Nemanja Nikolić: Kiedy to się stanie, Paulo Sousa może wybuchnąć jak bomba

Getty Images /  Srdjan Stevanovic / Na zdjęciu: Nemanja Nikolić
Getty Images / Srdjan Stevanovic / Na zdjęciu: Nemanja Nikolić

Nemanja Nikolić, znany w Polsce z gry w Legii, pracował kiedyś z Paulo Sousą, a 25 marca może zagrać przeciwko niemu. W rozmowie z WP SportoweFakty "Niko" wspomina swój koszmar sprzed lat i mówi, jakie znaczenie miałby dla niego gol strzelony Polsce.

Choć w Polsce Nemanja Nikolić grał tylko 1,5 roku, to kibice Legii Warszawa dobrze go wspominają do dzisiaj. Nikolić pomógł klubowi na krajowym podwórku i w pucharach, bo awansował z nim do Ligi Mistrzów.

Urodzony w Serbii reprezentant Węgier był jednym z najskuteczniejszych piłkarzy Legii w ostatnich latach (56 meczów i 41 goli w Ekstraklasie). Włoski trener Madziarów Marco Rossi namówił go jakiś czas temu do powrotu do kadry narodowej i Nikolić ma szansę na występ przeciwko Polsce.

W rozmowie z WP SportoweFakty "Niko", który już pięć razy był królem strzelców (raz w Polsce, trzy razy na Węgrzech i raz w USA) opowiada o swoim największym piłkarskim koszmarze, o tym jakim trenerem jest Paulo Sousa i o miłości do Warszawy.

ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Michał Listkiewicz: Minęły czasy, gdy baliśmy się Węgrów. Teraz to oni się nas obawiają

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Wziąłeś udział w jedynym jak do tej pory trenerskim starciu między Rossim a Sousą. I to był bardzo pamiętny mecz, również dla ciebie. Sezon 2012/13, starcie Honvedu Budapeszt trenera Rossiego z prowadzonym przez Sousę Fehervar FC, w którym grałeś.

Nemanja Nikolić, 35-krotny reprezentant Węgier (7 goli), były piłkarz m.in. Legii Warszawa i Chicago Fire:
To prawda. Tamten mecz, tamten moment czasem wraca do mnie w koszmarach. Mówię serio. Dla mnie to naprawdę straszne wspomnienie. Rossi i Sousa to trenerzy, którzy stawiają na taktykę. I tamten mecz też był bardzo taktyczny. Honved strzelił gola, ale potem atakowaliśmy, dominowaliśmy. Jednak w tamtym meczu nie było zbyt wiele klarownych sytuacji.

W doliczonym czasie gry mieliście jednak rzut karny, przy stanie 1:0 dla rywala.

Dokładnie. I ja miałem go wykonywać. Nigdy nie miałem problemu ze strzelaniem jedenastek. Zawsze też starałem się wiedzieć, jak bramkarz próbuje je bronić. Ale w tamtym momencie nie miałem żadnej wiedzy. Naprzeciw mnie stał obrońca. Ich bramkarz wcześniej wyleciał z boiska. Nie miałem więc pojęcia, jak zachowa się zastępujący go piłkarz. Pomyślałem, że może się w ogóle nie ruszyć, więc lepiej nie strzelać w środek. Jak sędzia gwizdnął, stałem jeszcze dobre 20 sekund, bo nie byłem pewien, jak uderzyć. I w ostatniej chwili zmieniłem róg, strzeliłem w drugi, nie ten, o którym myślałem wcześniej. No i rywal obronił strzał. To była katastrofa. Na drugi dzień śmiały się ze mnie wszystkie węgierskie media. O sytuacji pisały również te, które na co dzień nie zajmują się piłką. Naprawdę ten mecz czasem wraca do mnie w koszmarach. Ale tydzień później znów mieliśmy karnego, w 94. minucie. Przez moment nawet pomyślałem: żeby tylko znów nie zmienili bramkarza, żeby nie wpadli na pomysł, aby dać obrońcę! Ale nic takiego nie nastąpiło. Strzeliłem gola, wygraliśmy...

Na Węgrzech pracowałeś z Paulo Sousą ponad rok. Jaki to szkoleniowiec?

