Obserwując Mateusza Borka w mediach społecznościowych można było odnieść wrażenie, że w ostatnich dniach spędza wakacje w rajskich warunkach. Znany komentator wraz z rodziną wypoczywał po niezwykle wymagającym miesiącu z Euro 2020 w tureckim Bodrum.
Niestety w czwartek jego wypoczynek przerwał ogromny pożar. Jak przekazał Mateusz Borek w rozmowie z WP SportoweFakty, początkowo nic nie wskazywało na to, że będą się odgrywać aż tak dramatyczne sceny.
- Około godziny 14 nagle zobaczyliśmy ogień i dym - mówił Mateusz Borek. - Akurat syn miał zajęcia zorganizowane w wodzie, więc zostaliśmy na basenie. Nagle pojawił się straszny dym, a do basenu zaczęły spadać jakieś większe fragmenty. Dziewczyny prowadzące zajęcia spanikowały. Błyskawicznie zostawiły sprzęt i zaczęły coś krzyczeć przez krótkofalówki. Ludzie nie widzieli, co się dzieje - dodał współwłaściciel Kanału Sportowego.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Ryszard Czarnecki spokojny o los Polaków. "Worek medali został rozwiązany"
Po chwili sytuacja miała się chwilowo uspokoić. To jednak było dopiero preludium do dramatu, który miał się rozegrać w kolejnych godzinach.
- Potem na chwilę się to uspokoiło. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to płonie cały las - przekazał WP SportoweFakty Borek. - Nagle wybuchła totalna panika i kilkaset osób zaczęło zbiegać w tym samym czasie. Wszystkie schody ruchome były zajęte, to samo z windami. Natomiast normalnych schodów nie było. Wszędzie wąskie przejścia, a hotel był na ok. 1000 osób. Już wtedy wiedzieliśmy, że to coś poważniejszego. Z czasem pojawiał się coraz większy dym, płomienie, a nawet waliły się fragmenty hotelu - opowiadał komentator.
Niczym sceny z filmu
To jednak dopiero początek dramatu, który nadchodził. Zdaniem znanego dziennikarza sportowego cała ewakuacja nie była najlepiej zorganizowana. Jednak przede wszystkim zawiodły ludzkie instynkty.
- Najgorszy był niepokój ludzi. Kilkaset osób z mojego hotelu ruszyło wąskimi uliczkami, aby zostać ewakuowanymi. Do tego doszło mniej więcej drugie tyle z hotelu obok. Wszyscy zaczęli się w pewnym momencie tratować - relacjonował Borek.
- Na plażę zaczęły przypływać po nas małe 15/20-osobowe łódki. Wtedy już zaczęła się ogromna panika. Do tego doszedł jeszcze coraz mocniejszy dym, który utrudniał oddychanie. Najgorzej, że większość ludzi patrzyła tylko na siebie, a nie na innych. To generowało kolejne zagrożenia, ponieważ niektórzy wręcz wskakiwali do łodzi, mimo że te były już przepełnione - kontynuował dziennikarz.
W pewnym momencie całe zdarzenie miało wyglądać bardzo tragicznie. Zdaniem komentatora, sceny były niczym wyjęte z filmu katastroficznego.
- Ludzie płakali i krzyczeli. Każdy oglądał się za siebie. Nie jestem pewien, czy wszyscy to przeżyli - opisywał Mateusz Borek.
Ostatecznie znany komentator wraz z rodziną dostał się na jedną z łódek i przepłynął na drugi brzeg. Tam wszyscy byli bezpieczni, jednak tylko przez chwilę, bowiem ogień przedostał się do kolejnych stref, co zaskoczyło nawet miejscowych.
- Znów zrobiła się panika. Podstawiono autobusy, które zabrały nas w kolejne miejsce. Natomiast jak szliśmy do autokarów, to widziałem, jak policja ewakuuje lokalnych mieszkańców - mówił nasz rozmówca.
Ostatecznie udało się odjechać, jednak pojawił się kolejny problem. Obecnie w Turcji jest pełnia sezonu wakacyjnego i hotele mają pełne obłożenie. Natomiast ulokowani muszą gdzieś zostać turyści z dwóch dużych hoteli.
- Jesteśmy już w czwartym hotelu. W trzech wcześniejszych nie było miejsca. Teraz też nie wiem, czy zostaniemy tu na noc - relacjonował Borek.
Wina człowieka
Współwłaściciel Kanału Sportowego przyznał, że wraz z rodziną uciekali z hotelu zostawiając w hotelu wszystkie kosztowności. Elektronika, pieniądze, karty czy nawet dokumenty zostały w sejfie i tak na dobrą sprawę nie wiadomo, czy teraz uda się to odzyskać. Jednakże dziennikarz zwrócił uwagę na to, że w tym momencie najważniejsze jest zdrowie i życie jego bliskich.
Mateusz Borek zwrócił również uwagę na to, że to co spotkało go w Bodrum, to tylko jedna z wielu tragedii, która wydarzyła się na świecie w ostatnim czasie. W związku z tym wysnuł smutny wniosek.
- Jak człowiek zobaczy z bliska jak ten ogień zajmuje kolejne metry kwadratowe czy hektary lasu, to dopiero widać jaka to jest potęga. Jakim człowiek jest okruszkiem. Generalnie to mam taki smutny wniosek, że niby jesteśmy najmądrzejszym z ssaków, ale zarazem cholernie głupim. Regularnie niszczymy nasz świat, naszą planetę. Jestem przekonany, że to co się tu dzieje to wynik działania człowieka. To wszystko konsekwencja tego, że nie potrafimy dbać o nasz dom - podsumował Borek.
Zobacz także: Sousa zmienia kadrę
Zobacz także: Były trener Wisły w tarapatach