[b]
Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty: Jak pan widzi sytuację Polaków z MLS w kontekście reprezentacji po zmianie selekcjonera?[/b]
Janusz Michallik, były reprezentant USA, ekspert ESPN: Myślę, że w pewnym sensie Sousa będzie trochę inny niż Brzęczek. Jest z zagranicy, nie będzie przywiązany do tych samych nazwisk, będzie patrzył na wszystkich.
Umówmy się, jesteśmy w takim momencie, że prawie nikt nic nie gra spośród reprezentantów Polski, a Sousa będzie pod presją i to momentalną. Zapomnijmy o Euro, my musimy się teraz zakwalifikować na mistrzostwa świata, a jesteśmy moim zdaniem w bardzo trudnej grupie.
Czy ja się jednak łudzę, że ci piłkarze, którzy aktualnie grają w MLS, będą odgrywali bardzo ważną rolę w reprezentacji Polski? Prawdopodobnie nie. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby taki trener jak Sousa był bardziej otwarty i bardziej by się przyglądał zawodnikom spoza tych, których każdy Polak może wymienić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale błąd. Co ten obrońca zrobił?!
Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik mają problemy w klubach. Gdyby miał ich zastąpić któryś z napastników z MLS, kogo by pan wskazał?
Zawodnicy w MLS także mają skomplikowaną sytuację. Największym problemem jest to, że nie grają. Sezon MLS skończył się w listopadzie. Start kolejnego został natomiast przesunięty aż do połowy kwietnia, oni dopiero zaczną trenować pod koniec tego miesiąca, może na początku marca. Czyli mają ogromny problem z tym, że przez długi okres nie grali. I z tego względu, dużo bardziej niż z powodu tego jakimi są zawodnikami, będzie im się trudno załapać.
Niezgoda miał bardzo ciężki sezon, prawie w ogóle nie grał. Adam Buksa miał w miarę ok sezon, ale to dopiero kolejny więcej nam o nim powie, o tym jak się odnajdzie w Revolution, jakim jest piłkarzem. Nie był tragiczny, ale też nie był rewelacyjny, był tylko ok. Przybyłko znowu grał dobrze, jego drużyna grała bardzo dobrze. Jego jednak mi po prostu szkoda, ponieważ do tej pory zupełnie nie był brany pod uwagę.
Najbliżej reprezentacji był Frankowski. I myślę, że jako na bocznego pomocnika, czy nawet na prawego obrońcę, można by na niego spojrzeć. Wiem bowiem, że on chce być też brany pod uwagę jako obrońca.
Do polskiej kolonii w USA dołącza także Jan Sobociński, który został ostatnio nowym piłkarzem Charlotte FC. Był pan zaskoczony tym ruchem?
Sam byłem z tym transferem trochę związany. Sobocińskiego chciał też inny klub w MLS-ie. Nie chcę go tu wymieniać, ale jest to klub, który przyglądał się trzem-czterem polskim środkowym obrońcom.
Oprócz Sobocińskiego kim jeszcze?
Współpracowałem z drużyną, która była bardzo zainteresowana zarówno Sobocińskim jak i Kiwiorem i Piątkowskim. Był jeszcze jeden zawodnik, ale nie chcę go wspominać, bo dali mu ofertę, ale wybrał pozostanie w Polsce. Nie ma po co go wymieniać z nazwiska, żeby nie robić jakichś niesnasek.
Czy fakt, że zespół z MLS sięga po polskiego pierwszoligowca oznacza, że cieszymy się już w USA pewną renomą?
Fakt, że pewne zespoły obserwowały Sobocińskiego, i nie chodzi tu o Charlotte, wziął się stąd, że obserwowały one trzech piłkarzy grających na mistrzostwach świata U-20. Patrzyli też m.in. na wspomnianego Piątkowskiego. Ten transfer był jednak nierealny, aczkolwiek było duże zainteresowanie jego osobą. Pomagałem w obserwacji tych piłkarzy. Włącznie z grającym dziś w Żilinie Kiwiorem.
