Tak rodzi się faworyt Ligi Mistrzów. Królewskie czasy Realu Madryt

Getty Images / Diego Souto/Quality Sport Images / Na zdjęciu: Zinedine Zidane (z lewej) i Vinicius Junior
Getty Images / Diego Souto/Quality Sport Images / Na zdjęciu: Zinedine Zidane (z lewej) i Vinicius Junior

- Niektórzy za szybko nas skreślili - przestrzegał Zinedine Zidane. - Czujemy się mocni - mówili piłkarze. Real Madryt w efektownym stylu powstał z kolan i znów jest faworytem do wygrania Ligi Mistrzów. I to bez największej gwiazdy!

Październik 2020. Real Madryt w fatalnym stylu przegrywa u siebie z Szachtarem Donieck (2:3), a jego gra w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów stanęła pod znakiem zapytania. Na Los Blancos posypały się gromy. Królewscy nazywani byli drużyną bez ambicji, która potrzebuje wielkich zmian. Weterani mieli oddać miejsce młodym i charakternym zawodnikom, którzy mają ambicję walczyć w każdym meczu na 100 procent.

- Ponoszę pełną odpowiedzialność za tę porażkę. Dokonaliśmy szeregu zmian, bo nie było innej możliwości. Ci piłkarze muszą grać teraz praktycznie co trzy dni na najwyższym światowym poziomie - mówił trener Zinedine Zidane.

Niektórzy odliczali już dni do zwolnienia Francuza, a na liście kandydatów do pracy w Realu był Mauricio Pochettino. Nie będzie przesadą w powiedzeniu, że sezon dla Los Blancos miał skończyć się już trzy razy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: co za strzał! Tę bramkę można oglądać w nieskończoność

Nigdy nie skreślaj Realu Madryt

Po porażce z Cadizem i Szachtarem, nastroje w klubie były fatalne. Mistrzowie Hiszpanii kilka dni później rozegrali prestiżowy mecz z Barceloną na Camp Nou, który niespodziewanie wygrywali. - Nie zapomnieliśmy, jak się gra w piłkę. Wiemy to doskonale, ale czasami mierzymy się z rywalem broniącym głęboko i przez to mecze się komplikują - bronił się Zidane.

Po kilku miesiącach nikt nie chce już zwalniać Zidane'a. Ba, coraz więcej mówi się o jego nowym kontrakcie, galaktycznych transferach i odzyskaniu europejskiego tronu. Królewscy jako pierwsza drużyna w historii trzy razy z rzędu wygrała elitarne rozgrywki. Maszyna z Madrytu od 2018 roku nie potrafiła jednak znaleźć właściwych torów.

Za Realem wielki tydzień. Wcześniej klub miewał duże kłopoty z ustabilizowaniem formy i skutecznością. Największym policzkiem było zaś niewątpliwie odpadnięcie z krajowego pucharu w starciu z trzecioligowcem. Teraz okazuje się, że można grać efektownie co trzy dni i co najważniejsze - skutecznie. - Nie można nas skreślać - mówił Zidane.

Mistrzowie Hiszpanii w pierwszym meczu ćwierćfinału bez problemu ograli Liverpool FC (3:1), w takim samym stosunku jak w 2018 roku w wielkim finale. Juergen Klopp narzekał na... mały stadion, ale wszyscy jego tłumaczenia przyjęli z uśmiechem politowania. - Uważam, że jest to słabe tłumaczenie. Zawodnicy są przyzwyczajeni do gry w takich warunkach podczas pandemii - mówił nam Piotr Urban.

Liverpool został zmiażdżony przez Real i angielskie media, które nie zostawiły na nim suchej nitki. Nikt nie potrafił jednak docenić klasy Królewskich, którzy nie pozwolili rywalom rozwinąć skrzydeł.

El Clasico trampoliną

Niektórzy mogli wątpić w siłę Realu po jednym meczu, ale po El Clasico z Barceloną, nikt nie zamierza podważać już rozpędzonej drużyny z Madrytu. Królewscy zagrali świetną pierwszą połowę i w pełni zasłużenie wygrali 2:1. Po raz drugi w tym sezonie triumfowali z Barcą, która poprzedni mecz w lidze przegrała... w grudniu.

- Cieszymy się z tego, co robimy, ale do końca jest daleka droga. Pozostajemy żywi w La Lidze oraz Lidze Mistrzów i będziemy dalej walczyć. Przed nami jeszcze rewanż z Liverpoolem - podkreślał Zidane.

Real Madryt w kilka dni ponownie stał się faworytem do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. W przeszłości tercet BBC wraz z Cristiano Ronaldo, Garethem Bale'em i Karimem Benzemą zdobywał najważniejsze trofea dla Realu. Teraz na placu boju został tylko Benzema, a oprócz tego w kuriozalnych okolicznościach kolejnej kontuzji doznał Sergio Ramos.

Ta wiadomość spadła na Real jak grom z jasnego nieba. Hiszpan z ostatniej przerwy reprezentacyjnej wrócił z kontuzją, której nabawił się w meczu z Kosowem. W tym sezonie ligowym rozegrał tylko 47 procent możliwych minut. Wydawało się, że bez kapitana drużyna nie istnieje w Lidze Mistrzów, ale po raz kolejny okazało się, że nie ma ludzi niezastąpionych.

Rewanż na Anfield nie będzie dla Realu tylko formalnością. Drużyna ma ogromne problemy w defensywie. Wcześniej nie zagrali już Dani Carvajal, Raphael Varane i Sergio Ramos, a teraz do grona kontuzjowanych dołączył Lucas Vazquez, który po sezonie odejdzie z klubu.

Początek meczu Liverpool - Real Madryt w środę o godz. 21:00.

Zobacz także
Świetne informacje dla Realu Madryt. Będzie kontynuacja znakomitego projektu
Jest nowy chętny na Kamila Grosickiego. To byłby głośny powrót

Komentarze (0)