Rusza liga MLS. Stany Zjednoczone znowu są ziemią obiecaną dla polskich piłkarzy

Getty Images / Scott Taetsch / Na zdjęciu: Kacper Przybyłko
Getty Images / Scott Taetsch / Na zdjęciu: Kacper Przybyłko

Dziś 90 procent piłkarzy z polskiej Ekstraklasy chciałoby grać w lidze MLS, ale to nie jest takie proste, bo Amerykanie stawiają coraz wyższe wymagania - mówi Mariusz Mowlik, były reprezentant Polski, a dziś agent piłkarski.

Jeszcze pod koniec lat 90. piłkarze z Polski jeździli do Stanów Zjednoczonych pograć w piłkę na emeryturze. Kadrowicze z miejsca robili za gwiazdy, również dlatego, że poza grupą solidnych reprezentantów, Amerykanie - mówiąc brutalnie - po prostu nie bardzo potrafili grać w piłkę. Dziś, w roku 2021, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Dla polskiego zawodnika amerykańska liga Major League Soccer to znakomita odskocznia do dużej piłki.

- Mało który z zawodników Ekstraklasy może z miejsca pójść do topowej ligi i coś znaczyć. Dlatego warto zrobić krok w karierze przez ligę pośrednią. Taką jak duńska, belgijska, holenderska czy właśnie MLS. Na pewno gra w Stanach Zjednoczonych dodaje piłkarzowi wiarygodności - mówi Mariusz Mowlik, agent m. in. Przemysława Frankowskiego występującego obecnie w Chicago Fire.

Przez lata amerykańska piłka bardzo się zmieniła. Specjalizująca się w MLS dziennikarka Katarzyna Przepiórka z portalu Amerykanskapilka.pl zauważa: - W USA występuje limit obcokrajowców, więc siłą rzeczy sprowadzani zawodnicy muszą prezentować naprawdę wysoki poziom. Jednocześnie wymagania poszły w górę. Przez lata amerykańskie kluby inwestowały mocno w akademie młodzieżowe, co oznacza że nadeszła fala młodych zawodników. Liga stała się znacznie bardziej konkurencyjna. Tu wystarczy rzut oka na kadrę narodową USA. Amerykanie mają zawodników w Juventusie, Borussii Dortmund, Chelsea.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola dawno nie widzieliśmy

W najbliższym sezonie w Stanach Zjednoczonych zagrają: Patryk Klimala (New York Red Bulls), Adam Buksa (New England Revolution), Kacper Przybyłko (Philadelphia Union), Przemysław Frankowski (Chicago Fire), Przemysław Tytoń (FC Cincinnati) oraz Jarosław Niezgoda (Portland Timbers). Ten ostatni w późniejszej fazie sezonu, bo na razie wciąż dochodzi do siebie po zerwaniu więzadeł.

- Niestety Polacy grają w większości w słabszych klubach, choć mają dobre momenty. Tytoń w najsłabszym w lidze Cincinnati miewał wiele świetnych występów i ratował drużynę, przez co dostał przydomek "Polski Orzeł". Przemek Frankowski miał raczej słabsze statystyki, ale jako jeden z niewielu utrzymał się w drużynie, zaś trener (Raphael Vicky) mówi, że bardzo liczy na polskiego zawodnika. Najlepiej radził sobie Kacper Przybyłko, jego drużyna wygrała sezon zasadniczy. Wcześniej był typowym środkowym napastnikiem. Teraz w wielu meczach grał nieco głębiej, dlatego nie ma tak dobrych statystyk, ale na pewno był najlepszym zawodnikiem drużyny - mówi Katarzyna Przepiórka.

Sam fakt, że Polacy dostali się do ligi amerykańskiej, jest już jakimś sukcesem. - 90 proc. zawodników z naszej Ekstraklasy chciałoby wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Amerykanie mocno zmienili model. Sprowadzają już tylko młodych zawodników, ogrywają ich i sprzedają do Europy. Często są to zawodnicy młodzieżowych reprezentacji Brazylii czy Argentyny. Kwoty transferowe przekraczają 10 milionów euro. Dlatego wyjazd do USA nie zamyka drzwi do dużej piłki, ale je otwiera - mówi Mariusz Mowlik.

- Na każdym meczu MLS jest masa skautów z Europy. Tutejszy rynek jest znacznie mocniej penetrowany niż np. rynek polski - zauważa Przepiórka.

Postęp jaki dokonał się w USA jest niewiarygodny. - Tutejsze kluby mocno korzystają z doświadczeń europejskich. Przykładowo w Chicago Fire zarządzają Szwajcarzy, w Philadelphia Union Niemcy, w Cincinnati Holendrzy. Na pewno istotny jest fakt, że z MLS nie ma spadków. Dzięki temu kluby mogą budować w perspektywie wieloletniej. Nie ma paniki, że ktoś spadnie, nie dostanie pieniędzy ze sprzedaży praw telewizyjnych i zbankrutuje. Liga stawia jednak klubom wysokie wymagania. Muszą być wspomniane akademie, muszą być bazy, kibice, współpraca z okolicznymi klubami. To powoli zaczyna przynosić naprawdę dobre efekty - mówi Mowlik.

ZOBACZ Piotr Zieliński w życiowej formie przed mistrzostwami Europy

Źródło artykułu: