Wieloletni bramkarz Jagiellonii: Tego trzeba Dziekońskiemu

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Mirosław Dymek
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Mirosław Dymek

- Klub był biedny, ale jakoś przetrwaliśmy - wspomina Mirosław Dymek w rozmowie z WP SportoweFakty. Wieloletni bramkarz Jagiellonii Białystok opowiada nam o ponad 25 latach w tym zespole, ale zabiera też głos na temat obecnej drużyny.

W sobotę 11 grudnia o godz. 20 Jagiellonia Białystok zagra na wyjeździe z Lechią Gdańsk w ramach 18. kolejki PKO Ekstraklasy. Podopieczni Ireneusza Mamrota znajdują się w trudnym momencie, ponieważ w ostatnich siedmiu spotkaniach odnieśli tylko jedno zwycięstwo i w tabeli osunęli się aż na 12. miejsce.

W ostatnich tygodniach szczególnym problemem zespołu z Podlasia była obsada bramki. Doświadczony Pavels Steinbors najpierw był kontuzjowany, a później zaraził się COVID-19. Młody Xavier Dziekoński od początku sezonu nie może natomiast ustabilizować formy i popełnia proste błędy, które kosztowały drużynę już kilka punktów. - Należy szukać rozwiązania tej sytuacji - mówi nam Mirosław Dymek, który obecnie jest trenerem-koordynatorem Mobilnej Akademii Młodych Orłów PZPN.

Dymek przez kilkanaście lat kariery był bramkarzem Jagiellonii, a później kilka sezonów pracował w jej sztabie szkoleniowym. W rozmowie z nami pochyla się nad problemami obecnej drużyny i Dziekońskiego oraz wspomina swoją przygodę z klubem, w którym dane było mu występować od pierwszego po czwarty poziom rozgrywkowy.

ZOBACZ WIDEO: Ale sztuczka! Zobacz piękną bramkę z Ligi Mistrzów

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak pan ocenia obecny zespół Jagiellonii?

Mirosław Dymek, były piłkarz i trener Jagiellonii Białystok: W zespole jest trochę siły biorąc pod uwagę takie indywidualności jak Jesus Imaz, Taras Romanczuk czy Michał Pazdan. Dlatego można powiedzieć, że drużyna ma kręgosłup. Na pewno nie jest to jednak mega silna Jagiellonia. W kadrze jest sporo młodzieży, która dopiero wchodzi do piłki na najwyższym poziomie i trzeba jej dać trochę czasu. Oni muszą okrzepnąć. Na dziś tryby tej maszyny nie są jeszcze odpowiednio połączone, nie współpracują tak jak powinny.

Miejsce w tabeli, jak i gra zespołu, totalnie rozczarowują.

Trzeba jednak zachować spokój, popatrzeć na wszystko z boku i dokonać odpowiedniej analizy. To oczywiście rola szkoleniowca i jego asystentów, podobnie jak kwestia mentalna. Często trochę się ją niesłusznie pomija, a widać na przykładzie Legii Warszawa jak jest istotna. Wystarczyło popatrzeć na ten zespół w pucharach i w lidze, by dostrzec różnicę w podejściu. Mam wrażenie, że podobny problem dotyczy Jagiellonii. Drużyna umie się spiąć na tego mocnego przeciwnika, ale już jak gra z teoretycznie słabszym to czegoś brakuje. Wiele klubów ma jednak podobny kłopot.

Część kibiców Jagiellonii chciałaby zmiany trenera zimą. Część nie jest też jednak przekonana do takiego rozwiązania, ponieważ w ostatnich dwóch latach zespół prowadziło już kilku szkoleniowców, ale żaden nie wydobył zbyt wiele z tego zespołu.

