Jagiellonia Białystok zremisowała 1:1 (0:0) z Lechią Gdańsk w meczu 1. kolejki PKO Ekstraklasy. Podczas konferencji prasowej trener Ireneusz Mamrot nie krył, że wynik nie do końca satysfakcjonuje go i jego podopiecznych. - Skończyliśmy mecz z poczuciem niedosytu - powiedział.
- Uważam, że byliśmy bliżej zwycięstwa. Mam nadzieję, że odbiór państwa i wszystkich kibiców jest podobny jak mój. Drużynie nie można zarzucić braku zaangażowania i niezłej gry. Tworzyliśmy sporo okazji, a nasza jedyna strata skończyła się utratą bramki. Oczywiście rywale zagrażali nam również po stałych fragmentach gry. W samej końcówce mieliśmy jednak dwie bardzo dobre sytuacje - dodał 48-latek.
Jeden z dziennikarzy zauważył, że Jagiellonia na początku meczu wyglądała tak jakby chciała "wjechać" z piłką do bramki Lechii. Chodziło mu o akcje, gdy nawet w polu karnym rywala jej zawodnicy szukali dryblingu lub podań. - Na to w przerwie zwracałem uwagę. Były 3-4 takie sytuacje. Na przykład Przemysław Mystkowski w takiej okazji jak miał musi oddać strzał. Podobnie Jesus Imaz, Bojan Nastić. Dlatego też zgadzam się z tą opinią, bo trzeba to kończyć - skomentował Mamrot.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjął piłkę na własnej połowie, a potem... Coś nieprawdopodobnego!
- Zaangażowanie i organizacja gry były na dobrym poziomie, ale powiedziałem coś drużynie po meczu. Tak nie może być tylko jeden raz! Tak musi być podczas każdego spotkania, bo ludzie to docenią - podkreślił Mamrot.
Na koniec spotkania z dziennikarzami szkoleniowcowi Jagi mimo wszystko dopisywał humor, pozwolił sobie na żart. Ponadto poprosił o chwilę wysłuchania. - Jeżeli mogę o coś zaapelować, to właśnie o taką pozytywną energię. Chciałbym by tak dalej było i aby udało się napędzić kibiców na kolejny mecz z Rakowem Częstochowa. Bardzo się cieszymy, że w tak licznym gronie dziś przybyli. 8 tysięcy widzów w tych realiach to bardzo dobry wynik. Dziękujemy - zakończył.