Największy pechowiec ligi ma dość

Zamiast regularnie się rozwijać i walczyć o zagraniczny kontrakt - większość czasu spędza na leczeniu kontuzji. I choć trenerzy obchodzą się z nim jak ze złotym jajkiem, regularnie odwiedza gabinety lekarskie. Dawid Nowak, którego czterokrotnie ominęły zgrupowania reprezentacji Polski z powodu urazów, kolejnym kontuzjom mówi definitywne NIE!

Każdy dzień wygląda tak samo. Poranna pobudka i rehabilitacje od godziny 10. Krótka przerwa na obiad i ciąg dalszy ćwiczeń. Aż do godziny 17. - Bardzo ciężko trenuję, prawie cały czas. Niestety nic związanego z piłką - mówi w rozmowie z nami. - Nie da się ukryć, że chciałbym, aby to wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Jak oglądam mecze kolegów, to z wielką chęcią wbiegłbym na boisko im pomóc.

30 maja, Białystok. GKS Bełchatów przyjechał na mecz z tutejszą Jagiellonią. Aby realnie myśleć o europejskich pucharach, piłkarze Rafała Ulatowskiego muszą wygrać i liczyć na potknięcie Polonii Warszawa. W odniesieniu zwycięstwa bełchatowianom ma pomóc będący w niezłym gazie Nowak. Nowak, którego w 22. minucie na boisku już nie było. Powód? Kontuzja. Późniejsza Diagnoza? Naderwany mięsień czworogłowy.

Za każdym razem jest tak samo. Najpierw wysoka forma, powołanie do reprezentacji od Leo Beenhakkera i tuż przed zgrupowaniem... poważny uraz. Z powodu problemów wyjazd na kadrę przeszedł Dawidowi koło nosa aż czterokrotnie! - Chyba rzeczywiście jestem największym pechowcem w kraju. Chyba nie było takiej osoby w historii naszej piłki, która aż czterokrotnie nie pojechała na kadrę przez kontuzję - zauważa.

Skąd się biorą te wszystkie urazy 25-latka? Tak naprawdę nikt tego nie wie. Być może stąd, że Nowak od najmłodszych lat był bardzo wątłej postury. - Wie pan, jak on wówczas wyglądał? Chucherko takie małe. Chudy jak mój palec - opowiadał nam kiedyś Roman Stępień, dyrektor SMS Łódź, skąd pochodzi Dawid.

Częste kontuzje spowodowały, że trener Bełchatowa Rafał Ulatowski dbał o Nowaka jak o największy skarb. Piłkarz zamiast ćwiczyć z całą drużyną - miał ustalony indywidualny program zajęć. - Cały czas musimy uważać na Dawida. Trzeba dmuchać na zimne, zapobiegać ewentualnej kontuzji - tłumaczył niedawno asystent Beenhakkera.

O Nowaku w ostatnim czasie znów było głośno. Wszystko dlatego, że jeden z najlepszych napastników w kraju wciąż jest łakomym kąskiem dla wielu klubów. Latem bój o piłkarza toczyły Lech Poznań i Wisła Kraków, ale - głównie z powodu wygórowanych żądań klubu z Bełchatowa - do transferu nie doszło. - Dawid nigdy nie powiedział, że już nie chce grać w GKS Bełchatów. My też nie spieszymy się z jego sprzedażą - przyznaje prezes Andrzej Zalejski.

Niewykluczone jednak, że wkrótce spieszyć się zaczną. Kontrakt Nowaka z obecnym pracodawcą wygasa bowiem w czerwcu przyszłego roku. Dotychczas w Bełchatowie za swojego najlepszego piłkarza żądali prawie milion euro. - To zawodnik, który często łapie kontuzje, a jego umowa wygasa za jakiś czas. Na chwilę obecną jest więc wart trzysta tysięcy euro - uważa menedżer piłkarski Marek Citko.

Zanim jednak do jakiegokolwiek transferu dojdzie, Nowak chce wrócić do wysokiej formy. Jego powrót do treningów planowany jest na początku września. - I oby to już był koniec mojego pecha. Najwyższy czas, żeby karta się odwróciła - kończy.

Komentarze (0)