Pamiętne finały Ligi Mistrzów w Stambule i Atenach obfitowały w dramaturgię. Milan wrócił na salony i jest głodny gry na wysokim poziomie. Liverpool pragnie za to odbić sobie ostatnie dwa sezony w Lidze Mistrzów, w których nie zdołał dotrzeć do półfinału. Najważniejsi zawodnicy są zdrowi, więc wszystko wskazuje na to, że "The Reds" mogą liczyć się w grze o najwyższe cele.
Od pierwszej minuty gospodarze niesieni głośnym dopingiem na Anfield narzucili swój styl grania. Milan zupełnie nie radził sobie z tak dynamicznym futbolem, jaki prezentował Liverpool. Efektem ofensywnej gry LFC było szybkie prowadzenie. Trent Alexander-Arnold przedarł się pod bramkę i chciał zagrać bliżej niej, ale piłka odbiła się od nóg wykonującego wślizg Fikayo Tomoriego i wpadła do siatki. Przypisano Anglikowi trafienie samobójcze.
Milan nie był w stanie się podnieść, brakowało mu mentalnego lidera pokroju Zlatana Ibrahimovicia, a Szwed dzień przed meczem nabawił się kontuzji. Obrona ekipy z San Siro była bardziej dziurawa od szwajcarskiego sera. Liverpool w mniej niż 20 minut oddał 13 strzałów. Jednak w pierwszej połowie "The Reds" nie powiększyli swojego dorobku bramkowego. Kapitalnie na linii spisywał się Mike Maignan, który obronił rzut karny wykonywany przez Mohameda Salaha i natychmiastową dobitkę Diogo Joty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko
Tuż przed przerwą przebudzili się "Rossoneri" i schodzili do szatni, sensacyjnie prowadząc. Wystarczyły do tego dwie ładnie zawiązane akcje, które wkręciły obronę Liverpoolu w ziemię. Po takiej serii podań najpierw Ante Rebić nie pomylił się w sytuacji sam na sam, a potem Brahim Diaz wbił piłkę do siatki z najbliższe odległości.
Druga połowa mogła zacząć się wybornie dla Milanu. Goście sprytnie rozegrali rzut rożny, po którym padł gol Simona Kjaera. Sędziowie dopatrzyli się jednak pozycji spalonej u Theo Hernandeza. Zmarnowana szansa, by odskoczyć, niemalże od razu się zemściła. Salah zdołał wyrównać, pokonując z bliska bramkarza.
Liverpool ponownie przejął inicjatywę, ale nie grał na tak dużej intensywności jak na początku meczu. Bardziej szanował piłkę, szukał dziury w obronie Milanu. Tę udało się znaleźć w 69. minucie, kiedy nieobstawiony Jordan Henderson dopadł do źle wybitej piłki i pięknie uderzył z dystansu na 3:2.
Goście z Mediolanu chcieli jeszcze powalczyć, pograć piłką, wychodzili wyżej do rywala. Liverpool zachowywał jednak pełną koncentrację w tyłach, Fabinho dobrze wyłączał z gry środek pola.
Liverpool w końcówce pokazał więcej jakości i inteligencji boiskowej. Milan był nieustępliwy, ale gra całym sercem to za mało na tak dynamiczny zespół z Anglii. "The Reds" wygrali zasłużenie 3:2.
Oczekiwano szalonego i emocjonującego meczu - taki też dostaliśmy. Duchy dwóch słynnych finałów wciąż są żywe. Milan z pewnością stać na lepszy futbol, choć od Liverpoolu odstawał w wielu aspektach. "The Reds" wygrali zasłużenie, ale nie mogą dawać się tak zaskakiwać jak w końcówce pierwszej części.
Sędziujący zawody Szymon Marciniak nie popełnił błędu, prawidłowo ocenił ze swoim zespołem rzut karny dla Liverpoolu oraz wszystkie sytuacje z możliwością odgwizdania pozycji spalonej.
Liverpool FC - AC Milan 3:2 (1:2)
1:0 - Fikayo Tomori (sam.) 9'
1:1 - Ante Rebić 42'
1:2 - Brahim Diaz 44'
2:2 - Mohamed Salah 49'
3:2 - Jordan Henderson 69'
Liverpool: Alisson Becker - Trent Alexander-Arnold, Joel Matip, Joe Gomez, Andrew Robertson - Naby Keita (71' Thiago Alcantara), Fabinho, Jordan Henderson (84' James Milner) - Mohamed Salah (84' Alex Oxlade-Chamberlain), Diogo Jota (71' Curtis Jones), Divock Origi (63' Sadio Mane).
Milan: Mike Maignan - Davide Calabria, Simon Kjaer, Fikayo Tomori, Theo Hernandez - Franck Kessie, Ismael Bennacer (72' Sandro Tonali) - Alexis Saelemaekers (62' Alessandro Florenzi), Brahim Diaz, Rafael Leao (62' Olivier Giroud) - Ante Rebić (83' Daniel Maldini).
Żółta kartka: Milner (Liverpool), Bennacer, Diaz (Milan).
Sędzia: Szymon Marciniak.
W drugim meczu grupy B Atletico Madryt zremisowało bezbramkowo z FC Porto. Goście kończyli mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce w doliczonym czasie gry dla Chancela Mbemby.
Atletico Madryt - FC Porto 0:0
Czytaj też:
Zmiennicy uratowali wygraną Realu
Festiwal bramkowy w Manchesterze