Trudna sztuka dialogu. Krótka historia Dynama Wrocław

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: piłkarze Dynama Wrocław
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: piłkarze Dynama Wrocław

- Chcieliśmy tylko grać w piłkę i propagować integrację między Ukrainą i Polską - mówią przedstawiciele Dynama Wrocław. Klub Ukraińców przestał istnieć, bo... wygrał swoją ligę. - Są przepisy, których trzeba przestrzegać - odpowiada Dolnośląski ZPN.

W tym artykule dowiesz się o:

Sztandarowe hasła PZPN "Łączy nas piłka" i "Piłka dla wszystkich" w tej historii się zwalczają. Futbol połączył grupę imigrantów, ale okazało się, że rywalizacja w polskiej lidze amatorskiej jednak nie jest dla wszystkich.

Zaczęło się od internetowego ogłoszenia. W lipcu 2015 roku Serhij Nedbajło, ukraiński trener ze smykałką do biznesu, postanowił założyć klub, który będzie złożony tylko z jego rodaków. Otrzymał kilka pozytywnych odpowiedzi, niedługo później odbył się pierwszy trening.

- Przeoczyłem tylko pierwsze zajęcia. Wtedy to jednak nie było jeszcze Dynamo, bardziej spotkanie organizacyjne, sprawdzenie się między sobą, pogadanie o możliwościach i najbliższej przyszłości, jaka miała czekać drużynę - mówi nam Dmitrij Dzierżyński, lewy obrońca zespołu, którego życie kręciło się wokół Dynama Wrocław.

ZOBACZ WIDEO: Zaszczepieni kibice wejdą na stadiony? Ryszard Czarnecki wskazał możliwy termin

Mały Kijów

Proste skojarzenie najpopularniejszego ukraińskiego klubu Dynamo Kijów i miasta, w którym Ukraińcy zaczęli grać razem w piłkę. Co ciekawe, wschodnich sąsiadów w dolnośląskiej stolicy z roku na rok jest coraz więcej. Kilka lat temu mówiło się, że co dziesiąty mieszkaniec Wrocławia jest obywatelem Ukrainy. A dzielnica Krzyki zyskała wśród Ukraińców nawet przydomek "Małego Kijowa". W przypadku Dynama Wrocław, nazwa trafiona w dziesiątkę.

- Najpierw trenowaliśmy na Suchym Dworze, raz bądź dwa razy w tygodniu. Tam też graliśmy mecze. Z czasem przenieśliśmy się na stadion na Niskich Łąkach. Tam pomogła nam Fundacja Ukraina i pan Artem Zozula. Trenowaliśmy też jakiś czas na Sztabowej - wylicza Dzierżyński.

Pierwszy sezon Dynamo zakończyło na trzecim miejscu w tabeli wrocławskiej C klasy. Ukraiński zespół miał najlepszą defensywę w lidze, ale lepsze były Sporting Wrocław i Błękitni Pustków Wilczkowski. To były rozgrywki 2015/16.

Logo Dynama Wrocław (fot. archiwum klubu)
Logo Dynama Wrocław (fot. archiwum klubu)

- Moim ulubionym zespołem na Ukrainie jest Szachtar Donieck. I choć to rywale Dynama, nazwa była dla mnie jak najbardziej w porządku - uśmiecha się Vladyslav Strinada. Był bramkarzem i lewym pomocnikiem w drużynie Nedbajły. - W piłkę grałem od dziecka. Trenowaliśmy, atmosfera była bardzo fajna. Tak szczerze, to z przyjemnością przychodziło się na treningi. Taka luźna, przyjacielska atmosfera, to było na wagę złota - mówi Strinada.

MMA z elementami futbolu

Dynamo wzbudzało coraz większe zainteresowanie mediów. Odbyła się nawet sesja zdjęciowa na stadionie Śląska Wrocław. Ukraińcy spotykali się z pozytywnym, ale i negatywnym odbiorem kibiców. Zdarzały się nieprzyjemne komentarze, nawet mocno szowinistyczne. Nie przyjeżdżał ligowy rywal, a zespół złożony z Ukraińców.

Pojawiały się też skojarzenia związane z barwami klubu. Skoro bordowo-czarne, to blisko czerwono-czarnych. A to barwy flagi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów-Banderowców. Historie najprościej jest dorobić, a chodziło przecież tylko o granie w piłkę nożną...

- Dodatkowo, w pierwszym sezonie przegraliśmy kilka spotkań przez sędziów. Żeby tego uniknąć w kolejnych rozgrywkach, kupiliśmy kamerę i żeby nie było kombinacji, nagrywaliśmy mecze. Dzięki temu nie było wątpliwości, zawsze można było później coś zweryfikować, wysłać materiał do DZPN, jako dowód. Podeszliśmy do klubowej codzienności bardzo poważnie, a dodatkowo zdominowaliśmy ligę - wspomina Dzierżyński.

