Gdzie jest nasza piłka w Europie? W czwartej lidze, panie i panowie!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Od sezonu 2009/2010 wszystkie rozgrywki pod egidą UEFA nazywane są "ligami". Nie mamy już więc szumnie dotąd brzmiących Pucharu UEFA i Pucharu Intertoto (nazywanego też "Pucharem Lata"), bo te dwa typy zawodów zastąpiła Liga Europy. Dołączając do elitarnej Ligi Mistrzów. Niestety w naszym kraju zmieniło się niewiele, bo nasze kluby wszystko pomieszały i zagrały - tak, jakby wciąż istniał wspomniany "Puchar Lata" - solidarnie odpadając jeszcze przed końcem wakacji.

Najdłużej i najdzielniej bronił się Lech, który dopiero po rzutach karnych dał się pokonać Belgom z Club Brugge. Wcześniej "Kolejorz" ograł wprawdzie Norwegów z klubu Fredrikstad FK, jednak żadne to pocieszenie, bo nie tego oczekiwali kibice poznańskiego zespołu.

Jeszcze gorzej było w pozostałych "występach" polskich klubów. Polonia Warszawa pokonała wprawdzie rywali z Czarnogóry i San Marino, ale w konfrontacji z Holendrami z NAC Breda sromotnie przegrała. Co ciekawe, Ci sami Holendrzy w kolejnej rundzie dostali niewiarygodny łomot od hiszpańskiego Villarreal CF. Po 1:3 u siebie, skończyło się pogromem 1:6 na wyjeździe i aż strach pomyśleć co byłoby, gdyby piłkarzom "Czarnych Koszul" udało się awansować i zagrać z Hiszpanami. Nawet zawodnicy z Bredy, po 2:9 w dwumeczu, być może żałują, że zaryzykowali i przeszli dalej.

Warszawska Legia pokonała tylko jednego rywala. Gruzini z Olimpi Rustawi nie mieli większych szans, ale w kolejnej rundzie od warszawiaków lepsze okazało się duńskie Brøndby IF. Dalej jednak się nie przedarło, bo skuteczniejsi od nich okazali się berlińczycy z Herthy.

O występie Wisły Kraków zapomnieć chcieliby wszyscy kibice "Białej Gwiazdy", ale zapomnieć nie dadzą im pozostali. Blamaż z estońską Levadią jeszcze długo odbijać się będzie śmiechem wśród kibiców pozostałych klubów.

Śmiać nie ma się jednak z czego, bo nasza piłka znalazła się w prawdziwej depresji i nawet wielogodzinne sesje u psychoanalityka niewiele pomogą. Cóż z tego, że stacja Canal+ pompuje w naszą ligę coraz większe ilości pieniędzy, skoro jesteśmy prawdziwym zaściankiem Europy.

Przed tym sezonem UEFA zmieniła zasady awansów do faz grupowych europejskich rozgrywek i wydawało się, że Polska będzie miała większą szansę na to, aby wreszcie zaistnieć w pucharowej piłce. Nic bardziej mylnego. Nasze kluby padały jak muchy i do krajów, z których nie raz się śmiejemy, brakuje nam koszmarnie wiele.

Prześledźmy zresztą kto od Polski jest lepszy i zgarnie niezłą premię od UEFA, za rozgrywanie kolejnych meczów.

Po siedmiu przedstawicieli w fazach grupowych Ligi Mistrzów i Ligi Europy mają Hiszpanie i Włosi. To największe tuzy w ramach UEFA. Zaraz za nimi są Anglicy i Niemcy, którym zostało po sześć drużyn. Z całej wymienionej czwórki tylko Anglikom nie udało się wprowadzić kompletu zespołów do faz grupowych, gdyż niespodziewanie z pucharami pożegnała się Aston Villa. Tą za burtę Ligi Europy wyrzucił austriacki Rapid Wiedeń. Nie zmienia to faktu, że kluby z Hiszpanii, Włoch, Anglii i Niemiec to zdecydowanie "ekstraklasa europejskich rozgrywek pucharowych".

Pierwszą ligą Europy są na pewno zespoły z Francji, Holandii i Rumunii, które do grupowych faz pucharów wrzuciły po pięć zespołów. Z kolei Austriacy i Portugalczycy mają w kolejnej rundzie gier po cztery kluby. Je także zaliczyć można do tego naprawdę mocnego grona.

Drugą ligę stanowią kolejne kraje i są to Belgia, Grecja i Turcja, które mają po trzy kluby w rozgrywkach grupowych oraz Bułgaria, Czechy, Izrael, Rosja, Szkocja, Szwajcaria i Ukraina - wysyłające na kolejne mecze po dwa zespoły. To dla naszej piłki niestety wciąż wynik więcej niż nieosiągalny.

Marzyliśmy aby mieć choć jeden zespół w fazie grupowej, a to udało się trzeciej lidze, w której są Białoruś, Chorwacja, Cypr, Dania, Łotwa, Mołdawia, Serbia i Węgry. Gdyby taki skład podano nam przed sezonem, większość dumnych polskich kibiców przecierałoby oczy ze zdumienia, a naszych klubów szukałoby w o wiele lepszej kombinacji.

Jakby tego było mało, Cypryjczycy i Węgrzy cieszą się z zespołów w Lidze Mistrzów, czego w Polsce nie było od sezonu 1996/1997, czyli od lat trzynastu! Wielu z naszych rodaków za swojego życia Ligi Mistrzów z polskim zespołem nie mogło więc nawet na własne oczy zobaczyć.

Gdzie jest więc polska piłka? Niestety w lidze czwartej, a więc w tej, w której zespoły zaliczają fazy kwalifikacyjne, po czym smutno żegnają się z grą. Kto więc z nami? Oto lista tych krajów, która wraz z Polską pucharowe mecze oglądać będzie już jedynie w telewizji: Norwegia, Słowacja, Szwecja, Irlandia, Finlandia, Bośnia i Hercegowina, Litwa, Słowenia, Gruzja, Azerbejdżan, Islandia, Macedonia, Liechtenstein, Kazachstan, Estonia, Albania, Armenia, Walia, Czarnogóra, Wyspy Owcze, Irlandia Północna, Luksemburg, Andora, Malta i San Marino.

Nie wygląda to zbyt miło.

Niestety, żeby było jeszcze mniej wesoło za obecny sezon polskie kluby dopiszą do swoich dorobków śmiesznie niskie wartości współczynników UEFA. Co to oznacza? Ni mniej, ni więcej to, że w kolejnych pucharowych edycjach naszym zespołom będzie jeszcze trudniej o rozstawienie przed losowaniem. A to znów oznacza, że nawet we wstępnych rundach grać będziemy z teoretycznie mocniejszymi zespołami. Tymi, które właśnie liczą ogromne pieniądze, jakie wpłyną do ich klubowych kas za grę w pucharach. Za sam awans do Ligi Mistrzów UEFA płaci bowiem ponad 7 mln euro.

O takich wpływach polskie kluby mogą wciąż jedynie marzyć. Podobnie jak i futbolowi kibice o wielkich meczach i grze dłużej niż dwa, góra cztery spotkania. Może więc czas bardziej twardo stąpać po ziemi?

Źródło artykułu:
Komentarze (0)