MLS w tym momencie trochę zmieniło swój sposób wyszukiwania zawodników. Zamiast starszych gwiazd, szuka się piłkarzy młodych, na których będzie można jeszcze zarobić. Wiadomo, że Amerykanie byli na tych mistrzostwach U-20 w Polsce i obserwowali tych trzech środkowych obrońców. Także bardziej bym to tłumaczył w ten sposób, aniżeli faktem, że Sobociński gra w polskiej lidze.
Wiadomo jednak, że pewna renoma jest, ponieważ zawodnicy wypracowali ją już lata temu, jeszcze za moich czasów, jak grałem z Romkiem Koseckim, Podbrożnym czy Piotrkiem Nowakiem, aż do teraz dzięki Niezgodzie, Buksie, Frankowskiemu, Przybyłce czy Tytoniowi. Polacy grają w MLS bardzo poprawnie, drużyny i trenerzy są z nich zadowoleni. Nie patrzyłbym jednak na to, że to aż taka rewelacja, że szukają Polaków aż w I lidze. To dużo bardziej zasługa mistrzostw świata U-20.
Jak ocenia pan na dziś samego Sobocińskiego?
To ciekawy zawodnik z tego względu, że jest lewonożnym środkowym obrońcą, ma długą piłkę, potrafi rozegrać od tyłu. Spadek spowodował jednak, że zszedł trochę z radarów. Widać też, że brak mu pewności, ale to można odbudować.
Skoro było tak duże zainteresowanie Sobocińskim, jak to się stało, że trafił ostatecznie do Charlotte?
Tu w grę wchodzą prawa ligi amerykańskiej, które są dosyć skomplikowane. Nie chce w to za bardzo wchodzić. Istnieje jednak tzw. discovery right (w wolnym tłumaczeniu "prawo odkrycia"), w myśl którego klub może wpisać zawodnika na listę, że jest nim zainteresowany. Nie musi go od razu kupić, ale też nie może go mieć na tej liście na zawsze. Gdyby jakaś inna drużyna była zainteresowana tym zawodnikiem, to może się zgłosić do tego klubu.
Tak właśnie było z Sobocińskim, którego na listę wpisało Charlotte. Wówczas inny zespół zgłosił się, mówiąc: "albo go bierzecie, albo nie, bo my jesteśmy nim zainteresowani". Ja próbowałem wówczas tej drużynie pomóc, jednak Charlotte będąc zmuszone, zdecydowało się kupić Sobocińskiego. Można było także odkupić te "prawa odkrycia", jednak ostatecznie Charlotte zdecydowało się na transfer.
W Charlotte wydają się mocno emocjonować transferem Sobocińskiego, nawet oficjalny profil klubu na Twitterze w opisie ma "New Home of Jan Sobociński".
To po prostu klub, który nie kopnął jeszcze piłki, nie ma nawet trenera. To specyficzna sytuacja. Na pewno z czasem będą tam szukać szkoleniowca, który będzie potrafił zrobić coś z aktualnie sprowadzanych piłkarzy. To dość dziwna sytuacja, jest jeszcze cały rok, zanim Jan Sobociński tu przyjdzie. Na pewno jednak social media są dziś bardzo ważne.
Czego się można spodziewać po samym Charlotte?
Trudno powiedzieć. Właścicielem tego zespołu jest bilioner, który może zrobić, co tylko będzie chciał. Jak to zrobi, to jednak inna sprawa. Jest wielu bardzo bogatych właścicieli. Niektórzy od razu kupują drużynę na zwycięstwo, a są tacy, którzy to powolutku chcą budować, tak jak na przykład w Chicago Fire.
Jestem przekonany, że właściciel Charlotte będzie mógł kupić kogokolwiek będzie chciał. Czy to jednak zrobi - czas pokaże. Przypuszczam, że przede wszystkim trzeba będzie z tym poczekać, aż do zespołu dojdzie trener.
Czytaj także:
- Kuriozalna kontuzja bramkarza przed meczem. "Teraz moja żona będzie gotować"
- "W FC Barcelona mnie zabili". Szokujące słowa byłego piłkarza klubu z Camp Nou