[tag=72523]
Rafael Lopes[/tag] wraca na stadion Cracovii, czyli swojego pierwszego klubu w ekstraklasie. Napastnik Legii Warszawa w niedzielę będzie miał okazję do rewanżu za ostatnią porażkę w Superpucharze Polski - "Pasy" o godz. 17.30 podejmą mistrza w 10. kolejce PKO Ekstraklasy.
- Chcę wygrać, ale jeśli zdobędę bramkę, ze względu na szacunek wobec Cracovii nie będę jej ostentacyjnie świętował - mówi nam. Portugalczyk opowiada też o akcji wsparcia drobnego biznesu w trudnych czasach pandemii koronawirusa, którą wraz z portugalskimi kolegami rozkręca w Internecie.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Zdobył pan ostatnio zwycięską bramkę w końcówce hitu Legii z Lechem Poznań. To jednocześnie pana pierwsze trafienie dla Legii.
Rafael Lopes, napastnik Legii Warszawa: To był ważny gol, zarówno dla klubu, jak i dla mnie. Czekałem na tę bramkę już dość długo. Trzeba pamiętać, że w tym sezonie najpierw przez kilka tygodni zmagałem się z kontuzją, której nabawiłem się jeszcze w finale Pucharu Polski, potem chorowałem. Nie na COVID-19, zmagałem się ze zwykłą infekcją. Miałem więc na początku tego sezonu trochę pecha. Nie od razu mogłem pomóc nowemu zespołowi. Teraz jednak sprawy zaczynają się dla mnie układać coraz lepiej. Ten gol też zmieni trochę moją sytuację, bo doda mi pewności siebie. Dla klubu to trafienie było bardzo ważne, bo dało nam zwycięstwo w prestiżowym starciu z Lechem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarskie sztuczki Hansiego Flicka. Dobry jest!
Ten gol był w pewnym sensie dowodem, że nie mają racji ci, którzy krytykowali pana transfer do Legii i uważali go za niepotrzebny?
Nie zastanawiam się nad tym, czy udowodniłem coś tą bramką. Trafiam do siatki, by pomóc drużynie. Oczywiście, rozumiem słowa krytyki, ale podkreślam, że z powodu tej kontuzji i problemów zdrowotnych na początku sezonu, potrzebowałem czasu, by wrócić do takiej formy, jaką prezentowałem w Krakowie. To nie było łatwe, ale teraz czuję się już naprawdę dobrze pod względem fizycznym. Muszę po prostu ciężko pracować i najważniejsze, bym to ludziom z Legii pokazywał, że jestem tutaj, by razem osiągać nasze cele.
Trener Czesław Michniewicz to rzeczywiście szkoleniowiec stawiający głównie na defensywę? Taka łatka do niego przylgnęła.
Jeśli chodzi o porównania obu trenerów z tego sezonu, to nie miałem za wiele czasu na poznanie trenera Aleksandara Vukovicia, bo - jak wspomniałem - na początku nie trenowałem z drużyną, a niedługo potem doszło już do zmiany szkoleniowca. Na pewno jednak trener Michniewicz wprowadził więcej elementów typowo taktycznych. Zwłaszcza w defensywie. To szkoleniowiec, który koncentruje się na detalach. Ale nie jest tak, że jest skupiony tylko na grze obronnej, dużo pracujemy też nad ofensywą. Jest to zrównoważone.
Jak dużym szokiem dla klubu i dla was samych było odpadnięcie z europejskich pucharów? Jedyny występ w Europie, jaki zdążył pan zaliczyć, to ten w przegranym meczu z Karabachem Agdam.
Oczywiście, musimy uczciwie powiedzieć, że Legia powinna grać przynajmniej w fazie grupowej Ligi Europy. To największy klub w Polsce i mamy do tego warunki. To normalne, że w efekcie tej porażki w pucharach, zespół stracił pewność siebie. Grunt, to potrafić zareagować po takiej porażce. A jedyny właściwy sposób reakcji to zdobycie kolejnego mistrzostwa w tym sezonie. A następnie – ponowienie walki o fazę grupową Ligi Mistrzów. Musimy się na tym skoncentrować, nie ma innej opcji.
