Rafał Kobylarczyk
Jak to możliwe, że Eriksen nie może grać we Włoszech po zabiegu wszczepienia kardiowertera-defibrylatora, a w innych krajach nie jest to wykluczone?
Łukasz Małek: W zakresie kardiologii sportowej jest trochę tak, że co kraj to obyczaj. Są państwa pod tym względem bardziej i mniej restrykcyjne. Tak się składa, że akurat Włochy i Wielka Brytania od lat najwięcej robią na polu kardiologii sportowej i zasady u nich są najbardziej restrykcyjne, podczas gdy w innych krajach, bardziej liberalne.
Co to oznacza w praktyce?
Teraz zalecenia kardiologii sportowej idą w kierunku wspólnego podejmowania decyzji, rozumienia ryzyka. W niektórych krajach tłumaczy się zawodnikowi, jaka jest jego sytuacja, a decyzję podejmuje się wspólne. Nie jest to niezależna decyzja lekarska. Jeżeli mimo przedstawienia sytuacji, zawodnik wyraża chęć gry, zgadza się klub, ubezpieczyciel, rodzina, to nie można mu tego zabronić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo w domu Messiego. Synowie idą w ślady gwiazdy
Musi jednak mieć świadomość, czym to grozi. Że może dojść do zatrzymania krążenia, wyładowania kardiowertera w czasie gry, że może on ulec uszkodzeniu w starciu z przeciwnikiem. Realne może być ryzyko, że choroba, przez którą wszczepienie kardiowertera było konieczne, na skutek gry, może coraz szybciej postępować. Nie wiemy też do końca, jakie ci zawodnicy mają inne choroby, ponieważ są to kwestie prywatne.
Jeżeli zdecydowano się na wszczepienie kardiowertera i jest możliwy powrót do gry Eriksena czy gra Daley'ego Blinda, to oznacza, że urządzenie jest odporne na sytuacje, w której organizm podejmuje duży wysiłek fizyczny?
To urządzenia medyczne, które nie były testowane na takich grupach. One nie po to są produkowane.
Nie można mieć pewności w takich sytuacjach, bo nikt ich nie tworzył z myślą o sportowcach, tylko żeby ratować życie populacji ogólnej. Gwarancji nie ma. Każdy, kto ma wszczepione takie urządzenie, musi uważać - to puszka z baterią, od której idą elektrody. Coraz częściej osoby z wszczepionymi tego typu urządzeniami dopuszcza się do sportu, tylko czym innym jest aktywność rekreacyjna, a czym innym gra na najwyższym poziomie. Warto też zwrócić uwagę na inny aspekt. Urządzenia wszczepia się z różnych powodów. Może to być prewencja pierwotna - kiedy nie było jeszcze zatrzymania krążenia - ale na podstawie pewnych czynników uznano, że ryzyko, że dojdzie do tego zdarzenia, jest duże. Wydaje mi się, że tak było u Blinda, po przebytym zapaleniu mięśnia sercowego. Nie wiemy, czy doszłoby do takiej sytuacji, ale na podstawie różnych kalkulatorów, wypowiedzi ekspertów i oceny, można było oszacować, że ryzyko jest duże i dobrze jest zabezpieczyć zawodnika.
To jest jednak inna kategoria niż u zawodnika, którzy miał już zatrzymanie krążenia - wtedy dochodzi do prewencji wtórnej. Urządzenie niby to samo, ale sytuacja kliniczna jest inna. Łatwiej było dopuścić do gry Blinda niż Eriksena, a skoro wszczepiono mu i do tej pory nie usunięto urządzenia, to najpewniej były ku temu mocne przesłanki.
Czyli postrzeganie ich obu mogłoby być różne?
W Holandii mogliby patrzeć na Eriksena inaczej niż na Blinda - tutaj liczy się powód wszczepienia i nie jest powiedziane, czy w tym kraju do przypadku Eriksena podejście będzie takie samo. Z Blindem też są problemy. Z ciekawości poczytałem, co u niego słychać i okazało się, że rok temu, w czasie gierek przedsezonowych, towarzyskich, miał wyładowanie tego urządzenia. One nie są zaprogramowane do takich aktywności. To się nawet w życiu codziennym zdarza, że czasami niepotrzebnie zadziałają, czyli wykonają wstrząs. Z jednej strony to wstrząs, który osłabia. Z drugiej strony, gdyby doszło do wyładowania to powoduje przejściową utratę przytomności. Bardzo silny wstrząs, w przypadku niekontrolowanego upadku, może spowodować uraz.
Obecnie problemy z sercem nie są bezwzględną przeszkodą do gry na wysokim poziomie?
Wszystko zależy od tego, jaka jest choroba serca. Ciężko wrzucić wszystkie do jednego worka. Aktualne wytyczne kardiologiczne idą w tę stronę, żeby bardziej liberalnie podchodzić do ograniczania sportu, szczególnie takiego rekreacyjnego, ale także wyczynowego i wspólnie podejmować decyzję z zawodnikiem. Jeszcze 10-15 lat temu, w przypadku rozpoznania wielu chorób serca, to była zero-jedynkowa decyzja. W wielu sytuacjach wciąż ma miejsce takie podejście. W tych krajach, jak Włochy czy Wielka Brytania, gdzie tą kardiologią sportową zajmowano się od 30-40 lat, zaczęto tworzyć rejestry osób, które z różnymi chorobami mimo wszystko ten sport uprawiały. Udało się wypracować kryteria, że nie wszystkich trzeba z tego zawodowego sportu wyłączać. Oczywiście, jeżeli ryzyko jest duże, to zaleca się zaprzestanie uprawiania sportu.
W przypadku piłki nożnej wchodzą jednak w grę bardzo duże pieniądze. Wielu sportowców, o ile nie ma bezwzględnego ograniczenia, jak we Włoszech, decyduje się na to ryzyko.
Czy gra na bardzo wysokim poziomie intensywności i bardzo duży wysiłek organizmu nie zwiększy ryzyka wystąpień chorób, w tym natury kardiologicznej?
Z jednej strony mamy coraz więcej meczów, napięte grafiki, a z drugiej są coraz lepsze badania przesiewowe sportowców z najwyższych lig. Na przykład choroby wrodzone kardiologiczne są dość dobrze przebadane na różnych etapach, a już na pewno jak zawodnik wchodzi na poziom zawodowy, to niejednokrotnie miał robione echo serca, EKG czy próby wysiłkowe w przypadku poważniejszych podejrzeń. Natomiast intensywna eksploatacja czy to piłkarzy czy innych sportowców na pewno naraża ich bardziej np. na zapalenie mięśnia sercowego, gdy nie ma przerwy w razie choroby, żeby ją spokojnie przechorować.
Powinno być tak, że w razie infekcji, gorączki, należy zrobić tydzień przerwy lub kilka dni od ustąpienia objawów, dopiero potem stopniowo wracać do gry. Tego się niestety nie robi, faszeruje się sportowców lekami przeciwbólowymi i przeciwgorączkowymi, a takie przemęczenie organizmu, spadek odporności, trwająca infekcja, sprzyja zapaleniu mięśnia sercowego. To, co może łączyć tych wszystkich zawodników, mam na myśli Eriksena, Aguero i Blinda, chociaż szczegółów nie znamy, to może być np. przebyte zapalenie mięśnia sercowego. Jeżeli wystąpi, to albo trwale trzeba odejść od sportu, albo zrobić sobie około pół roku przerwy. Zapalenie mięśnia sercowego może też zostawić w sercu blizny sprzyjające groźnym zaburzeniom rytmu nawet po latach. A zatem nadmierne katowanie organizmów może temu sprzyjać. Nie ma możliwości przerwy na odchorowanie, cały czas jest się w gazie.
Wspomniał pan o lepszych możliwościach badania. Może są technologie, które pozwalają kontrolować ich stan zdrowia i np. pomagają oszacować poziom zmęczenia organizmu?
Coraz więcej osób obecnie ma możliwość monitorowania paramedycznego poprzez smartwatche, zegarki. Coraz częściej nie tylko badają nasze tętno, ale też np. temperaturę ciała, dobową zmienność rytmu serca czy też szybkość powrotu tętna spoczynkowego po wysiłku, saturację, poziom wyspania. Do wszystkich tych parametrów nasz organizm ma normy i kiedy te nasze indywidualne normy zaczynają wykraczać poza przypisany nam zakres, to może to oznaczać, że zaczyna się rozwijać choroba, nawet zanim pojawią się objawy. Zaczyna to być przydatne w życiu codziennym, i pokazano to w przypadku Covidu, że szybciej można było wychwycić, że coś jest nie tak na podstawie zmienności prostych markerów, takich jak tętno spoczynkowe, że coś się zaczyna dziać z organizmem. Tych danych jest sporo i te urządzenia zaczynają być coraz częściej urządzeniami medycznymi.
