Polonia znowu traci punkty

W sobotę wieczorem odbył się mecz pomiędzy Polonią Warszawa a Pelikanem Łowicz. Zdecydowanym faworytem byli gospodarze, ale goście nie przestraszyli się Czarnych Koszul i zdołali zremisować 2:2. Do takiego rezultatu w dużej mierze przyczynił się Krzysztof Bąk, który w 12. minucie skierował piłkę do własnej bramki.

Wszyscy kibice i piłkarze mieli w pamięci mecz z jesieni, kiedy to w Łowiczu podczas ulewy Polonia rozgromiła Pelikan 5:0. Podobnie jak wtedy tak i w sobotę padał rzęsisty deszcz. Piłka była trudna do opanowania, często dostawała poślizgu, a piłkarze mieli problemy z utrzymaniem równowagi na boisku.

Początek meczu wyraźnie wskazywał na Polonię. Już w 2. minucie strzał z 20 metrów oddał Grzegorz Wędzyński. Piłka odbiła się od nogi jednego z łowiczan i przeszła tuż nad poprzeczką bramki. Nieporadność łowickiej defensywy w 3. minucie wykorzystał Radosław Gilewicz. Przejął piłkę i popędził w stronę bramki. Szybko znalazł się w sytuacji sam na sam z Marcinem Ludwikowskim, próbował go minąć, ale bramkarz gości wygarnął mu piłkę. Napastnik Polonii padł na murawę, a sędzia wskazał na wapno. Skutecznym egzekutorem i strzelcem pierwszej tego dnia bramki był sam poszkodowany.

Łowiczanie starali się skonstruować jakąś akcję, ale mieli problem ze znalezieniem sposobu na defensywę Polonii. W 12. minucie z lewej strony piłkę w polu karnym otrzymał Przemysław Cichoń, podciągnął do linii końcowej i odegrał ją w stronę Arkadiusza Sojki. Podanie to próbował przeciąć Krzysztof Bąk. Na swoje nieszczęście uczynił to tak niefortunnie, że pokonał własnego bramkarza.

W 20. minucie dość nieoczekiwanie Pelikan stworzył sobie kolejną sytuację. Zbigniew Czerbniak kapitalnie podał do Macieja Wyszogrodzkiego. Pomocnik Ptaków popędził w stronę bramki Radosława Majdana, miał przed sobą już tylko bramkarza, ale za długo czekał ze strzałem i wślizgiem piłkę wybił mu jeden z obrońców miejscowej drużyny. Trzy minuty później to ponownie goście mogli zdobyć bramkę. Robert Hyży dośrodkowywał piłkę z rzutu rożnego. Bez namysłu z woleja uderzył ją Arkadiusz Sojka. Futbolówka o centymetry minęła słupek bramki.

W 26. minucie Polonia stworzyła sobie dogodną sytuację. Z 25. metrów strzał oddał Łukasz Piątek, a piłka trafiła w poprzeczkę. W 30. minucie ?Ludwik? nie miał już tyle szczęścia. Daniel Mąka popędził prawą stroną, wpadł w pole karne, bramkarz gości wyszedł z bramki, ale zawodnik Polonii podał do Gilewicza, który strzałem na pustą bramkę ponownie dał prowadzenie swojej drużynie. W 39. minucie na boisku pojawił się Grzegorz Piechna, zastąpił on kontuzjowanego Gilewicz. Od tego czasu Polonia nie była już tak groźna. Dwie minuty przed przerwą znakomitą okazję na podwyższenie prowadzenia miał Jacek Kosmalski. Stał on na 7. metrze sam przed bramką Ludwikowskiego, ale poślizgnął się na murawie i jedynie pchnął piłkę w ręce bramkarza.

Początek drugiej połowy zaskoczył wszystkich. Goście wyszli niezwykle zdeterminowani i to oni co chwila zmuszali Majdana do wytężonej pracy w bramce Polonii. Ataki biało-zielonych wreszcie dały efekt w 57. minucie. Z prawej strony dośrodkowywał Wyszogrodzki. Piłka spadła na głowę Marcina Pacana, który wyrównał stan meczu. O dziwo Pelikan nie zwalniał tempa. W 60. minucie do akcji ofensywnej włączył się Jozef Petrik, odegrał do Sojki, który oddał strzał z 11. metrów, ale bardzo wysoko nad bramką. W 68. minucie w polu karnym za koszulkę trzymany był Sojka. Napastnik Ptaków padł na murawę, ale sędzia pozostał niewzruszony.

Polonia starała się zagrozić bramce Ludwikowskiego, ale drużynie z Warszawy brakowało ostatniego podania. Wręcz to łowiczanie mogli rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. W 88. minucie lewą stroną popędził Michał Adamczyk, ale piłka po jego strzale trafiła tylko w boczną siatkę.

Po ciekawym meczu rozegranym w Warszawie padł remis 2:2. Z pewnością nie jest to zadowalający rezultat dla żadnej z drużyn. Łowiczanie wciąż mają dużą 8-punktową stratę do 14. w tabeli Kmity Zabierzów. Z kolei Polonia nie skorzystała z porażek drużyn znajdujących się w czołówce tabeli.

Komentarze (0)