął regularnie grać, okazało się, że jego transfer to strzał w "dziesiątkę". W ostatniej kolejce zanotował piękną asystę przy bramce Filipa Mladenovicia w starciu z Cracovią. A wcześniej zaliczył obiecujące występy w reprezentacji Chorwacji - drużynie aktualnych wicemistrzów świata. Czy ostatnie zgrupowanie utoruje mu drogę na mistrzostwa Europy? Szanse na to wyraźnie wzrosły.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Zaskoczyło pana ostatnie powołanie do reprezentacji? Od dłuższego czasu nie dostawał pan szansy na grę w ekipie "Vatrenih", a tymczasem przy okazji ostatniego zgrupowania wystąpił pan w aż trzech spotkaniach.

Josip Juranović, obrońca Legii Warszawa: Bardzo chciałem zagrać znów w reprezentacji. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że to powołanie przyjdzie po tym, jak dobrze zaprezentowałem się w moich pierwszych występach w Legii. Miałem okazję wystąpić w spotkaniach z Turcją, Szwecją i Portugalią. Nie spodziewałem się jednak, że dostanę tak poważną szansę, że spędzę aż tyle minut na murawie. Ale - na nieszczęście - kontuzji doznał Filip Uremović i przeciwko Szwecji pojawiłem się na boisku już w 41. minucie. A potem jeszcze wybiegłem w podstawowym składzie w starciu z Portugalią. Myślę, że mogę być zadowolony ze swojej postawy, ale byłbym jeszcze szczęśliwszy, gdybyśmy wygrali wszystkie te mecze.

Kogo najtrudniej było zatrzymać w starciu z Portugalią? Cristiano Ronaldo?

Ronaldo to wiadomo - wielka gwiazda. Ale myślę, że zwłaszcza Diogo Jota to naprawdę świetny i trudny do powstrzymania piłkarz.

Później wrzucił pan do mediów społecznościowych fotkę z Ronaldo. Długo pana prosił o wspólne zdjęcie?

Nie no, przyznam, że to jednak ja go o to zapytałem... Ale nie było z tym żadnego problemu, Cristiano z przyjemnością się zgodził, po czym życzył nam wszystkim szczęśliwej podróży do domów i powodzenia w kolejnych spotkaniach. Rzeczywiście to bardzo w porządku człowiek.

Widać po nim było, że niedawno pauzował z powodu zakażenia koronawirusem?

Myślę, że cały czas normalnie pracował, więc błyskawicznie wrócił do gry w Juventusie Turyn, a w kadrze zaliczył od razu trafienie do bramki po powrocie. Dodatkowo, ostatnio Portugalczycy wygrali z nami 3:2, więc nie ma chyba wątpliwości jaki to piłkarz.

Wy z kolei z powodu koronawirusa najedliście się stresu w spotkaniu z Turcją, bo w przerwie okazało się, że zakażony jest wasz środkowy obrońca Domagoj Vida. A przecież grał przez całą pierwszą połowę...

Dwa dni przed meczem wszyscy przechodziliśmy testy i wyniki były negatywne. Później były robione kolejne i rzeczywiście po pierwszej połowie do szatni wszedł lekarz kadry i przekazał Domagojowi Vidzie, że w jego przypadku wynik był pozytywny. Ale na szczęście wszyscy przestrzegaliśmy zasad i obostrzeń sanitarnych, więc nikt więcej się nie zaraził. Myślę, że dla drużyny nie był to zbyt wielki problem pod względem mentalnym, Filip Uremović wszedł na drugą połowę do składu w miejsce Vidy i zagrał bardzo fajnie. Może nie była to typowa sytuacja, ale daliśmy sobie radę.

Najciekawszy pod względem sportowej rywalizacji był dla was chyba mecz z Portugalią, choć przegrany 2:3. Doświadczony kolega z defensywy, Dejan Lovren, mocno panu pomógł w tym trudnym spotkaniu?

Zdecydowanie, Lovren mi bardzo pomagał, a przede wszystkim nasz kapitan Luka Modrić. Lovren przed meczem z Portugalią powiedział mi, że mam po prostu zagrać najlepiej, jak umiem, a on będzie mnie wspierał przez cały czas. Zresztą, na tym akurat zgrupowaniu było wielu świetnych piłkarzy z drużyny aktualnych wicemistrzów świata - m.in. Mateo Kovacić, Domagoj Vida, Dominik Livaković na bramce. Bardzo pomógł mi też Milan Badelj, który jednak tym razem był głównie rezerwowym. Miał dla mnie sporo cennych wskazówek.

Miał pan nawet swoją sytuację bramkową, w pierwszej połowie meczu z Portugalczykami.

Rzeczywiście, miałem dobrą okazję do strzelenia gola, przy stanie 1:0 dla nas. Mogłem przechylić trochę szalę na naszą korzyść. Uderzałem głową, ale minimalnie piłka minęła bramkę. Szkoda.

To zgrupowanie dało nadzieję, że uda się panu pojechać na najbliższe mistrzostwa Europy?

Zobaczymy. Będę dawał z siebie wszystko w legijnych barwach, a decyzja później będzie już należała do selekcjonera. Ja mogę pokazywać po prostu na boisku, na co mnie stać.

Przykre, że pańskiemu koledze z Legii, czyli Serbowi Filipowi Mladenoviciowi podobna okazja ostatecznie przeszła koło nosa.

To fakt. Oglądaliśmy nawet ten przegrany w rzutach karnych barażowy mecz Serbii ze Szkocją. Dla mnie to wielka szkoda, że Filip nie będzie miał szansy zagrać przeciwko Chorwacji na Euro. To by było coś, jakby dwóch bocznych obrońców Legii mogło na takim turnieju rywalizować przeciwko sobie. Ale cóż - musi to pozostać w sferze marzeń.

