Zrobił coś, czego kibice nie wybaczają do końca życia. "Nie rozumieli"

- Nie odszedłem z Lecha z własnej winy, ale kibice tego nie rozumieli - wspomina po latach Jerzy Podbrożny. "Gumiś" grał w obu klubach, a dziś ma swojego faworyta klasyku.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
 Jerzy Podbrożny (z lewej) w walce z Pawłem Skrzypkiem PAP / Piotr Teodor Walczak / Na zdjęciu: Jerzy Podbrożny (z lewej) w walce z Pawłem Skrzypkiem
Jerzy Podbrożny to sześciokrotny reprezentant Polski. Na szerokie wody wypłynął na początku lat 90. w "Kolejorzu", z którego przeniósł się do Legii Warszawa. Poznańscy kibice nigdy mu tego nie wybaczyli, o czym szybko się przekonał przy okazji jednego z meczów. Dziś wraca do tamtych wspomnień, wskazuje też, kto jego zdaniem ma większe szanse w niedzielnym klasyku przy Łazienkowskiej (początek o godz. 17.30).

Szymon Mierzyński: W latach 90. grał pan zarówno w Lechu Poznań, jak i Legii Warszawa. Klimat tamtych klasyków był podobny jak dziś?

Jerzy Podbrożny: Te mecze zawsze rozpalały wyobraźnię, ale wtedy otoczka była trochę gorsza. Mam tu na myśli kibiców. Być może bierze się to z tego, że dziś wszystkie spotkania są transmitowane w telewizji, a stadiony lepiej zabezpieczone. Kibice boją się wszczynać awantury. Kiedyś ekscesy na trybunach były codziennością, teraz to zjawisko praktycznie znikło, więc jest duża poprawa. W nastawieniu fanów drużyn nie zmieniło się jednak nic.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jedna patrzyła na drugą. Kuriozalna bramka w meczu pań

Zapamiętał pan coś szczególnego z klasyków, w których sam pan grał?

Była jedna taka sytuacja. Rozgrywałem pierwszy mecz w barwach Legii przeciwko Lechowi. W Warszawie było dość spokojnie, ale gdy przyjechaliśmy do Poznania i strzeliłem gola na 1:1, na murawę zaczęło lecieć dosłownie wszystko, co kibice mieli pod ręką. Już po spotkaniu nas wyzywano, pamiętam, że nawet jacyś starsi panowie czatowali pod budynkiem klubowym tylko po, by nas obrażać. Gdy odszedłem z Lecha, było trochę nieprzyjemnych sytuacji, nawet na murach pojawiały się obraźliwe treści.

Ma pan zadrę o tamte wydarzenia?

Niechętnie do tego wracam. Szkoda, bo spędziłem w Lechu dwa i pół roku. To były bardzo miłe chwile, wywalczyliśmy dwa tytuły mistrza Polski, a ja sam dwukrotnie byłem królem strzelców. Trochę więc dla tego klubu zrobiłem.

Dlaczego pan odszedł?

Nie z własnej winy! To była decyzja Lecha, który chciał odmładzać zespół. Kibice tego nie zrozumieli i reagowali tak, jakbym to ja się uparł na odejście.

Ma pan jakieś czysto sportowe szczególne wspomnienia?

Tutaj mogę przypomnieć jedną ze śmieszniejszych bramek w mojej karierze. To było w barwach Lecha i, z tego co pamiętam, w meczu rozgrywanym na Łazienkowskiej. Jerzy Brzęczek oddał strzał, ja biegłem na dobitkę, tymczasem piłka minęła bramkarza, odbiła się od słupka, następnie od mojego kolana i wpadła do siatki. Całkowity przypadek, bo nie zdążyłem nawet zareagować i w jakikolwiek sposób ruszyć nogą.

Załóżmy, że znów ma pan dwadzieścia kilka lat i ma grać w Legii albo Lechu. Poradziłby pan sobie?

Myślę, że ze spokojem. Wielu zawodników miało w moich czasach wyższe umiejętności niż dzisiejsi ligowcy. Dużo się zmieniło, bo powstały stadiony, czy nowoczesne ośrodki treningowe. Jest gdzie pracować - nie tak jak kiedyś, gdy często musieliśmy szukać boisk, bo nie było gdzie zorganizować zajęć. Dzisiaj zawodnicy mają naprawdę dobre warunki. Jednak to nie znaczy, że wtedy brakowało nam umiejętności. Oczywiście, że teraz futbol jest szybszy, tyle że kiedyś trenerzy kładli ogromny nacisk na przygotowanie motoryczne i my pod tym względem byliśmy naprawdę mocni. Nikt nie monitorował poziomu zmęczenia, wiele robiono na "czuja", ale jak sobie przypomnę bieganie czy chodzenie po górach, to nigdy w życiu bym nie powiedział, że mojemu pokoleniu brakowało kondycji. Dziś piłkarzom łatwiej uniknąć przemęczenia, bo są stale sprawdzani. Oprócz tego jeżdżą na zagraniczne obozy. W latach 90. taki wyjazd w styczniu czy lutym to był luksus, a dziś norma.

Kto jest faworytem niedzielnego klasyku?

Na tabelę nie ma co patrzeć, mimo to uważam, że Lech wygląda lepiej. Ma mocną kadrę i nie musi robić tego co Legia, czyli oszczędzać sił na europejskie puchary. Dlatego minimalnie stawiałbym na poznaniaków. Wiele zależy od podejścia Legii i składu, jaki wystawi trener Czesław Michniewicz.

Ale chyba nie pośle w takim meczu drugiego garnituru?

Nie powinien. Myślę, że wystawi wszystko co ma najlepsze i dobrze. Z perspektywy piłkarza lepiej grać co trzy albo cztery dni niż co siedem. Ja tak wolałem.

Czytaj także:
"Ale będzie dobrze?" Pytał w karetce 15 razy. Prawda była dramatyczna
To może być rewolucja! Kryptowaluty wkraczają do świata sportu, szlak przeciera Lionel Messi

Lubiłeś oglądać w akcji Jerzego Podbrożnego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×