Usłyszał mrożącą diagnozę. "Noga wisi tylko na skórze"

Instagram / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Przemysław Fajtanowski (na dole)
Instagram / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Przemysław Fajtanowski (na dole)

- Lekarz powiedział, że muszą amputować nogę, bo wisi tylko na skórze. Dostałem leki, zasnąłem. Kiedy się obudziłem, nie miałem już nogi - wspomina Przemysław Fajtanowski. Uporanie się z tym zajęło mu pół roku, ale dziś czerpie radość z gry w kadrze.

To się stało 11 lutego 2018 roku. Przemysław Fajtanowski pracował jako marynarz na bunkierce. To zbiornikowiec zaopatrujący statki w paliwo. Pływał w okolicach Amsterdamu, Rotterdamu i Antwerpii.

O swoim wypadku dzisiejszy reprezentant Polski w amp futbolu opowiedział Jakubowi Radomskiemu w książce pt. "Amp Futbol. Jedną nogą w finale". Zdarzenie było traumatyczne, bo piłkarz ani na chwilę nie stracił przytomności, gdy podczas pracy lina owinęła mu się wokół nogi tak mocno, że docisnęła go do słupka pełniącego funkcję uchwytu.

"Noga wisi tylko na skórze"

Początkowo nic nie zapowiadało kłopotów. Gdy już lina się poluzowała i supeł został rozwiązany, Przemysławowi Fajtanowskiemu wydawało się, że to tylko rozcięcie skóry i złamanie. Zmroziła go dopiero diagnoza, którą usłyszał w szpitalu w Rotterdamie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko

- Lekarz powiedział mi, że muszą amputować nogę, bo wisi tylko na skórze. Zapytałem gdzie. Stwierdził, że pod kolanem. Napisałem coś na kartce. Dostałem leki, zasnąłem. Kiedy się obudziłem, nie miałem już nogi - opowiada.

Bardzo trudno mu było się z tym pogodzić, bo Przemek grał w piłkę już jako nastolatek - w Czarnych Nakło. W 2013 roku w lokalnym serwisie Naklo24.pl ukazał się nawet artykuł pt. "Superstrzelec Fajtanowski". To była relacja z meczu juniorów młodszych, w którym w trakcie jednej połowy wbił Kamionce Zjednoczeni Kamień Krajeński cztery gole, a jego zespół wygrał 4:1.

Pół roku walki z traumą

- Na początku Przemek przepłakał trochę nocy. Było to słychać. Dręczyły go bóle fantomowe. Ciągle się z nimi zmagał: a to czuł mrowienie, a to swędzenie. To powracało i go męczyło. Potrzebował około pół roku, by zacząć dobrze funkcjonować psychicznie. W przypadku wielu ludzi w podobnej sytuacji taki proces trwa dłużej. Sporo osób było zdziwionych, że poradził sobie z tym stosunkowo szybko - powiedział wujek piłkarza, Jerzy Cieślak.

Potem było lepiej. Dużą w tym zasługę miał Przemysław Nadobny - dziś bramkarz Warty Poznań i reprezentacji Polski w amp futbolu. Mieszkał blisko Fajtanowskiego i nakłonił go do powrotu na boisko.

"Przywróciliście mi życie"

- Gdy występowałem w zespole Miedziowych Polkowice, przypomniałem sobie, że jest taki chłopak, który półtora roku wcześniej miał wypadek na statku. Zdobyłem do niego kontakt i namówiłem, by przyjechał na trening. Przemek mi kiedyś powiedział: "Namawiając mnie na treningi z Miedziowymi, przywróciliście mi życie" - przyznał Nadobny.

Fajtanowskiemu udało się nawet wrócić na statek, choć nie od razu był pewny, czy podoła. - Przez dwa tygodnie miałem się wykazać i kapitanowie byli ze mnie zadowoleni, bo wykonywałem wszystkie obowiązki należące do marynarza. Dostałem rekomendację i jestem z powrotem. Robię to samo, co wcześniej. Okazuje się, że nie mam żadnych ograniczeń - mówi.

Dziś jest także reprezentantem Polski i wraz z kolegami świetnie radzi sobie na mistrzostwach Europy w Krakowie. Biało-Czerwoni pokonali Ukrainę 3:0, potem Izrael 8:0, zaś na koniec fazy grupowej zremisowali z Hiszpanią 1:1. Dzięki temu z 1. miejsca awansowali do ćwierćfinału, w którym w piątek o godz. 17.00 zmierzą się z Francją.

Walory Fajtanowskiego barwnie scharakteryzował trener kadry Marek Dragosz. - To taka piłkarska wesz, pchła. Może nie brzmi to najładniej, ale chodzi mi o to, że on nigdy nie odpuszcza. Może mu czasami brakować sił albo techniki, ale ma niesamowite serce do gry. Gdy zawodnik, który wcześniej przez lata grał w piłkę jedenastoosobową, trafia po wypadku do amp futbolu, najczęściej musi się mozolnie uczyć biegać o kulach, a dopiero później opanowuje przyspieszenia i dokładne operowanie piłką. Przemkowi to wszystko przyszło dużo szybciej.

Czytaj także:
Adriel Ba Loua przeszedł do historii Lecha Poznań. Nie chodzi tylko o rekordowy transfer

Komentarze (1)
avatar
Szef na worku
16.09.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jedną nogą w finale...przewrotnie napisane.