Przede wszystkim byłem bardzo zaskoczony, że został selekcjonerem reprezentacji Polski. Od czasów gry w Legii śledzę polskie media i wiem, że dużo w nich przecieków, jeszcze zanim wyjdzie oficjalna informacja. A tu nic wcześniej się nie ukazało.

Powiem ci więcej: niektórzy z nas myśleli, że to atak hakerski na stronę PZPN. Mówię o momencie, w którym pojawił się komunikat o zwolnieniu Jerzego Brzęczka.

Dla mnie to też była duża niespodzianka. A pierwsza myśl, gdy usłyszałem, że Paulo Sousa bierze Polskę, była taka: O k..., Sousa z Polską. To niedobrze dla Węgier.

Dlaczego?

Bo to naprawdę dobry trener. Jest liderem, tak jak liderem był na boisku jako piłkarz. Potrafi czytać piłkarzy, odpowiednio do nich przemawiać. Jest mocny mentalnie i to przekazuje zespołowi. Taktycznie jest na wysokim poziomie, ma jasną wizję tego, jak chce grać. Dlatego jestem pewien, że może przygotować Polskę bardzo dobrze w wielu aspektach.

A jak reaguje w szatni, gdy drużynie nie idzie?

Czasem jest jak bomba! Ale tylko wtedy, gdy to koniecznie, gdy na boisku rzeczywiście dzieją się złe rzeczy dla jego drużyny. Z reguły jest raczej spokojny. Ale jeśli sytuacja tego wymaga, potrafi się wyrazić głośno. I zobaczycie w trakcie meczów: żyje przy linii, reaguje na boiskowe wydarzenia bardzo energicznie, gra razem z drużyną.

Jakiego meczu spodziewasz się w Budapeszcie?

Taktycznego, z niewielką liczbą strzeleckich sytuacji. Bo, jak wspomniałem, obaj trenerzy są z taktycznego punktu widzenia dobrze przygotowani. Myślę, że o wyniku może zadecydować jeden gol. Mam nadzieję, że będzie 1:0 dla Węgier.

Rozmawiałem z trenerem reprezentacji Węgier i mówi, że ceni cię za to, że pomagasz budować atmosferę w kadrze. Bez względu na to, czy grasz, czy nie.

Miło słyszeć takie słowa. Prawdą jest, że staram się pomóc. Jeśli nie jest mi to dane na boisku, to wokół drużyny. Mamy dobry zespół, dobrych piłkarzy. Dodając do tego odpowiednią atmosferę, naprawdę można myśleć o konkretnych wynikach.

A czy Węgrzy mają nad Polską przewagę w jakimś aspekcie?

Polska ma nowego trenera i bardzo mało czasu na to, aby on poznał piłkarzy, a piłkarze jego. Naszą przewagą jest to, że trener Rossi od dłuższego czasu powołuje praktycznie tych samych graczy. Reprezentacja Węgier rozumie się więc bardzo dobrze, każdy wie czego się spodziewać po koledze. A myślę, że Polska może być niespodzianką nie tylko dla nas, ale i dla siebie...

Gdybyś strzelił gola Polsce, to byłaby to specjalna bramka, bo kiedyś grałeś w naszej lidze, czy niekoniecznie?

Byłaby, na pewno. Grałem dla Legii, to był wyjątkowy moment w mojej karierze. W Polsce wszystko poszło bardzo szybko. Mistrzostwo, puchar, korona króla strzelców, najlepszy piłkarz i cudzoziemiec Ekstraklasy, Liga Mistrzów... Nawet po opuszczeniu Legii wracaliśmy do Warszawy, ja i rodzina. Odwiedzić przyjaciół, pospacerować po miejscach, które tak dobrze poznaliśmy. Dlatego powiem tak: grałem na Stadionie Narodowym w Warszawie, wygraliśmy tam finał Pucharu Polski z Lechem Poznań, widziałem tam mecze reprezentacji Polski. I dla mnie, ze względu na miłość do Warszawy, strzelić gola w meczu Polska - Węgry, właśnie tam, na Narodowym, byłoby czymś jeszcze bardziej specjalnym niż w Budapeszcie. Lata mijają, ale nie jestem zmęczony, mój charakter się nie zmienił. Wciąż mam dużo energii i nadal jestem głodny kolejnych goli.

Źródło artykułu: