Pandemiczna rzeczywistość trwa już rok. W tym czasie doszło do kilkumiesięcznego zawieszenia rozgrywek na całym świecie, przesunięcia Euro 2020 i innych dużych zmian w kalendarzu. Dziś mecze są rozgrywane płynnie, ale niemal wszędzie przy pustych trybunach.
- Niestety nie jestem optymistą, jeśli chodzi o powrót kibiców na stadiony jeszcze w tym sezonie - przyznał Dariusz Mioduski, obawiając się, że ich długotrwała nieobecność na meczach może mieć daleko idące skutki. - Dziś klienci mają ogromny wybór rozrywek i musimy to zrozumieć oraz zastanowić się nad tym, jak ich nie stracić.
Koronawirus pozbawił świat futbolu sporych wpływów finansowych, a koszty wciąż są wysokie. - Każdy stara się oszczędzać wszędzie, gdzie to możliwe. Jednak większość obciążeń jest związana z wynagrodzeniami zawodników, a ze względu na przepisy FIFA i UEFA, nie można z tym wiele zrobić. W ubiegłym sezonie sporo klubów negocjowało z piłkarzami okresowe obniżenie zarobków, ale teraz wszystko wróciło do normy - dodał.
- System licencjonowania klubów i brak mechanizmu maksymalnego wynagrodzenia daje zawodnikom i agentom przewagę w negocjacjach na rynku, który jest bardzo konkurencyjny - zaznaczył Mioduski.
Klubom z takich lig jak polska nie pomaga też przepaść finansowa, jaka dzieli ich od największych. - Szczególnie ostatnie kilka lat było katastrofalne ze względu na rosną polaryzację między nielicznymi a resztą. Należy się tym jakoś zająć, w przeciwnym wypadku doprowadzi to do jeszcze większej nierówności, a w konsekwencji utraty zainteresowania futbolem w wielkiej części Europy. Wśród klubów pięciu najlepszych lig nie widać jednak woli zmiany obecnego systemu, bo właśnie te ligi są jego największymi beneficjentami - stwierdził właściciel Legii.
Czytaj także:
Warta Poznań pozywa Lecha. Chodzi o Jakuba Modera
Wyjazd na mecz przykrywką dla emigracji zarobkowej. 18 lat temu "kibice" Amiki Wronki uciekali do Wielkiej Brytanii
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kamil Glik wyglądał jak RoboCop