Ja sam jestem trenerem i na pewno byłbym za tym, by nie szukać problemu tylko w osobie szkoleniowca. Nie wiem na przykład na ile Mamrot miał wpływ na dobór obecnych zawodników, a tu może leżeć problem. Jeżeli trener dobierze sobie 5-6 piłkarzy i to zupełnie nie funkcjonuje, to można wtedy doszukiwać się błędów w prowadzeniu zespołu. Jeśli natomiast ktoś przychodzi i zastanie zbudowany zespół, to jest zupełnie inaczej. Coś na pewno jest jednak nie tak, skoro przychodzi już kolejna osoba, a drużyna nadal nie gra na wysokim poziomie. Pamiętajmy, że osiągnięcie sukcesu w sporcie zależy od wielu czynników, to jest jak w maszynie złożonej z kilkudziesięciu trybów: któreś nie kręci się w tę samą stronę lub jest zablokowane, a oznacza to spadek wydajności lub całkowite jej zatrzymanie. Dlatego też trzeba znaleźć przyczynę. Osoby odpowiadające za dobór zawodników muszą sobie na spokojnie to wszystko przeanalizować.

Być może więc to w rządzących jest problem? Obecnie Jagiellonią zarządza prezes Agnieszka Syczewska i udziałowcy, ale prawdopodobnie brakuje tak charyzmatycznej postaci jak Cezary Kulesza, który umiał to wszystko zebrać do kupy.

Z tego co słyszałem, prezes Kulesza podejmował wiele decyzji sam i wiele razy robił to bardzo trafnie. W tej roli się naprawdę sprawdzał. Dziś to na pewno dobrze, że wiele głów debatuje nad rozwiązaniami. Problem może być jednak w tym, by ustalić jeden wspólny kierunek działania. Wśród tych osób powinni być też tacy, którzy nie znają piłki tylko z oglądania jej w telewizji czy z wysokości trybun. Dużo więcej się wie i lepiej rozpoznaje problemy jak samemu kilkanaście lat spędziło się na boisku i samemu doświadczyło się wielu różnorodnych sytuacji w szatni, a właśnie taką osobą jest obecny prezes PZPN Cezary Kulesza. On grał w Polsce i zagranicą, widział bardzo wiele, a dodatkowo miał intuicję, która doskonale mu pomagała.

Zdaniem wielu osób Jagiellonii brakuje właśnie kogoś z doświadczeniem, kto mógłby pomóc w doborze piłkarzy i obraniu odpowiedniej ścieżki przez klub. Jeden z działaczy jakiś czas temu chciał ściągnąć w tym celu Artura Płatka, ale nie przebił się z pomysłem.

Na pewno przydałby się ktoś z doświadczeniem, ktoś znający piłkę z boiska, szatni i ławki trenerskiej. Nie musi to być koniecznie Płatek, czy w ogóle ktoś z zewnątrz. Przecież tu na miejscu jest również wielu doświadczonych byłych piłkarzy, którzy mogliby pomóc klubowi i choćby z uwagi na przywiązanie oddali by się takiej pracy w stu procentach, a może i jeszcze bardziej. Właśnie warto byłoby skorzystać z wiedzy i doświadczenia "naszych" ludzi. Nie uważam, aby byli gorsi od tych z Mazowsza, Śląska czy Wielkopolski. Przecież Prezesem PZPN-u jest białostoczanin, w zarządzie PZPN-u jest mój kolega z Białegostoku, prezes Podlaskiego ZPN-u, w młodzieżowych reprezentacjach Polski grają zawodnicy trenowani przez podlaskich trenerów. Jesteśmy tak samo przygotowani do piłki jak wszyscy inni.

W ostatnich latach brakuje jednak wychowanków w Jagiellonii.

A jest to bardziej zastanawiające, że obecnie warunki do gry, rozwoju czy osiągania wysokich celów są zupełnie nieporównywalne dla piłkarzy niż w moich czasach. Problem chyba jednak jest w tym, że oni czasami nie do końca potrafią to docenić. Nawet niedawno rozmawiałem z jednym z trenerów o tym, że młodzież niby chce czegoś dokonać, ale niekoniecznie robi wszystko w tym kierunku. Nie wiem czy można to nazwać problemem, ale daje to do myślenia.

Po ostatnim meczu mocno oberwało się jednemu z nielicznych białostoczan w kadrze Jagi Xavierowi Dziekońskiemu, którego spory błąd kosztował zespół stratę gola. Nie był to już pierwszy raz w tym roku, co szczególnie spotęgowało falę krytyki.