Ostatnio w ligowym starciu z Cracovią widać było, jak dobrze wam się współpracuje z Filipem na boisku. Poza nim też się tak dobrze dogadujecie?

Zdecydowanie. Razem z Domagojem Antoliciem, ale też Marko Vesoviciem tworzymy fajną bałkańską ekipę.

To właśnie transfer do Legii pomógł panu wrócić do kadry? Z Hajduka byłoby o to trudniej?

Na pewno fakt, że trafiłem do warszawskiego klubu pomógł mi w tym. Ale Hajduk to również wielki klub i stamtąd też można przebić się do kadry. Przyznam jednak, że występy w Legii utorowały mi drogę do reprezentacji. Wydaje mi się, że jestem w ogóle pierwszym graczem z polskiej ekstraklasy, który trafił bezpośrednio z polskiej ligi do reprezentacji Chorwacji.

Trudno było podjąć decyzję o opuszczeniu Hajduka po tych ponad pięciu latach spędzonych tam?

Na pewno łatwo nie było, bo w Hajduku czułem się, jak w domu i kochałem ten klub. Cały czas zresztą śledzę mecze Hajduka i wspieram ich całym sercem. Trochę oczywiście żałuję, że nie mogłem być w Splicie, gdy Torcida w tak efektowny sposób świętowała 70-lecie istnienia. To wielkie racowisko to był przepiękny widok. Pamiętam, jak trafiłem do Splitu, miałem wtedy ledwo 19 lat. Jak po raz pierwszy zobaczyłem tamtejszy stadion. Split to przepiękne miasto, pełne szalonych kibiców. Podobnie zresztą jest teraz w Legii. Dla ludzi w Splicie Hajduk znaczy więcej, niż cokolwiek innego. Tam naprawdę wszyscy żyją tym klubem. To jest niesamowite.


Pańskie początki w Legii zdecydowanie do najłatwiejszych nie należały. Nie dość, że od razu okazało się, że musi pan udać się na izolację związaną z koronawirusem, to jeszcze dość szybko nastąpiła zmiana trenera.

Na pewno ciężko było o tyle, że jak trafiłem do Legii, to chciałem od razu pokazać na co mnie stać. Tymczasem na samym początku zatrzymał mnie koronawirus. Rodzina i bliscy bardzo mnie jednak wspierali w tamtym czasie i było mi pod tym względem łatwiej.

Trener przygotowania fizycznego kadry Polski Leszek Dyja ocenił niedawno, że piłkarzom, którzy skąpoobjawowo przechodzą COVID-19 łatwiej jest w krótkim czasie wrócić później do formy, niż tym, którzy mieli bardziej wyraźne symptomy. Potwierdza pan?

Osobiście trudno mi to ocenić, bo sam miałem jedynie lekkie symptomy i bardzo szybko wróciłem do pełnej dyspozycji. Wygląda jednak na to, że to, co zaobserwował ten trener, jest prawdą.

Pan pierwsze kroki w futbolu stawiał w stolicy Chorwacji. Jakim cudem piłkarz pochodzący z Zagrzebia trafił do Hajduka Split, a nie któregoś z ekstraklasowych klubów ze stolicy - Lokomotivy albo Dinama?

Nie wiem tak naprawdę dlaczego tak się to w moim przypadku nietypowo potoczyło, ale jestem niezwykle wdzięczny Hajdukowi za to, co od niego dostałem. To, kim teraz jestem, zawdzięczam klubowi ze Splitu - to, jaki mam przebieg kariery, ale przede wszystkim to, że wychowano mnie tam na porządnego, dobrego człowieka. A to najważniejsze. Trochę nawet przesiąknąłem splicką mową, dalmatyńskim dialektem. Czasem mi się wyrywają te słówka typowe dla Dalmacji, zjadanie samogłosek i tak dalej.

Niedawno Hajduk po raz kolejny zmienił trenera, szkoleniowców rotuje się tam wyjątkowo często. Może jednak akurat Boro Primorac będzie rzeczywiście rozwiązaniem problemów splickiego klubu?

Primorac to wielka legenda Hajduka. Spędził też jako trener wiele lat w Arsenalu, gdzie pełnił funkcję asystenta Arsene'a Wengera. Nawet nie muszę o nim specjalnie opowiadać, jego nazwisko mówi samo za siebie. Ostatnio Hajduk pod jego wodzą ograł Slavena Belupo na wyjeździe 2:0 i Lokomotivę Zagrzeb 2:1. Myślę, że każda jego rada i wsparcie na pewno pomoże temu klubowi. To naprawdę chodząca, żywa legenda.

A jak Chorwacja radzi sobie z wyzwaniami związanymi z koronawirusem? Sytuacja nie jest tam chyba aż tak trudna, jak w Polsce?

W Chorwacji każdego dnia notuje się po 2-3 tysiące przypadków zakażeń. I podobnie, jak w Polsce zdarza się, że z powodu dużej liczby zakażeń koronawirusem przekłada się ligowe mecze i generalnie gra się bez publiczności. Zasadnicza różnica między naszymi krajami jest pewnie taka, że w Polsce jest więcej zakażonych, bo po prostu jest tu większa liczba mieszkańców.

Czytaj również:
PKO Ekstraklasa. Cracovia - Legia Warszawa. Rafael Lopes: Stu na stu wybrałoby Legię
Reprezentacja Polski. Leszek Dyja: COVID-19 ma wyniszczający wpływ na organizm

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalny gol w III lidze! Strzał piętką, z powietrza!

Źródło artykułu: