Jak wygrać marzenia? Lewandowski coś o tym wie

Zdjęcie okładkowe artykułu: ONS.pl / all_imageB / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
ONS.pl / all_imageB / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

Lekkość, z jaką "Lewy" zdobywa gole, sprawia wrażenie, że jemu wszystko przychodzi łatwo, bo po prostu ma talent. To nie do końca prawda.

Hat-trick Lewandowskiego w meczu Bayernu z Borussią Moenchengladbach (6:0) rozbudził wyobraźnię kibiców. Polskiemu napastnikowi zostały dwa mecze (z Freiburgiem i Augsburgiem), by pobić legendarny rekord Gerda Muellera, który w sezonie 1971/72 zdobył aż 40 bramek.

"Lewy" ma już 39 strzelonych goli w 27 meczach. Rekord genialnego Niemca - który czekał na swojego pogromcę niemal pół wieku - wisi na włosku. Na naszych oczach dzieje się historia. Polak przekracza "granicę dźwięku". Znów czyni możliwym to, co jeszcze chwilę temu wydawało się nieosiągalne. Ale u Roberta to nic nowego, jest "pożeraczem" rekordów. Bijemy brawo, wpadamy w zachwyt, podziwiamy - ale widzimy jedynie efekt końcowy. Co było na początku świetnie pokazuje książka Darka Tuzimka "Lewandowski. Jak wygrać marzenia". To pozycja głównie dla dzieci i młodzieży, która właśnie ukazała się na rynku i pokazuje, jaką drogę pokonał Lewandowski od chłopca z małego miasteczka, który który najpierw w piłkę grał z psem w przydomowym ogródku, do najlepszego piłkarza świata.

Talent to nie wszystko Łatwość, z jaką "Lewy" zdobywa gole, sprawia wrażenie, że jemu wszystko przychodzi łatwo, bo po prostu ma talent. To nie do końca prawda. Jego zwycięstwa, trofea, medale, tytuły nie są kwestią szczęścia czy hojności niebios, które akurat Roberta obdarowały umiejętnościami, jakich nie mają inni napastnicy na świecie. Sukces Lewandowskiego jest wynikiem tytanicznej pracy, konsekwencji w dążeniu do celu i wielu wyrzeczeń. Jest dowodem na to, że w sporcie nie ma drogi na skróty. Warto przyjrzeć się, co pokazuje książka, jak na tym szlaku kariery radził sobie "Lewy", bo to wcale nie była podróż od zwycięstwa do zwycięstwa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak on to zrobił?! To może być najpiękniejszy gol roku!

Kapitan reprezentacji Polski może nam dać dużo więcej niż jedynie satysfakcję ze strzelanych goli. Jego historia jest inspiracją dla wielu dzieci w Polsce i żywym przykładem na to, że bajka o Kopciuszku jest nadal aktualna.

Sukcesy Lewandowskiego zachęcają do konsekwencji w podążaniu za własnymi za pasjami. Jakby Lewandowski każdym kolejnym golem wołał do wszystkich dzieciaków świata, żeby nigdy nie rezygnowały ze swoich marzeń. Żeby miały odwagę i wierzyły, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko się tego bardzo chce. I wcale nie trzeba wygrywać tych swoich marzeń na boisku, tak jak to zrobił Robert. Warto znać te zasady, które go zaprowadziły na szczyt. Przydadzą się każdemu, niezależnie od tego, kim chce w życiu zostać: piłkarzem, muzykiem, strażakiem, tancerką, malarką czy youtuberem.

Właśnie z tej perspektywy jest opowiedziana historia kapitana reprezentacji Polski w "Lewandowski. Jak wygrać marzenia" (to zaktualizowane i wzbogacone wydanie bestsellerowej biografii dla dzieci i młodzieży "Wygrane marzenia"). Więcej o książce przeczytasz TUTAJ.

Co dla nas, dla naszych dzieci, wynika z sukcesu Lewandowskiego? Jego osiągnięć powtórzyć się raczej nie da. Ale już z jego drogi do sukcesów możemy czerpać pełnymi garściami. Na łamach książki możemy obserwować z bliska te wszystkie detale, które później decydują, że ktoś wygrywa Ligę Mistrzów, a ktoś inny - z talentem wcale nie mniejszym - rzuca futbol i szuka sobie w życiu innego zajęcia.

To nie jest zwykła biografia wielkiego sportowca. To raczej biografia dochodzenia do wielkości, sukcesu, spełniania marzeń. To ciągła praca, upór, nienasycenie, które stało się dla niego czymś w rodzaju paliwa rakietowego. Pchało go naprzód, nie pozwalało się zatrzymać, kazało iść po każdy kolejny, niezdobyty szczyt.

Dążenie do perfekcji

Lewandowski każdego dnia rano chce obudzić się lepszym piłkarzem. Pracuje nad detalami, które cały czas go rozwijają. Dopiero w Bayernie - już jako dojrzały piłkarz - zaczął pracować nad techniką wykonywania rzutów rożnych i karnych. "Jedenastki" doprowadził do perfekcji. Ostatnio pracował nad szybkością reakcji napastnika w polu karnym. Chodzi o to, by przypadkowo odbitą piłkę w polu karnym zdążyć uderzyć o ułamki sekund wcześniej niż to zrobi obrońca.

Jeszcze gdy grał w Lechu Poznań, pracował nad techniką biegu. Zostawał po treningach z trenerem od przygotowania lekkoatletycznego i ćwiczyli detale, naprawdę drobne niuanse, które dziś dają ten efekt, że "Lewy" potrafi szybciej startować i wyprzedzać przeciwników w sprintach w kierunku bramki rywala. Czasem o tym, że będzie miał szansę oddać strzał na bramkę, decydują setne sekundy. Robert już wtedy, jeszcze grając w Ekstraklasie, uznał że warto o te ułamki sekund powalczyć. Ale taki był zawsze. W książce "Lewandowski. Jak wygrać marzenia" znajdujemy taką historię:

"Mama - która w młodości była siatkarką - pokazała mu pewne zagranie z tej dyscypliny sportu. Żeby je poprawnie wykonać, trzeba było wyskoczyć wysoko w górę, niemal pod sufit. Dla Roberta w tamtym okresie było to bardzo trudne, niemal niewykonalne. Nasz bohater "Bobek" był drobny, szczupły, kojarzony raczej z szortami, które miał zawinięte na trzy razy (żeby nie sięgały mu do kostek), niż z wyskokami pod sufit. Ale, jak się okazuje, dla chcącego nie ma nic trudnego.

- Jestem w kuchni, a słyszę, że Robert coś tam wyprawia w pokoju. Zaglądam do niego, a on już trenuje te wysoki siatkarskie pod sufit. I to tak, że tynk odpada! Jeszcze mu się nie udaje, ale nie ma zamiaru się poddawać i widać, że z każdym wyskokiem jest coraz lepiej. On taki był zawsze. Jak coś sobie postanowił, to dążył do celu, nigdy się nie poddawał - mówi mama, Iwona Lewandowska. Kariera sportowca to oprócz treningów to także mnóstwo wyrzeczeń, dieta, wypoczynek. Robert od początku wiedział, co jest dla niego najważniejsze. Tak opowiada w książce:

"Wielu chłopaków, z którymi grałem, miało talent, ale o sukcesie w sporcie często decyduje to, jakich dokonało się wyborów, czy np. jest się w stanie nie pójść na imprezę, żeby następnego dnia być wypoczętym na trening. Ja nigdy nie miałem kłopotu z wyborem. Jeśli chciałem iść na imprezę, to szedłem, ale tylko na chwilę. Bo wiedziałem, że następnego dnia muszę się dobrze czuć na treningu, muszę być wyspany. I byłem w tym konsekwentny - ocenia po latach Robert".

"[…] - Robert do piłki nożnej podchodzi niezwykle profesjonalnie. Dobrze się odżywia, dużo śpi i robi wszystko, by być w topowej dyspozycji - mówił Guardiola, podkreślając, że od zawsze mocno wierzył w Polaka. - Od jego pierwszych chwil w Monachium byłem z niego bardzo zadowolony - zapewnił".

Kilka razy w tej książce padło zdanie, że Robert miał smykałkę sportową do wszystkiego. Za co się nie zabrał, niemal od razu dobrze mu to wychodziło. Był na tyle wszechstronny, że szkoła na różnych zawodach wystawiała go we wszystkich możliwych dyscyplinach, by zdobywał dla niej jak najwięcej punktów. Biegał więc na różnych dystansach i grał we wszystkie gry zespołowe. Ojciec Roberta trenował judo, chłopak więc od najmłodszych lat ćwiczył w domu pady, dźwignie i ogólną sprawność. Między innymi dzięki temu nasz napastnik praktycznie nie doznaje kontuzji przy upadkach na boisku. Ma świetną koordynację ruchową i dobrze technicznie biega.

"Ty naprawdę śpisz 8 godzin dziennie? - Minimum… - odpowiada Lewandowski. - Ależ ty jesteś śpiochem! - Jestem. Ale tak jest tylko w sezonie, szczególnie wówczas, gdy gramy co trzy dni. Organizm jest wtedy zmęczony i potrzebuje więcej snu. Zauważam, że w wakacje, gdy odpocznę, to tego snu potrzebuję już mniej".

Co rzadkie, w książce są także wypowiedzi siostry naszego piłkarza - Mileny. "- Robert jest czasem dla mnie Robocopem - śmieje się jego siostra Milena. - On nawet wtedy, gdy są święta, czy gdy jest na wakacjach, trzyma się tych swoich zasad i nie robi wyjątków. Robert się z tym naprawdę dobrze czuje. To dla niego naturalne. Podziwiam jego wytrwałość i konsekwencję - mówi siostra najlepszego polskiego piłkarza.