W 16 meczach sezonu 2016/17 Dynamo zdobyło 45 punktów. Piętnaście zwycięstw i jedna porażka, bilans bramkowy 80:25. Promocja do B klasy. Ale na tym się skończyło. - Była umowa ustna z DZPN, że jeśli zajmiemy pierwsze miejsce w lidze, dopuszczą nas do rozgrywek B klasy. Ale nic z tego nie wyszło, nie dopuścili nas... - mówi Strinada i dodaje: - Myślę, że docelowo moglibyśmy spokojnie grać jeszcze wyżej, mieliśmy dobrą paczkę.

Przepisy jasno określają zasady. W B klasie uprawionych do gry jest jedynie dwóch obywateli państw spoza Unii Europejskiej. To może tej umowy ustnej jednak nie było? - Była, co do tego nie mam żadnych wątpliwości - zapewnia Dzierżyński.

- Zainteresowanie naszym klubem zrobiło się na tyle duże, że chcieliśmy wystawić nawet dwie drużyny, w klasie C i B. Mieliśmy drużynę, która wywalczyła awans i około 15 osób, które były dodatkowo do trenowania. Serhij chciał również stworzyć szkółkę Dynama Wrocław dla dzieci. Dokładając do tego tych stałych 30-40 piłkarzy, to był naprawdę spory potencjał. Ale przegraliśmy z DZPN - opowiada.

- Walczyliśmy przez jakieś trzy miesiące, pisane były pisma do związków, nic to wszystko nie dało. Ponowne granie w C klasie nie miałoby sensu. Byliśmy zdecydowanie lepsi, a poza tym realia tej ligi podzieliłbym na połowę. Pięćdziesiąt procent to piłka nożna, a druga część to już typowe, boiskowe MMA - śmieje się Dzierżyński.

Niesmak pozostał
 
- Absolutnie nie było żadnej umowy słownej - twierdzi Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. - Są przepisy, których trzeba przestrzegać. Gdyby przyszli chociaż raz, a nie, po wygraniu rozgrywek, nagle pojawiła się chęć grania wyżej - dodaje wiceprezes PZPN.

- Co do samej inicjatywy, nie miałem wtedy i nadal nie mam nic naprzeciw. Ale co innego granie na poziomie C klasy, a co innego w B klasie, gdzie zarządza już PZPN i rozgrywki podlegają przepisom, które jasno przekreślają takie pomysły jak Dynamo Wrocław. Kilkanaście razy byłem na Ukrainie i też musiałem się podporządkowywać tamtejszym regułom. Piłkarze Dynama nie powinni mieć poczucia żalu, nawet po kilku latach, bo zasady są jasne i funkcjonowały przed ich startem w C klasie i teraz - podkreśla Padewski.

Co ciekawe, sam prezes DZPN przed laty był piłkarzem Włókniarza Wrocław. Klubu, który również zniknął z mapy miasta, choć z zupełnie innych, ekonomicznych powodów. A na miejscu jego stadionu na wrocławskich Stabłowicach stoi dziś... osiedle domków jednorodzinnych.

Historia Dynama Wrocław stanęła na dobre w 2017 roku. Minęły cztery lata, ale można odnieść wrażenie, że sprawa nadal wzbudza emocje, zwłaszcza wśród piłkarzy tego klubu. Mimo kilku prób, Serhij Nedbajło nie odpowiedział na nasze pytania.

- Część chłopaków nadal mieszka we Wrocławiu, grywają też w innych drużynach. Mieliśmy sporą grupę kibiców, sponsora na sezon w B klasie... Chcieliśmy tylko grać w piłkę i propagować dobrą integrację między Ukrainą i Polską - mówi Dzierżyński.

Dynamo Wrocław razem ze swoimi kibicami (fot. archiwum klubu)
Dynamo Wrocław razem ze swoimi kibicami (fot. archiwum klubu)

- Co ciekawe, nie grając już w lidze, zaprezentowaliśmy się na turniejach w Bukowelu i Kijowie. To były rozgrywki drużyn złożonych z Ukraińców w różnych krajach. Jako Dynamo Wrocław najpierw odpadliśmy w półfinale, a przy drugim podejściu zajęliśmy drugie miejsce. Mocno podkreślając, że jesteśmy drużyną z Wrocławia - zaznacza nasz rozmówca.

- Byliśmy też otwarci na Polaków w zespole w przyszłości. Szkoda. Należą się jednak podziękowania dla Serhija. Poświęcił dużo czasu i pieniędzy, żebyśmy mogli grać, również na szkółkę piłkarską dla dzieci - przypomina Dzierżyński.

Czy pomysły Nedbajły i zebranych przez niego rodaków faktycznie miałyby przełożenie na realia we Wrocławiu? Wydaje się, że potrzeba by było zdecydowanie więcej dialogu i przekonania z obu stron, że faktycznie warto. Zwłaszcza że firmowanie otwartości oraz tolerancji względem innych krajów oraz kultur, to też sztuka pójścia na kompromis. Znalezienia się na tej samej drodze, nie tracąc przy tym tego, co nasze. A zyskując to, co wspólne.

Źródło artykułu: