Kibice na Węgrzech oczekiwali czegoś więcej. Ich zespół prowadził 2:0, dał sobie wbić bramkę, a później napierał do samego końca, próbując doprowadzić do remisu. Reprezentacji Węgier udało się obronić trzy punkty, ale nie był to styl, który podobał się trenerowi, Marco Rossiemu.
Szkoleniowiec nie wytrzymał podczas pomeczowej konferencji. - Muszę wyjaśnić z drużyną, kto jest gotów robić to, o co proszę. Zarówno taktycznie, jak i jeśli chodzi o nastawienie. Nie pytajcie, kogo pominę podczas następnych powołań. Jeśli ktoś nie zrobi tego, o co poproszę, to nie zaproszę go na zgrupowanie - cytuje trenera serwis blikk.hu.
- Albo zrobią to, o co proszę, albo odchodzę. Zawodnicy muszą się skupiać na kadrze W ciągu sześciu dni wszystko się zmieniło, byliśmy bohaterami, przestrzegałem ich, żeby spokojnie stąpali po ziemi. Teraz do niczego się nie nadajemy - grzmiał.
Rossi uważa, że kadra zrobiła progres. Jeszcze trzy lata temu grała w trzeciej dywizji Ligi Narodów, a teraz mierzy się z najlepszymi ekipami. - Wstydzę się za nich przed pięćdziesięciotysięczną publicznością. Dobrze, że jestem rodzinnym człowiekiem, w związku z tym nie mogę popełnić samobójstwa - dodał ironicznie.
W październiku Węgrzy zagrają z Albanią oraz Anglią, natomiast w listopadzie z San Marino i Polską.
Czytaj też:
Boniek skrytykował Anglików. Użył mocnych słów!
Burza wokół Glika. Mamy komunikat Anglików
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: babol za babolem! To się musiało źle skończyć