W całej tej złości powinniśmy pamiętać, że każdy piłkarz ma lepsze i gorsze momenty kariery. Xavierowi może być trudniej, ponieważ zaczął w Jadze naprawdę świetnie i poprzeczkę postawił bardzo wysoko. Na tej drodze w końcu musiały mu się jednak przytrafić błędy. No i rzeczywiście ostatnio ciągle pojedynczo one się przydarzają, ale w żadnym wypadku nie powinno się go skreślać. To młody chłopak, który bardzo szybko trafił w dużą piłkę. Oczywiście to bardzo dobrze, bo w przyszłości może to zaprocentować. Przy tym jest jednak potrzebne również odpowiednie jego prowadzenie, rzetelne ocenianie. Na pewno kibice bardziej mu pomogą, pozytywnie nakręcając go jednym czy drugim budującym komentarzem aniżeli wylewaniem złości. Zauważmy, że nawet my w pełni dorośli ludzie mamy podobne sytuacje. Jeżeli coś nam nie wyjdzie, a po chwili słyszymy drwinę i śmiech, to się stresujemy i denerwujemy. Inaczej jest natomiast jeżeli ktoś podejdzie, porozmawia, wesprze - to motywuje znowu do działania.

Wśród kibiców Jagiellonii była dyskusja na temat konieczności pracy Dziekońskiego z psychologiem. Czy pana zdaniem takie rozwiązanie mogłoby mu pomóc?

Trudno jest mi się wypowiedzieć w tej sprawie, widząc go tylko w telewizji. Można się łatwo pomylić co do oceny i wyciągnąć złe wnioski, Z psychologiem powinno się pracować na co dzień, a nie tylko wówczas kiedy mamy do czynienia z potencjalnym kryzysem lub spadkiem formy. Obecność psychologa jest wskazana w sytuacji kiedy wszystko funkcjonuje prawidłowo z wynikiem sportowym na czele. Czasem zarządzanie sukcesem w sporcie jest trudniejsze niż "leczenie" kryzysu.

Co więc zrobić, by pomóc wyjść mu z tego dołka?

Ważne jest teraz spełnienie kilku czynników. Musi dostać dobry trening, trzeba dokładnie przeanalizować te wpadki i wyciągnąć wnioski. Znaleźć przyczynę tych błędów: czy to problemy techniczne, czy sfera mentalna itd. Na pewno to co się obecnie wokół niego dzieje jest nieadekwatne do sytuacji. Piłkarz miewa słabsze okresy niezależnie czy ma 16, 20, 30 lat. Uważajmy więc, aby tego Xaviera żywcem nie pogrzebać, bo miał jeden czy drugi słabszy mecz. Dla bramkarza każdy błąd to przede wszystkim mega lekcja na przyszłość. Nie można w niego wątpić, bo chłopak na pewno ma talent. Chyba zgodzi się pan?

Oczywiście.

Zresztą na pewno nikt przypadkiem nie umieścił go w pierwszej drużynie Jagiellonii czy nie powołuje do reprezentacji młodzieżowych. Ocenianie czy jego obecna postawa jest wynikiem spadku formy, czy to problemy poza boiskowe trzeba zostawić dla trenera. To właśnie pierwszy szkoleniowiec i trener bramkarzy, mają obecnie dużą rolę, by z niego wyciągnąć co najlepsze. Analiza, przyczyna, praca - tak to musi wyglądać. Nikt z nas przecież nie nauczył się od razu jeździć na rowerze w ten sposób, że na niego wsiadł i pojechał. Nikt nie zrobił także tego dzięki krzykom i szydzeniu z boku. Ktoś natomiast z tym kijkiem z tyłu roweru za nami chodził.

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O CZASACH, GDY JAGIELLONIA BYŁA W TRUDNEJ SYTUACJI FINANSOWEJ, WYCHOWYWANIU PRZYSZŁEGO MISTRZA OLIMPIJSKIEGO I O NIETYPOWYM TRANSFERZE DYMKA W CZASACH IV LIGI.[nextpage]

Kilkadziesiąt lat temu pan przeżywał coś podobnego w bramce Jagiellonii. Najpierw były świetne występy w ówczesnej II lidze, ale po awansie forma spadła i pojawiła się krytyka. Po kilku miesiącach zdołał się pan jednak odbudować i znowu był jednym z filarów drużyny.

