Kilka dni temu wybuchła wielka afera, gdy okazało się, że w gabinecie prezesa PZPN znajduje się podsłuch. Urządzenie wykryto w obudowie grzejnika. Sprawą zajmuje się policja, która ma ustalić, kto i po co założył "pluskwę".
W tej chwili wiadomo, że ostatni raz sprawdzano siedzibę związku pod kątem obecności podsłuchu rok temu, czyli gdy szefem był Zbigniew Boniek. Niedawno zastąpił go Cezary Kulesza. Po co go podsłuchiwano?
- Jesteśmy niemal pewni, że podsłuch zamontowano po to, by nagraniami szantażować prezesa PZPN. (...) Jedna z hipotez głosi, że mogło chodzić o załatwienie gigantycznego kontraktu - mówią anonimowo pracownicy PZPN w "Super Expressie".
Z tego zdaje sobie sprawę Kulesza. To właśnie w gabinecie prezesa często toczą się rozmowy ze sponsorami. Nadal jednak nie wiadomo, komu miałoby zależeć na szantażu.
Policja przesłuchuje ludzi, którzy mieli dostęp do gabinetu prezesa PZPN. Zabezpieczono także nagrania z monitoringu oraz odciski palców. Pozostaje czekać na wyniki śledztwa.
Afera podsłuchowa w PZPN. Mocne słowa Kazimierza Grenia >>
PZPN złożył zawiadomienie do prokuratury >>
ZOBACZ WIDEO: Burza w kadrze w przypadku przegranej w eliminacjach? Prezes PZPN zdradza swoje plany