Teraz na placu boju w Europie spośród polskich drużyn został tylko Lech Poznań. Widział pan jego rywalizację z Benfiką?
Tak, oglądałem to spotkanie, bo grali z portugalską drużyną. Regularnie oglądam ekipy z Portugalii w pucharach, więc ten mecz także. W mediach oceniono, że to było dobre spotkanie pewnie dlatego, że po prostu padło dużo bramek. Tego oczekują ludzie przed telewizorami - dobrego show. Nawet jeśli Lech przegrał 2:4, to był niezły mecz. Ale w futbolu najważniejszą rzeczą jest to, żeby zwyciężyć.
Niedawno WP SportoweFakty ujawniły, że przed sezonem pozyskaniem pana był zainteresowany właśnie Lech, ponoć nawet przekonywał pana do tego transferu Pedro Tiba. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale to ciekawy wątek.
Nie miałem świadomości, że już media o tym się dowiedziały. Ale nie mam problemu z tym, by o tym mówić. Nigdy nie rozmawiałem bezpośrednio z nikim z Lecha. To było najwyżej na poziomie dyskusji z agentami, Cracovia nie dostała żadnej oficjalnej oferty z Poznania. Mogę więc uznać, że była to jakaś opcja, ale nic oficjalnego.
Skoro teraz wraca pan do optymalnej formy, to pewnie trochę pan żałuje, że już zdążyliście zagrać o Superpuchar przeciwko Cracovii. Nie udało wam się sięgnąć po to trofeum, a po spotkaniu pański były klub umieścił w mediach społecznościowych szyderczy wpis bezpośrednio pana dotyczący. Zabolało?
Wiem, że miało to miejsce, choć na początku się nie zorientowałem, bo nie mam konta na Twitterze. Ale znajomi podesłali mi to w wiadomościach. Kiedy sprawa nabrała rozgłosu, Cracovia skontaktowała się ze mną. Zadzwoniono do mnie z przeprosinami. Zapewniano, że ten wpis nie miał mieć negatywnego wydźwięku, nie chodziło o to, by mnie obrazić. Cóż, każdy ma prawo umieszczać w mediach społecznościowych co uważa za stosowne. Nie wnikam w to. Natomiast szanuję i doceniam, że przeprosili mnie, na wypadek, gdybym poczuł się urażony. Dla mnie nie ma już tematu.
How it started: How it's going: pic.twitter.com/BZRGiiP30U
— CRACOVIA (@MKSCracoviaSSA) October 10, 2020
Te internetowe przytyki były niepotrzebne?
Rozmawialiśmy i powiedziałem szczerze, że uważam, że należy mi się szacunek. Niczym dziwnym nie jest to, że piłkarze zmieniają kluby, normalna sprawa w futbolu. Gdybyście zapytali setkę piłkarzy w ekstraklasie, czy podpisaliby kontrakt z Legią, toby się zgodzili. Byłem kapitanem Cracovii i mam wiele szacunku do klubu z Krakowa. A także do ludzi stamtąd, zwłaszcza wobec trenera Michała Probierza, który bardzo mi pomógł. To, że trafiłem do zespołu mistrza Polski, zawdzięczam też w pewnym stopniu Cracovii, a najbardziej właśnie trenerowi Probierzowi. Nie mogę nie być mu wdzięczny - zawsze będę.
Trener Probierz zrobił pana nawet kapitanem Cracovii, co wielu wówczas zaskoczyło. Stało się to po zawieszeniu ligi na czas lockdownu i odsunięciu poprzedniego kapitana, Janusza Gola, w kontrowersyjnych okolicznościach. Gol został pozbawiony opaski po tym, jak - deklarując reprezentowanie interesów drużyny - nie zgodził się na obniżkę zarobków. Później miał do pana żal.
W tamtym momencie sytuacja była nietypowa, nie spodziewałem się wtedy takiego wyróżnienia. Trener Probierz potrzebował jednak w tamtym okresie zawodnika, który pociągnie za sobą drużynę, by wyciągnąć maksimum z pozostałej części sezonu. Zawsze mówiłem szkoleniowcowi, że przyszedłem do Cracovii po to, by coś wygrać. I udało się to zrealizować, bo zdobyliśmy Puchar Polski, po raz pierwszy w historii klubu. Nie wiem, może mój boiskowy charakter sprawił, że trener Probierz uznał mnie za odpowiednią osobę do tego, bym pociągnął za sobą resztę zespołu.
W niedzielę znów zmierzy się pan Cracovią, ale tym razem w lidze i na jej terenie.
To będzie dla mnie wyjątkowy mecz, bo będzie się wiązał z powrotem na stadion Cracovii. Mam duży szacunek do Cracovii i jej kibiców. Niestety, nie będą obecni na stadionie, ale i tak będzie to dla mnie specjalne spotkanie. Oczywiście chcę wygrać, ale jeśli zdobędę bramkę, właśnie ze względu na ten szacunek nie będę jej ostentacyjnie świętował.
W całej Europie szaleje pandemia koronawirusa i wprowadzane są kolejne ograniczenia dla obywateli. W mediach społecznościowych poinformował pan, że chce pomóc dotkniętym przez pandemię przedsiębiorcom z Portugalii. O co dokładnie chodzi w tej akcji?
Ja i kilku innych portugalskich zawodników zaangażowaliśmy się w taki projekt. To był pomysł naszej współpracowniczki ds. mediów społecznościowych. Staramy się pomóc małym firmom czy sklepom, które zostały dotknięte przez pandemię i są w trudnej sytuacji. Jeżeli ktoś jest w takiej potrzebie, może się z nami skontaktować. Zapewnimy mu darmową reklamę w naszych mediach społecznościowych. Będziemy starali się pomóc tak dużej liczbie osób, jak się będzie dało. Nawet jeśli przysłużymy się w ten sposób do sprzedaży kilku par butów czy kilku t-shirtów, to uważam, że i tak warto. A może akurat uda się zrobić różnicę taką reklamą.
Ktoś już się z panem kontaktował w tym temacie?
Tak, całkiem sporo firm z Portugalii, małych sklepikarzy czy restauratorów. Oni wszyscy potrzebują wsparcia w trudnych czasach pandemii koronawirusa. Będziemy się starali zareklamować ich biznesy, nagłośnić informacje o nich.
W Portugalii obecnie są wprowadzane podobnie radykalne środki ostrożności i społeczne ograniczenia związane z ochroną przed pandemią co w Polsce?
Ostatnio wprowadzono m.in. godzinę policyjną po 1 po południu, obowiązującą w weekendy. Tylko do tego momentu restauracje czy kawiarnie mogą być otwarte. Ale każdy tydzień przynosi zmianę tych regulacji, co rusz wprowadzane są jakieś inne ograniczenia. Dla każdego jest to trudny czas. Jeszcze do niedawna mieliśmy w Portugalii spore ograniczenia w przemieszczaniu się. Przekładając to na polskie warunki, to było tak jakbyś był w Warszawie i nie mógł pojechać do Poznania. Ale to się wszystko bardzo szybko zmienia. Na pewno nie są to łatwe warunki do prowadzenia biznesu.
A jak pan radzi sobie z codziennym życiem w izolacji? Jako piłkarze, musicie jeszcze bardziej się pod tym względem pilnować, niż zwykli obywatele.
Nie jest łatwo, tym bardziej, że miasto wciąż jest dla mnie nowe. Chciałbym móc poznawać jego uroki, wychodzić do miasta z rodziną. A z powodu ograniczeń związanych z koronawirusem trudno o to. Nie mogę jednak narzekać. Jestem wdzięczny i dziękuję Bogu za to, co mam. Mam swój dom, a wielu ludzi na świecie nie może się tym cieszyć. Nie ma więc co utyskiwać na to, że musimy siedzieć w domu, mimo, że czasem człowiekowi trochę się nudzi.
Czytaj również:
Reprezentacja Polski. Leszek Dyja: COVID-19 ma wyniszczający wpływ na organizm
PKO Ekstraklasa. Cracovia. Matej Rodin transfer do Krakowa konsultował nawet z wiślakiem