Bramkarz to newralgiczna pozycja w futbolu. Nieprzypadkowo mówi się, że to właśnie on jest połową sukcesu drużyny. Pamiętam na przykład te najważniejsze mecze w wygranych przez Jagiellonię mistrzostwach Polski juniorów, gdy musiałem sporo się napracować między słupkami, by ostatecznie zespół odniósł sukces. Tak samo było w wielu spotkaniach ligowych. A dziś na tej pozycji jest jeszcze trudniej niż kiedyś. Trzeba nie tylko bronić, ale także rozgrywać a nawet atakować. To wszystko sprawia, że ta presja jest ogromna i dlatego też potrzeba więcej zrozumienia. Tym bardziej warto je okazać Xavierowi, bo to chłopak stąd.

Pan z Jagiellonią był związany przez blisko ćwierć wieku, ale o podobnych warunkach jak obecni piłkarze mógł tylko pomarzyć.

Wiadomo, że ktoś pamiętający lata pięćdziesiąte czy sześćdziesiąte również powie o trudnych czasach i one też z pewnością takie były. Ja mogę jednak odnieść się tylko do nas. Cóż, bywało bardzo trudno. Klub był biedny, ale jakoś przetrwaliśmy. Robiliśmy to z czystej pasji, więc i tak było to coś wyjątkowego dla nas. Graliśmy dla Jagiellonii - dumy regionu, każdy z nas to kochał i liczyliśmy, że kiedyś będzie lepiej. Może nie udało się doczekać tych czasów jako piłkarze, ale każdy z nas czy innych ówczesnych pracowników małą cegiełkę do obecnej sytuacji przyłożył i to cieszy.

Mirosław Dymek uchwycony w trakcie interwencji podczas jednego z meczów Jagiellonii (fot. Archiwum Prywatne Mirosława Dymka)
Mirosław Dymek uchwycony w trakcie interwencji podczas jednego z meczów Jagiellonii (fot. Archiwum Prywatne Mirosława Dymka)

Blisko dwieście meczów w Jagiellonii przez kilkanaście lat, od ówczesnej I po IV ligę. Może czuć się pan jedną z legend klubu.

Spędziłem w Jagiellonii bardzo dużo czasu najpierw jako zawodnik, a później jako trener. Przyszedłem do niej w wieku 10 lat, a odszedłem po 25 latach. Na pewno jestem zżyty z tym klubem, ale czy można mnie nazywać legendą? Mało który zawodnik - trener nieprzerwanie reprezentował jeden klub przez ćwierć wieku, ale czy można o kimś takim mówić, że jest legendą? To już trzeba zostawić do oceny innym. Na pewno w Jagiellonii było wielu piłkarzy czy szkoleniowców, którzy według mnie na takie miano zasłużyli.

Ma pan jednak co powspominać.

Uzbierałem wiele występów, nawet jedną bramkę strzeliłem. Nie ma co kryć, że jest to ważne miejsce dla mnie i wiele przyjemnych chwil tu przeżyłem. Trudno byłoby jednak mi wybrać ten najlepiej wspominany moment. Były awanse wywalczane jako piłkarz, mistrzostwo Polski zdobyte z juniorami jako zawodnik i wicemistrzostwa w roli trenera. Na pewno szczególna była też możliwość poprowadzenia po raz pierwszy drużyny seniorów, gdy pierwszy szkoleniowiec został zwolniony i ja dostałem szanse samodzielnego poprowadzenia zespołu. Współpraca z takimi osobami jak Wojciech Łazarek, Adam Nawałka, Jurii Szatałow czy Ryszard Tarasiewicz to także było coś ważnego dla mnie i dla mojej późniejszej kariery szkoleniowej.

W trakcie pracy trenerskiej w Jagiellonii przyłożył się pan do wychowania późniejszego reprezentanta Polski Grzegorza Sandomierskiego, ale i... mistrza olimpijskiego w rzucie młotem Wojciecha Nowickiego.

