Święci mają jedną z najlepszych defensyw w Premier League. Kierowana przez Jana Bednarka obrona dopuściła do straty tylko 21 bramek w 18 meczach. Lepsze pod tym względem są jedynie Manchester City, Tottenham Hotspur, Aston Villa i Arsenal.
Reprezentant Polski jest ulubieńcem Ralpha Hasenhuettla. 24-latek nie opuścił w tym sezonie ani jednego meczu, a odkąd Austriak prowadzi Southampton, rozegrał 83 spotkania - najwięcej spośród wszystkich zawodników z St Mary's Stadium.
- Bednarek to w tej chwili najbardziej ceniony i najrówniejszy obrońca Southampton - mówi nam Matthew Markstone, dziennikarz zajmujący się na co dzień klubem Polaka. - Hassenhuttl stale na niego stawia, ale trudno się temu dziwić, zważywszy, że od objęcia przez niego klubowych sterów, Polak radzi sobie naprawdę dobrze - dodaje nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO: Jan Nowicki o zwolnieniu Jerzego Brzęczka. "Był świetnym piłkarzem, na trenera jednak nie wyglądał"
- Ponadto, jak na standardy Premier League kwota, którą za niego zapłacono była niewielka, a sam zawodnik w ostatnich miesiącach przewyższył oczekiwania, jakie wobec niego żywiono - podkreśla Markstone. W 2017 roku Święci zapłacili za niego Lechowi Poznań 6 mln euro.
Amerykanin idzie krok dalej i upatruje w Bednarku jedną z czołowych postaci zespołu. Umiejscowienie go w hierarchii tuż obok Jamesa Warda-Prowse'a czy najlepszego strzelca Danny'ego Ingsa, to nobilitacja godna odnotowania.
- Bednarek bryluje w zakresie podejmowania decyzji, co pozwala mu ze stosunkowo sporą łatwością nadrabiać braki szybkościowe. W ostatecznym rozrachunku pozytywnie przekłada się to na umiejętności ustawiania się, blokowania strzałów i przechwytywania podań. To wszystko sprawia, że Polak należy do grona najważniejszych piłkarzy Southampton - zaznacza Markstone.
Wytrwałość i zmiany - recepta na pokonanie kryzysu
Bednarek jest największym beneficjentem trwającej od grudnia 2018 roku kadencji Hasenhuettla. Przed przyjściem tego szkoleniowca był tylko rezerwowym, a Austriak dostrzegł w nim potencjał na lider obrony. Zresztą, cały Southampton zyskał na pracy Hasenhuettla. Właściciele obdarzyli go sporym zaufaniem i nie zrezygnowali z jego usług nawet, gdy w drużyna utknęła na kilka tygodni w strefie spadkowej po niechlubnej porażce 0:9 z Leicester City w ubiegłym sezonie. Dziś w nagrodę zbierają owocne plony.
Menadżer z Austrii rozpoczął pracę na St Mary's Stadium od wypracowania wspólnego języka z piłkarzami. Sukces na tym polu okazał się nieoceniony, gdy drużynę dopadł kryzys formy. Brak wyników nie doprowadził do napięć, które uniemożliwiły dalszą współpracę. Przeciwnie, grupa pozostała zjednoczona i bez większych problemów zdołała wyjść na prostą i utrzymać się w Premier League w sezonie 2019/20.
Ne byłoby to możliwe, gdyby nie skłonność do autorefleksji Hasenhuttla. Dwa miesiące bez zwycięstwa w lidze - od września do listopada 2019 roku - okazały się impulsem do zmian związanych z ustawieniem na boisku. Najistotniejsza decyzja na dobre zamknęła epizod, w którego trakcie Southampton charakteryzowała formacja z trójką defensorów i wahadłowymi.
Od tamtej pory Hasenhuttl bezgranicznym zaufaniem darzy system 4-4-2, który przed przyjściem na Wyspy Brytyjskie stosował w Bundeslidze. Dokonane korekty spotkały się z dużym uznaniem ze strony Dave'a Merringtona. - Trzeba docenić to, co zrobił Ralph. Mnóstwo trenerów stwierdziłoby, że zmiany są niepotrzebne. On uznał jednak inaczej. Dzięki niemu zespół przeszedł transformację z defensywnie do ofensywnie usposobionego i takiego, który nęka rywala wysokim pressingiem - opowiada były menadżer Świętych.
Podobne zdanie na temat obecnego stylu gry Southamtpon ma Markstone: - Wysoki pressing, agresywne podejście i tworzenie okazji strzeleckich możliwie szybko po odbiorze piłki. Tak wygląda Southamton Ralpha Hasenuttla.
Nowe rozdanie - perspektywa wieloletniej współpracy
W Southampton Hasenhuttla rola jednostki, mimo że ważna, jest podrzędna względem rozwoju grupy. Austriak jest ostatnim trenerem, którego należałoby podejrzewać o krótkowzroczność. Nie dziwi więc, że w osobie 53-latka upatruje się człowieka, który ukształtuje klub w długoterminowej perspektywie. Dowodem na potwierdzenie tych słów jest "Southampton playbook".
Projekt, za którym stoi sam Hasenhuttl, to nic innego, jak strategia rozwoju klubu od najniższego do najwyższego szczebla. Plan jest prosty. Drużyny w każdej kategorii wiekowej w swoich boiskowych poczynaniach mają przypomnieć pierwszy zespół. Dzięki temu Hasenhuttl w przyszłości, ze względu na lepsze przystosowanie do preferowanego przez niego stylu gry, będzie mógł szybciej wprowadzać młodych piłkarzy.
Fakt, że Hasenhuttl ma wpływ na więcej niż tylko grę na boisku, pokazuje, że zarząd wierzy w jego wizję. Efektem zdrowych relacji jest duży kredyt zaufania, który Austriak spłaca z nawiązką. Kilka miesięcy temu niektórzy odliczyli dni do jego zwolnienia, a dziś Southampton coraz odważniej puka do ścisłej czołówki Premier League. W tym sezonie potrafił pokonać Liverpool (1:0), a z Pucharu Anglii wyeliminować Arsenal.
Kadencja Hasenhuttla może okazać się dla Świętych przepustką do przedsionka piłkarskiej elity. Ambicje są jasno sprecyzowane. - Święci chcą wrócić do Europy - wskazuje Markstone.
- Ostatnimi czasy bolączką klubu był finansowe niedociągnięcia z przeszłości, przez co kadra zespołu nie jest zbyt liczna. Plan minimum to jednak walka o awans do europejskich pucharów. Dzięki temu klub może stać się bardziej atrakcyjny dla młodych piłkarzy, którzy w kolejnych latach przyczyniliby się do zwiększenia przepływów pieniężnych - podsumowuje nasz rozmówca.
Na półmetku sezonu Southampton jest na 10. pozycji w tabeli Premier League, ale podopieczni Hasenhuttla mają tylko cztery punkty straty do miejsca premiowanego grą w Lidze Europy. Najbliższy mecz, który może pomóc zniwelować tę stratę, Święci rozegrają we wtorek, 26 stycznia. Ich rywalem będzie Arsenal.
Zobacz także:Legendarny trener Marcello Lippi: Sousa w Polsce? Mogę powiedzieć tylko jedno!
Zobacz także: Media: zwrot ws. Kamila Piątkowskiego! Znalazł się na celowniku niemieckiego giganta