To wszystko urządzenia dostępne dla każdego - jeżeli mówimy o profesjonalnych piłkarzach, to możemy założyć, że do monitorowania ich organizmu używana jest technologia, o której być może my jeszcze nie wiemy?
Tak, natomiast kolejne pytanie, co potem z takimi danymi się robi? Czasem możliwości działania czy wpływu lekarza na to, co się będzie działo, jest ograniczona. Trudno na podstawie wahnięć paru parametrów, jeżeli zawodnik czuje się dobrze, czy nawet zgłasza lekkie objawy, wyłączać go od razu z gry. Mimo że tymi danymi dysponujemy, mają one niewielkie przełożenie na to, co się będzie działo. Lepiej byłoby takiemu zawodnikowi zalecić tydzień - dwa odpoczynku, dojścia do siebie i regeneracji, ale czy to jest w obecnych czasach możliwe? Sami doskonale wiemy, że rzadko.
Załóżmy sytuację, że powstaje urządzenie, które z ponad 90 proc. prawdopodobieństwem jest w stanie rozpoznać, że zaraz będzie problem natury zdrowotnej. Czy w takiej sytuacji też grozi nam lekceważenie ludzkiej natury?
Tak może być, może to w tę stronę zmierzać. To nie jest sport jak 100 lat temu, gdy w czasie pierwszych nowożytnych igrzysk uprawiali go amatorzy. Nie były w to zaangażowane duże pieniądze, duże przedsiębiorstwa, cały przemysł.
To niestety jest efekt naszych czasów. Jednocześnie trudno przewidzieć na podstawie wyników kilku badań, z dużym prawdopodobieństwem, że coś się wydarzy, a coś nie. Do zdarzeń jak ostatnio u Eriksena czy Aguero dochodzi rzadko, to jest pocieszające. Wiele milionów ludzi uprawia piłkę nożną na różnych szczeblach i tych zdarzeń nie jest dużo. Często to korelacja szeregu czynników - podłoże kardiologiczne wrodzone albo nabyte, do tego dochodzi przemęczenie, stres, złe warunki atmosferyczne, zaburzenia elektrolitowe i dopiero ten koktajl doprowadza do poważnego zdarzenia. Ciężko jest to przewidzieć ze stuprocentowym prawdopodobieństwem. Dysponujemy pewną gamą badań czynników ryzyka, ale nie wszystkimi - łatwiej jest przewidzieć, że ktoś może mieć takie zdarzenie, niż z całą pewnością stwierdzić, że je będzie miał. Możemy, bazując na badaniach kardiologicznych, określić, że ktoś jest bardziej narażony niż ktoś kto tych czynników nie ma, ale nie mamy pewności.
To się wykorzystuje w sporcie, zawodowym szczególnie, i ogólnie w medycynie, że ryzyko jest np. dwukrotnie większe niż w populacji ogólnej, a zatem akceptowalne pod warunkiem odpowiedniego zabezpieczenia, przyjmowania leków, monitorowania.
Ale chyba nie ma co przy stwierdzeniu sport to zdrowie stawiać znaku zapytania?
Nawet wkalkulowując te rzadkie zdarzenia, korzyści z uprawiania sportu są dużo większe niż ryzyko. Zawodowi sportowcy, bez względu na dyscyplinę, którą wybrali, żyją dłużej niż populacja ogólna i to nawet wówczas, kiedy rezygnują z intensywnego uprawiania sportu - przekładają się te korzyści na całe życie. Żyją średnio kilka lat dłużej niż średnia populacyjna i to powinno się reklamować, nie negatywne strony sportu. Gubi się w tym pewną proporcję, rzadziej bowiem mówi o korzyściach, występujących z uprawiania sportu. Warto podkreślić, że te są większe niż ryzyko, co nie zmienia faktu, że warto się badać, bo pozwala to u wielu osób uniknąć takich zdarzeń dzięki badaniom okresowym czy badaniom, jak pojawiają się niepokojące nas objawy. Ważne tylko, żeby ich nie bagatelizować.
Zobacz także: Zwolnienie z Legii go zdemolowało. "To najgorszy czas w moim życiu"
Zobacz także: Smutny klaun. Przegrał karierę, ale wygrał życie