Szalony mecz Liverpoolu z Milanem. Pięć goli, nikt nie może narzekać na nudę
Liverpool narzucił swoje warunki gry, a i tak dał się zaskoczyć. Milan nawet prowadził, ale odstawał jakościowo od "The Reds", którzy wygrali 3:2. Kibice nie mogli się nudzić w trakcie tego meczu.
Od pierwszej minuty gospodarze niesieni głośnym dopingiem na Anfield narzucili swój styl grania. Milan zupełnie nie radził sobie z tak dynamicznym futbolem, jaki prezentował Liverpool. Efektem ofensywnej gry LFC było szybkie prowadzenie. Trent Alexander-Arnold przedarł się pod bramkę i chciał zagrać bliżej niej, ale piłka odbiła się od nóg wykonującego wślizg Fikayo Tomoriego i wpadła do siatki. Przypisano Anglikowi trafienie samobójcze.
Milan nie był w stanie się podnieść, brakowało mu mentalnego lidera pokroju Zlatana Ibrahimovicia, a Szwed dzień przed meczem nabawił się kontuzji. Obrona ekipy z San Siro była bardziej dziurawa od szwajcarskiego sera. Liverpool w mniej niż 20 minut oddał 13 strzałów. Jednak w pierwszej połowie "The Reds" nie powiększyli swojego dorobku bramkowego. Kapitalnie na linii spisywał się Mike Maignan, który obronił rzut karny wykonywany przez Mohameda Salaha i natychmiastową dobitkę Diogo Joty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystkoDruga połowa mogła zacząć się wybornie dla Milanu. Goście sprytnie rozegrali rzut rożny, po którym padł gol Simona Kjaera. Sędziowie dopatrzyli się jednak pozycji spalonej u Theo Hernandeza. Zmarnowana szansa, by odskoczyć, niemalże od razu się zemściła. Salah zdołał wyrównać, pokonując z bliska bramkarza.
Liverpool ponownie przejął inicjatywę, ale nie grał na tak dużej intensywności jak na początku meczu. Bardziej szanował piłkę, szukał dziury w obronie Milanu. Tę udało się znaleźć w 69. minucie, kiedy nieobstawiony Jordan Henderson dopadł do źle wybitej piłki i pięknie uderzył z dystansu na 3:2.
Goście z Mediolanu chcieli jeszcze powalczyć, pograć piłką, wychodzili wyżej do rywala. Liverpool zachowywał jednak pełną koncentrację w tyłach, Fabinho dobrze wyłączał z gry środek pola.
Liverpool w końcówce pokazał więcej jakości i inteligencji boiskowej. Milan był nieustępliwy, ale gra całym sercem to za mało na tak dynamiczny zespół z Anglii. "The Reds" wygrali zasłużenie 3:2.
Oczekiwano szalonego i emocjonującego meczu - taki też dostaliśmy. Duchy dwóch słynnych finałów wciąż są żywe. Milan z pewnością stać na lepszy futbol, choć od Liverpoolu odstawał w wielu aspektach. "The Reds" wygrali zasłużenie, ale nie mogą dawać się tak zaskakiwać jak w końcówce pierwszej części.
Sędziujący zawody Szymon Marciniak nie popełnił błędu, prawidłowo ocenił ze swoim zespołem rzut karny dla Liverpoolu oraz wszystkie sytuacje z możliwością odgwizdania pozycji spalonej.
Liverpool FC - AC Milan 3:2 (1:2)
1:0 - Fikayo Tomori (sam.) 9'
1:1 - Ante Rebić 42'
1:2 - Brahim Diaz 44'
2:2 - Mohamed Salah 49'
3:2 - Jordan Henderson 69'
Liverpool: Alisson Becker - Trent Alexander-Arnold, Joel Matip, Joe Gomez, Andrew Robertson - Naby Keita (71' Thiago Alcantara), Fabinho, Jordan Henderson (84' James Milner) - Mohamed Salah (84' Alex Oxlade-Chamberlain), Diogo Jota (71' Curtis Jones), Divock Origi (63' Sadio Mane).
Milan: Mike Maignan - Davide Calabria, Simon Kjaer, Fikayo Tomori, Theo Hernandez - Franck Kessie, Ismael Bennacer (72' Sandro Tonali) - Alexis Saelemaekers (62' Alessandro Florenzi), Brahim Diaz, Rafael Leao (62' Olivier Giroud) - Ante Rebić (83' Daniel Maldini).
Żółta kartka: Milner (Liverpool), Bennacer, Diaz (Milan).
Sędzia: Szymon Marciniak.
W drugim meczu grupy B Atletico Madryt zremisowało bezbramkowo z FC Porto. Goście kończyli mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce w doliczonym czasie gry dla Chancela Mbemby.
Atletico Madryt - FC Porto 0:0
Czytaj też:
Zmiennicy uratowali wygraną Realu
Festiwal bramkowy w Manchesterze