[b]
[/b]
Latem Gianluigi Buffon, mistrz świata z 2006 roku i rekordzista reprezentacji Włoch pod względem rozegranych w niej spotkań (176), po 20 latach wrócił do Parmy, której jest wychowankiem. W tym samym oknie transferowym do zespołu ze Stadio Ennio Tardini dołączył też 21-letni Adrian Benedyczak.
Młodzieżowy reprezentant Polski ma na koncie już premierową bramkę dla tego zasłużonego klubu. W rozmowie z "Piłką Nożną" mówi o różnicach między polską ekstraklasą a włoską drugą ligą, wskazuje swoje najbliższe cele i zdradza, jaki jest naprawdę Buffon.
Jaromir Kruk, "Piłka Nożna": Parma to klub, w którym spełniasz marzenia o grze w mocnej lidze zagranicznej?
Adrian Benedyczak: Zawsze marzyłem o wyjeździe za granicę. Przenosząc się z polskiej Ekstraklasy do Serie B zrobiłem krok do przodu, no i zbliżyłem się do topu. Parma to klub ze wspaniałą historią, który osiągał wielkie sukcesy i występowały w nim - tak trzeba to ująć - piłkarskie legendy. Wiedziałem, że wraca Gianluigi Buffon, jeden z najlepszych bramkarzy w historii futbolu. To niesamowite uczucie występować w zespole z Gigim. Chcę pomóc Parmie w błyskawicznym powrocie do Serie A.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra Zielińskiego
16 maja grałeś w barwach Pogoni przeciw Rakowowi, a dwa miesiące później już w Parmie sparing przeciwko Interowi Mediolan. Niezły przeskok.
Szkoda, że nie strzeliłem gola, bo było blisko, ale mój strzał został zablokowany przed polem karnym chyba przez Stefana de Vrija. Wcześniej nie grałem przeciwko tak znakomitym środkowym obrońcom jak Holender, Alessandro Bastoni czy Milan Skriniar. To było wspaniałe przygotowanie do sezonu Serie B, każdy z zawodników Parmy dał z siebie maksa, ale nie było szans na wymianę koszulek. Nawet o tym nie pomyślałem, cieszyłem się z możliwości rywalizacji z topowymi piłkarzami. Największe wrażenie zrobił na mnie Lautaro Martinez, niesamowity w grze na jeden na kontakt, tyłem do bramki.
Twój trener z Parmy, Enzo Maresca, też poznał smak wielkiego futbolu. Nie tak dawno pracował z drużyną U-23 Manchesteru City, ma wspaniałą zawodniczą część CV, grał w wielkich klubach, z Juventusem włącznie, osiągał sukcesy z młodzieżowymi kadrami Italii. Jaki to jest człowiek?
Opanowany, z niesamowitą wiedzą o taktyce, różnymi pomysłami. Na treningach dużo gramy z piłką na utrzymanie, nie ma zwykłego biegania. Robimy często tak zwane strumienie - jeden, dwa kontakty, pass, oddanie strzału i 60 metrów wybiegnięcia. Zajęcia są intensywne, zdecydowanie bardziej niż w Polsce, ale to mi się podoba. Czuję, że zrobiłem postęp, przede wszystkim piłkarsko. Podczas jednego treningu w Parmie otrzymuję piłkę częściej niż przez trzy, cztery dni w Pogoni. We Włoszech nie ma lekko, nikt nie odpuszcza. Często po 45 minutach siłowni idziemy na boisko na gierkę, na półtorej godziny, gdzie nie ma mowy o odstawianiu nogi. Tam każdy walczy o swoje, bez żadnych sentymentów. Jeżeli chodzi o analizę spotkań, to jest na podobnym poziomie co w Pogoni, choć mam wrażenie, że w Parmie na treningach kamery są wszędzie. Enzo Maresca korzysta z pomocy sporej grupy analityków i nic nie umyka jego uwadze.
W spotkaniu z Ternaną wszedłeś na boisko w 69. minucie razem z Buffonem? Co się stało, że mistrz świata z 2006 roku musiał siedzieć na ławce?
Graliśmy trzy mecze w ciągu tygodnia i z Ternaną trener wystawił naszego drugiego golkipera, który w trakcie gry, po puszczonym golu zgłosił problem z łydką. Musiałem chwilę poczekać na Gigiego i weszliśmy na murawę razem. To było naprawdę wyjątkowe uczucie, a Buffon - nawiasem mówiąc - to super gość. Nie daje odczuć żadnego dystansu, wyższości, jest non stop uśmiechnięty, pomaga innym, podpowiada. Gigi ma znakomity kontakt chyba z każdą osobą w klubie, daje Parmie niezwykle pozytywną energię.
Jak podeszli do niego kibice Parmy? Ponoć nie wszystkie grupy fanów były zadowolone z powrotu Buffona.
Od kiedy widownia wróciła na stadiony, za każdym razem Buffon jest witany owacyjnie. To szanowana postać w całej Italii, ludzie pamiętają jak zdobywał mistrzostwo świata w 2006 roku, jego inne wielkie występy w kadrze, czy piłce klubowej. Kiedyś nawet nie śniłem, że ktoś taki będzie moim klubowym kompanem. W Parmie gra wielu bardzo dobrych zawodników, na przykład Franco Vasquez, który bronił barw Włoch i Argentyny, bo pozwalały na to przepisy FIFA. Szkoda, że ostatnio osiągamy rezultaty poniżej oczekiwań, ale jesteśmy dobrej myśli. Trzeba pamiętać, że do klubu przyszedł nowy szkoleniowiec, w pierwszej jedenastce niekiedy wybiega ośmiu niedawno pozyskanych piłkarzy. Mówiąc krótko - potrzeba czasu.
W jakim języku porozumiewasz się w szatni?
Trener operuje włoskim, angielskim, francuskim. Po angielsku mówię dobrze, włoskiego uczę się drugi miesiąc i widzę progres. Łapię coraz więcej słówek, krótkich zdań, już się powoli dogaduję. Gdy włączają jednak swój tryb szybkiego mówienia, pojawiają się problemy. Zdążyłem poznać parę włoskich przekleństw, bo często padają na treningach.
Serie B to trudniejsza liga niż polska Ekstraklasa?
Pod względem fizycznym i pojedynków napastników z obrońcami, Serie B jest bardziej wymagająca. Defensorzy są mocni, atakujący też, więc uważam, że jeśli sobie poradzę, to pójdę za ciosem.
Panuje taka opinia, że na włoskim zapleczu napastnicy mają niełatwe życie. Jak ty to odczuwasz?
Na razie poznaję ligę. W poprzednim sezonie paru zawodników przekroczyło barierę dwudziestu trafień w Serie B. Ja sobie żadnych celów bramkowych nie zamierzam stawiać, podchodzę do tego na spokojnie.
Ubolewałeś, że nie wystąpiłeś w spotkaniu przeciw Benevento Kamila Glika?
Do każdego spotkania podchodzę tak samo. Zawsze jestem wkurzony jak nie wychodzę na boisko. Z Kamilem nawet nie było okazji pogadać, bo jego drużyna straciła u nas gola w ostatniej minucie i przegrała 0:1. Wkurzony szybko udał się do szatni.
Stadionami chyba Serie B zdecydowanie ustępuje Polsce?
Nie ma co porównywać, Polska w tej kwestii przewyższa Serie B, choć na drugim szczeblu we Włoszech jest parę fajnych klimatycznych obiektów. Swój urok ma Stadio Ennio Tardini, ale do obiektów Legii, Lecha, Pogoni sporo mu brakuje. Nam wiele dała organizacja Euro 2012, a przecież kontrkandydatem do goszczenia tego turnieju była Italia.
Jak się żyje w Parmie?
To małe miasto, dwa razy mniejsze od Szczecina. Mieszkam w centrum z dziewczyną i nie narzekam. Czasem wyjdziemy coś zjeść, kuchnia włoska jest naprawdę dobra, ale staram się pilnować. Lubię risotto, a po meczach zdarza się zjeść pizzę, tak jak w Polsce.
Kibice Parmy rozpoznają Adriana Benedyczaka?
