Dla łodzian był to pierwszy oficjalny mecz w 2021 roku. Legioniści mają już na koncie dwa ligowe starcia. Jeszcze w styczniu ulegli w Bielsku-Białej Podbeskidziu 0:1, ale tydzień później zmazali plamę i pokonali u siebie kandydata do podium, drużynę Rakowa Częstochowa 2:0. W wyjściowym składzie łódzkiego zespołu znalazł się jednak ktoś, to częściowo miał rozdarte serce. Chodzi oczywiście o kapitana Arkadiusza Malarza.
- Jestem kibicem Legii i będę nim. To się nie zmieni. Trzymam kciuki za Legię, ale... to tyle. ŁKS jest teraz moją drużyna. Chcę z nim zwyciężać. Ta sympatia musi zejść na bok, bo dochodzi do tego aspekt zwycięstw i przejścia do kolejnej rundy. Każdy z nas, a przede wszystkim ja, chcemy dawać z siebie jak najwięcej i awansować dalej - mówił w ŁKS TV przed spotkaniem.
Trzeba przyznać, że bramkarz ŁKS przez pierwsze dziesięć minut nie miał pracy, w odróżnieniu od jego kolegów z formacji ofensywnych. Michał Trąbka strzał oddał już w trzeciej minucie, ale czujnie zareagował w bramce Cezary Miszta. Później jeszcze pozycję do strzału mieli Pirulo i Antonio Dominguez. Ale wszystko odwróciło się jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponująca sztuczka gwiazdy Realu Madryt
Ełkaesiacy stracili piłkę na własnej połowie, a w jej posiadanie wszedł Rafael Lopes. Ten odegrał do Bartosza Slisza, który pokusił się o strzał z kilkunastu metrów. Piłka odbiła się jeszcze od Jana Sobocińskiego, przez co zmyliła Arkadiusza Malarza i wpadła do siatki. Legioniści objęli więc prowadzenie.
W kolejnych minutach optyczna przewaga gości tylko się powiększała, ale ta wynikowa - już nie, choć powinna. Świetne okazje zmarnowali bowiem Mateusz Cholewiak i Kacper Skibicki. Pierwszy z nich pokusił się nawet o strzał. Drugi zaś - nie trafił w piłkę, którą miał wyłożoną na piąty metr. To zemściło się w 42. minucie, kiedy ŁKS miał rzut rożny. Dośrodkowanie Pirulo na bramkę zamienił Sobociński, czym odkupił winy.
W przerwie Kacpra Skibickiego zmienił Luquinhas i już cztery minuty po wznowieniu gry popisał się indywidualną akcją na lewej stronie. Wyprzedził wszystkich rywali i uderzeniem z dość ostrego kąta pokonał Arkadiusza Malarza. Jednak suma szczęścia musi równać się zero, więc uśmiechnęło się ono do ełkaesiaków. Po strzale Pirulo piłka zaplątała się Cezaremu Miszcie i trafiła do Piotra Janczukowicza, który strzałem z najbliższej odległości trafił do bramki.
Był nawet w drugiej połowie moment, w którym to łodzianie byli bliżej gola numer trzy. Na okazje Kapustki, Lopesa i Pekharta odpowiedzieli Rygaard i Pirulo. Nadal jednak utrzymywał się remis 2:2. Jednak w 83. minucie dośrodkowanie Luquinhasa głową na bramkę zamienił Pekhart. Piłka skozłowała na linii bramkowej i przeleciała przez palce Malarza.
Co ciekawe, Pehkart chwilę później wyleciał z boiska po czerwonej kartce za chamskie kopnięcie Macieja Dąbrowskiego w pośladki po tym, jak był faulowany. Kilka minut później siły się wyrównały, bo za faul czerwoną kartkę dostał Pirulo. Gole jednak już nie padły. Wojskowi wczołgali się do 1/4 finału Fortuna Pucharu Polski.
ŁKS Łódź - Legia Warszawa 2:3 (1:1)
0:1 - Bartosz Slisz 14'
1:1 - Jan Sobociński 42'
1:2 - Luquinhas 49'
2:2 - Piotr Janczukowicz 56'
2:3 - Tomas Pekhart 83'
Składy:
ŁKS: Arkadiusz Malarz - Maciej Wolski, Maciej Dąbrowski, Jan Sobociński, Adam Marciniak - Jakub Tosik, Mikkel Rygaard, Antonio Dominguez, Pirulo, Michał Trąbka (85' Łukasz Sekulski) - Piotr Janczukowicz
Legia: Cezary Miszta - Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia - Josip Juranović, Bartosz Slisz, Bartosz Kapustka, Filip Mladenović - Mateusz Cholewiak (60' Tomas Pekhart), Kacper Skibicki (46' Luquinhas) - Rafael Lopes.
Sędziował: Tomasz Wajda (Żywiec)
Żółte kartki: Dąbrowski, Tosik (ŁKS) - Lopes (Legia)
Czerwone kartki: Pirulo (ŁKS) - Pekhart (Legia)