"Kolejorz" przegrał z Rakowem Częstochowa (0:2) i pozostaje mu tylko walka w PKO Ekstraklasie, gdzie zajmuje miejsce w środku ze stawki ze stratą dziewięciu punktów do podium.
- W nie najlepszym stylu kończy się nasza przygoda z Pucharem Polski. Trzeba pogratulować Rakowowi, który zagrał dobry mecz i zwyciężył zasłużenie. My poza częścią pierwszej połowy, w której wyglądaliśmy nieźle, graliśmy bardzo nerwowo. Nie potrafiliśmy wyprowadzić piłki od tyłu. Mieliśmy bardzo dużo strat, co napędzało rywala. Niestety skończyło się to porażką - ocenił Dariusz Żuraw.
Czy to już koniec sezonu 2020/2021 dla "Kolejorza"? - Ja tak nie uważam. Sezon trwa, jest jeszcze sporo spotkań do rozegrania. W lidze musimy zrobić wszystko, żeby zakończyć rozgrywki z twarzą - dodał trener.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kamil Glik wyglądał jak RoboCop
Opiekun wicemistrza Polski nie owijał w bawełnę i otwarcie przyznał, że mankamentów w grze jego podopiecznych było mnóstwo. - Słabo zagrali skrzydłowi, słabo boczni obrońcy. Mógłbym wymieniać też inne pozycje. Nie zostało zrealizowane to, co sobie zakładaliśmy przed meczem. Muszę to wyjaśnić z zawodnikami. Próbujemy coś zmieniać, ale nie wszystko nam wychodzi, bo też nie wszyscy piłkarze są w formie, jakiej byśmy sobie życzyli.
Przyszłość Żurawia przy Bułgarskiej stoi pod coraz większym znakiem zapytania. - Mamy słabsze momenty, taki się znów pojawił, mimo zwycięstwa w dwóch wcześniejszych spotkaniach. Nie oznacza to jednak, że spuszczę głowę i się poddam. Nie jestem takim człowiekiem. Dopóki będę miał możliwość, zamierzam walczyć. Nie rozważam dymisji. Cały czas jestem w kontakcie z dyrektorem sportowym i prezesami. Wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Jeśli będą jakieś decyzje, to je przyjmę, ale nie poddam się - zakończył.
Czytaj także:
Warta Poznań pozywa Lecha. Chodzi o Jakuba Modera
Wyjazd na mecz przykrywką dla emigracji zarobkowej. 18 lat temu "kibice" Amiki Wronki uciekali do Wielkiej Brytanii