Faworytem niedzielnego meczu był Lech, który w efektowny sposób rozpoczął sezon. Warszawiacy mieli być jednak prawdziwym sprawdzianem wartości Kolejorza. Podopieczni Jacka Grembockiego rozgrywki rozpoczęli fatalnie, bo przegrali z Koroną Kielce aż 0:4, ale tydzień później w szczęśliwych okolicznościach wygrali ze Śląskiem Wrocław 3:2, zdobywając dwie bramki w doliczonym czasie gry. Polonia nie przyjechała jednak do Wronek się położyć. - Przyjechaliśmy tutaj wygrać, ale nie przypuszczaliśmy, że strzelimy tyle bramek - opowiada Piotr Dziewicki.
Pierwsza część meczu nie wskazywała, że Czarne Koszule mogą wygrać to spotkanie. Lech przeważał, zdobył bramkę i stwarzał kolejne groźne sytuacje. Niespodziewanie w 37. minucie wyrównał Marcelo Sarvas i sytuacja się skomplikowała. - Wiedzieliśmy, że Lech początek meczu ma zawsze bardzo groźny i trzeba uważać. W drugiej połowie chcieliśmy, aby Lech również się wyszumiał - dodaje Dziewicki.
Niespodziewanie tuż po przerwie Polonia wyszła na prowadzenie, ale szybko do wyrównania doprowadził Sławomir Peszko. Na bramkę warszawiaków sunęły kolejne ataki i wydawało się, że przechylenie szali zwycięstwa na stronę lechitów to tylko kwestia czasu, ale w 71. minucie strzelec drugiej bramki dla Lecha został wyrzucony z boiska za drugą żółtą kartkę. - Lechowi plany pokrzyżowała czerwona kartka dla Peszki i od tego czasu królowaliśmy na boisku - uważa obrońca Polonii.
Warszawiacy nie byli w tym meczu stroną przeważającą. Oddali tylko pięć celnych strzałów, z czego aż cztery wylądowały w siatce Grzegorza Kasprzika. - Pokazaliśmy, że jesteśmy dojrzałą drużyną. Stać nas, aby w każdym meczu grać tak, jak z Lechem i zgarniać trzy punkty. Cały zespół można pochwalić za grę w tym spotkaniu - cieszy się Dziewicki.
Dla 30-letniego obrońcy wyjazd na mecz z Lechem do Wronek, był podróżą sentymentalną. Spędził on w miejscowej Amice sporo czasu. Po fuzji z Kolejorzem wyjechał jednak do Turcji. - Bardzo przyjemnie mi się grało. Spędziłem tutaj 3,5 roku i miło wspominam ten czas. Nie tylko od strony piłkarskiej, ale również życia tutaj. Mam tu wielu znajomych - zakończył Piotr Dzewicki.