Powoli tak. Więcej autografów dawałem w Polsce, może dlatego, że to była jednak najwyższa liga. Trzeba awansować do Serie A, cel jest jasny. Na klubowych korytarzach czuje się wielką historię, zdjęcia dawnych gwiazd z trofeami pozwalają zapomnieć o tym, że nie gramy póki co na najwyższym poziomie calcio. Thuram, Chiesa, Cannavaro, Dino Baggio, Crespo, Veron, Zola, Adriano, Buffon, takich wielkich nazwisk moglibyśmy jeszcze wymienić mnóstwo. Kiedyś Parma należała do europejskiej czołówki, toczyła też wielkie boje z polskimi drużynami.
Widać, że Włosi są dumni ze swojej reprezentacji, która zdobyła w tym roku mistrzostwo Europy?
Gdy byłem w domu w Parmie podczas finału Euro, całe miasto chodziło w barwach narodowych. Włosi strasznie przeżywają występy zespołu Roberto Manciniego, a po meczu z Anglią wszystkich ogarnęło szaleństwo. Tak jak gra ich reprezentacja, wyobrażałem sobie calcio. Solidność z tyłu, z przodu polot i fantazja poparte szybkością. Super, że trafiłem do Parmy, doskonałego miejsca do tego, by się rozwijać.
Twój tata był bramkarzem. Wziąłeś dla niego podpis od Buffona?
Nie brałem, ale prostuję - tata dalej broni w Kamieniu Pomorskim. Po spadku Gryfa do okręgówki wrócił i w trzech spotkaniach z rzędu zachował czyste konto. Gdyby nie on, nie wiem czy byłbym zawodnikiem Parmy i młodzieżowej reprezentacji Polski. Katowaliśmy godzinami lewą nogę. Po pewnym czasie zrozumiałem, że jest mi to potrzebne, zacisnąłem zęby i zasuwałem. Od ojca nauczyłem się wiele, także tego, że trzeba walczyć zawsze o swoje i nigdy nie można się poddawać.
Naturalną koleją rzeczy były twoje przenosiny z Gryfa do Pogoni Szczecin?
Niekoniecznie. Byłem najpierw bliżej przejścia z Gryfa do Stali Szczecin, bo w tym klubie pracował trener kadry województwa, który mnie w niej prowadził. W Szczecinie, jako uczeń gimnazjum sportowego z Hożej zagrałem w dwóch, trzech turniejach ze Stalą. Pogoni wbiłem gole w jednym turnieju, najpierw w grupie, potem w finale, zostałem królem strzelców i Portowcy się odezwali do mnie z propozycją. Pojechałem na zawody z Pogonią, i mimo iż dokuczało mi kolano zagrałem na tym turnieju. Połowę stałem w bramce, połowę występowałem jako napastnik i mimo bólu kolana wypadłem bardzo pozytywnie. Pogoń już wcześniej była przekonana do pozyskania mojej osoby i w końcu zdecydowałem się związać z największym klubem regionu.
Miałem szczęście do trenerów, każdemu dużo zawdzięczam, ale gdyby nie Piotr Łęczyński i Maciej Mateńko niekoniecznie długo potrwałaby moja przygoda z Portowcami. Po dwóch tygodniach wróciłem do Kamienia, bo tęskniłem za rodzicami i dokuczała mi martwica kolana. Dobijało mnie przychodzenie na treningi o siódmej rano i tylko ich oglądanie, bo kolano nie pozwalało. Uznałem, że nie dam rady i po czterech miesiącach w Kamieniu Pomorskim odezwał się trener Łęczyński i zaprosił na sparing z Lechem. Zdobyłem w nim jedną lub dwie bramki i usłyszałem od szkoleniowca Pogoni, że dostaję ostatnią szansę. Zostałem postawiony trochę pod ścianą, ale uznałem, że warto spróbować. Ryzyko się opłaciło, w Pogoni po prostu cieszyłem się futbolem i czyniłem systematyczne postępy.
Kiedy uwierzyłeś, że możesz coś zdziałać w piłce nożnej?
Jak pojechałem na konsultację kadry U-15 powiedziano mi, że jestem za mały na napastnika. Urosłem jednak i mam satysfakcję, że zaliczyłem trochę meczów w Ekstraklasie, że dostaję powołania do reprezentacji U-21. Maciej Stolarczyk zebrał fajną grupę piłkarzy i chcemy awansować do finałów młodzieżowych mistrzostw Europy. Marzę o dwóch awansach - z kadrą na ME i Parmą do Serie A. Zadania nie są łatwe, ale po to się gra w piłkę, by realizować ambitne cele.