- My już nawet nie namawiamy go, żeby w święta spróbował pierogów, bigosu, albo chociaż tej ulubionej kiedyś szarlotki. Mało tego! My od Ani i Roberta uczymy jak poprawiać własne odżywianie - mówi Milena i dodaje: - Gdy oni przyjeżdżają do nas na Boże Narodzenie czy na Wielkanoc, to razem z nimi idziemy grupą pobiegać w pierwszy dzień świąt. Dla nas to już normalne, ale innych by pewnie zdziwiło, bo wolą w święta odpoczywać. Dla nas taki wspólny trening w kilka osób jest też formą spędzania czasu z rodziną. U nas na święta nie ma oglądania telewizji, raczej stawiamy na rozmowę, na bycie razem, na jak najlepsze wykorzystanie czasu, gdy Robert jest w Polsce. A na dłużej wpada raptem ze 2-3 razy w roku, więc to jest naprawdę rzadkość - tłumaczy Milena"

Skąd ta bajeczna technika?

Lewandowski ma genialną tak zwaną technikę użytkowa. Nie jest sztukmistrzem, nie chwali się trikami jak Messi czy Lewandowski, jednak jest technicznie doskonały w osiąganiu celu - czyli strzeleniu gola. Tak to poznajemy ze stron książki:  "Już w dzieciństwie całe dnie spędzał z piłką przy nodze. Nawet gdy wracał do domu i odrabiał lekcje, piłka leżała pod biurkiem, a stopy naszego napastnika cały czas toczyły ją to w prawo, to w lewo. Tak samo było w czasie obiadu. Na stół "wjeżdżała" zupa, a pod stołem nogi Roberta grały mecz z wymyślonym przeciwnikiem. Czy jego rodzice o tym nie wiedzieli? Pewnie, że wiedzieli, ale... pozwalali mu na to. […] Godziny toczenia "gały" pod stołem zrobiły swoje".

I jeszcze jednak ciekawostka, technologiczna. Dziś - wiadomo - mecz piłkarski jest analizowany na wideo na tysiące sposobów. Z różnych ujęć kamery, ze zdjęć robionych zza bramek, z dachu stadionu, a nawet z drona. "Robert jako dziecko oczywiście takich możliwości nie miał. Ale był pomysłowym chłopcem. Ustawił kamerę, którą dostał od dziadka w taki sposób, by nagrywała jego dryblingi, sztuczki i triki, a potem to sam (albo z tatą) oglądał, analizował, zastanawiał się, co poprawić, a co zmienić. A jak już jakąś swoją "kiwkę" dopracował, zaskakiwał nią rywali na boisku, już w prawdziwym meczu".

Zakład z Kloppem Gdy już trafił do Borussii Dortmund, spotkał na swojej drodze Juergena Kloppa. Dziś trenera Liverpoolu. Doszło tam do ciekawej sytuacji, którą opisuje Tuzimek w książce.

"Trener Borussii urządzał treningi strzeleckie. Polegają one na tym, że zawodnicy ćwiczą różne akcje (tak jak mogłoby to wyglądać w czasie meczu), a na koniec oddają strzał na bramkę. Najlepiej jakby ten strzał był zakończony zdobyciem gola. Ale z tym na początku u Roberta różnie bywało.

– "Lewy" skoncentruj się przed strzałem, strzelasz zbyt mało goli – zachęcał Klopp. – Jak to za mało? – No za mało. Musimy dążyć do tego, żebyś prawie każdą akcję kończył golem. Przecież w meczu nie będziesz miał piętnastu okazji, tak jak na treningu. W meczu będziesz miał ze trzy szanse i musisz z tego strzelić przynajmniej jednego gola. A najlepiej dwa! - Trenerze, przecież ja strzelam dużo goli na treningach! – Za mało Robert, za mało! – To ile mam strzelić? Dziesięć? – A choćby i dziesięć. Myślisz, że to niemożliwe? – Pewnie, że możliwe. Spokojnie strzelę dziesięć! – Dobra, to się załóżmy. Jeśli na treningu strzelisz dziesięć goli albo więcej, to ty wygrywasz. Jeśli mniej, to ja wygrywam. Stoi? – Pewnie. Stoi. O co zakład? – Proponuję 50 euro. – Dobra, przyjmuję. Od kiedy zaczynamy? – Jak to od kiedy? Od dzisiaj.

Już na tym pierwszym treningu Robert przegrał 50 euro”.

* Więcej o książce dla dzieci i młodzieży "Lewandowski. Jak wygrać marzenia", przeczytasz tutaj

Źródło artykułu:
Komentarze (0)