To była bardzo dobra klasa, zresztą do dziś słyszę dużo pozytywnych opinii o tych chłopakach. Cały czas utrzymujemy kontakt. Wiadomo jak to bywa w sporcie, nie każdemu udaje się zrobić karierę piłkarską. Fajnie jest jeżeli z każdej grupy młodzieżowej wyjdzie choć jedna osoba, która zaistnieje w tym większym futbolu. Tutaj udało się to Grześkowi. Został reprezentantem kraju, a obecnie wciąż gra w PKO Ekstraklasie. Ważne jest jednak również, by umieć się odnaleźć w innej roli i tu świetny przykład to Wojtek. Chłopak trenował u nas 3 lata, a dziś jest mistrzem olimpijskim w rzucie młotem. Być może właśnie ten czas gry w piłkę pokazał mu, że jego droga to sporty indywidualne. W każdym razie to niesamowita historia.

Dopiero jako trener zdecydował się pan po raz pierwszy opuścić Jagiellonię, zresztą również po kilku latach. Nigdy nie korciło pana, by zrobić to jeszcze podczas kariery piłkarskiej? Bo nie wierzę, że nie dostawał pan takich ofert choćby podczas gry dla młodzieżowych reprezentacji Polski.

Nie chcę pozować na nie wiadomo kogo. Gdybym miał propozycję z innego klubu to pewnie bym ją rozważył, ale takich konkretnych nie było. Nie raz były natomiast luźne rozmowy, lecz nigdy nie doszło to do finalizacji. Musi pan wziąć pod uwagę, że to były inne czasy. Kiedyś w Polsce praktycznie nie było agentów, ja sam nigdy takowego nie miałem, więc na pewno nie było o transfer tak łatwo jak obecnie. Pamiętam jednak, że był taki mecz z ŁKS-em Łódź, gdy ktoś stamtąd rozmawiał ze mną o ewentualnym transferze. Nic jednak z tego później nie wyszło. Być może utknęło to gdzieś wyżej? Nie wiem, ale z perspektywy czasu nie żałuję. Chociaż w sumie miałem krótki epizod w innym miejscu...

W nieodległym dla Białegostoku Wasilkowie, gdy działacze chcieli chytrym planem wciągnąć Jagiellonię do III ligi.

Dokładnie. W 1999 roku ten klub był wyżej w tabeli IV ligi, więc na pół roku nasza najlepsza trójka przeniosła się tam aby wywalczyć awans. Później Jaga miała przejąć licencję. Ostatecznie nic z tego wszystkiego nie wyszło, bo skończyliśmy na niepremiowanym miejscu. Po rundzie wiosennej jednak oba kluby i tak połączono, a ja grałem w Białymstoku już do końca kariery.

Drużyna Jagiellonii z początku XXI wieku na starym stadionie przy ulicy Jurowieckiej (fot. Archiwum Prywatne Mirosława Dymka)
Drużyna Jagiellonii z początku XXI wieku na starym stadionie przy ulicy Jurowieckiej (fot. Archiwum Prywatne Mirosława Dymka)

Gdyby mógł pan cofnąć czas, to zmieniłby pan coś w swojej karierze piłkarskiej?

Nie, nawet nie myślę w takich kategoriach. Zresztą po wspomnianej fuzji Jagiellonii z Wasilkowem trener Witold Mroziewski zaproponował mi posadę swojego asystenta i tak sobie myślę, że to właśnie te 25 lat w klubie mogło mi nieco ułatwić drogę do trenerki po przygodzie na boisku. Oczywiście sam wiele zrobiłem w tym kierunku, kończyłem wszystkie potrzebne kursy, ale pewnie ten start był łatwiejszy. Może zaś moje losy piłkarskie toczyły się różnie, ale choćby sam fakt, że zostałem tu przez całą karierę jest nieco wyróżniające z perspektywy czasu. Walczyliśmy o tą Jagiellonię wraz z działaczami, momentami było bardzo ciężko, ale nie poddawaliśmy się i obecnie można mieć z tego dużą satysfakcję kiedy spojrzy się na warunki jakie ma dziś pierwszy zespół i wszystkie drużyny młodzieżowe.

Nastoletni bramkarz Jagi robi furorę

Wielki talent Jagiellonii na zakręcie

Źródło artykułu: