Na jaw wychodzą nowe wieści w sprawie śmierci Diego Maradony. Dziennikarz Repubblicy Maurizio Crosetti przekazał szokujące wieści w sprawie ostatnich dni życia legendy futbolu. Okazuje się, że Argentyńczyk zmarł w bardzo małym i zaniedbanym domu. Nie było w nim nawet... toalety.
- Zmarł w domu, w którym nie było toalety. Musiał korzystać z toalety chemicznej, jak w kamperze. Jego serce pracowało tylko na 38 procent. Powinien przebywać na oddziale intensywnej terapii, a nie w małym i zapuszczonym domu - zdradził włoski dziennikarz.
Crosetti zaznaczył, że Maradona w domu nie miał zapewnionej odpowiedniej pomocy medycznej. - W tym domu nikt nie chciał ani nie mógł zająć się zniszczonym człowiekiem - przyznał.
- W momencie, gdy Diego opuszczał klinikę po operacji psychiatra Agustina Cosachov zalecał stałą obecność karetki i udzielanie pomocy medycznej i psychiatrycznej przez 24 godziny. Nic z tego nie zostało zrobione - dodał.
Ostatnią osobą, która widziała Maradonę żywego miała być jego pielęgniarka Dahiana Madrid, która o godz. 6:30 rano weszła do jego pokoju i po kontroli stwierdziła, że legendarny piłkarz oddycha normalnie. Kilka godzin później Argentyńczyk zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność serca.
Rodzina Maradony nie zamierzała zwlekać z pogrzebem. Dzień po śmierci legendarny piłkarz został pochowany na cmentarzu, który znajduje się na przedmieściach Buenos Aires. Media na bieżąco relacjonowały ostatnie pożegnanie "El Diego".
Zobacz także:
Grzegorz Krychowiak zakażony koronawirusem. Nie zagra w Lidze Mistrzów
Kuriozalne zapisy w kontraktach. Anglicy piszą o... Lewandowskim
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: efektowne racowisko i głośny śpiew. Tak Neapol pożegnał Diego Maradonę