Po niedzielnym spotkaniu mistrzów Polski z Wisłą Płock (0:1), po dwunastej porażce w lidze i spadku na ostatnie miejsce w tabeli ekstraklasy, przed ośrodkiem treningowym zespołu doszło do gorszących scen. Autokar zbliżający się do Legia Training Center w Książenicach pod Warszawą został zatrzymany przez grupę osób. Ucierpiało co najmniej trzech zawodników: Mahir Emreli, Luquinhas oraz Rafael Lopes.
- Na podstawie relacji kierowcy autobusu wiem, że stało się to na dojeździe do skrętu do LTC. Z okolicznych pól i rowów wyszła grupa osób, która zatrzymała autokar - opowiada nam Konrad Paśniewski.
Kontakt z policją był
Kierownik Legii tłumaczy, jak do tego doszło. - Policja była z tyłu za autokarem, natomiast ja razem z Krzysztofem Dowhaniem, trenerem przygotowania fizycznego, oraz fizjoterapeutą, jechaliśmy klubowym busem z przewagą mniej więcej 10 minut nad drużyną - relacjonuje kierownik Legii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo w domu Messiego. Synowie idą w ślady gwiazdy
- Policja kontaktowała się ze mną od samego początku, od momentu wyjazdu drużyny spod stadionu w Płocku - przekonuje. - Byłem w kontakcie z komendą stołeczną policji oraz z komendą powiatową policji w Grodzisku. Ustalaliśmy na bieżąco, gdzie znajduje się autokar i gdzie jestem ja. Po to, by wszystko odpowiednio skoordynować - opowiada Paśniewski.
Kierownik wyjaśnia, dlaczego nie było go wtedy w autokarze. - Z drużyną jeździ najczęściej ścisły sztab trenerski. Osoby, które są potrzebne do fizycznej pracy w hotelu przed przyjazdem zespołu na mecz wyjazdowy, czyli na przykład ja, fizjoterapeuta czy ktoś do pomocy w kuchni - jadą po prostu wcześniej, by wszystko skontrolować - tłumaczy.
- Dodatkowy samochód jest nam również przydatny w razie szczególnej potrzeby: gdyby na przykład trzeba było zawieźć zawodnika do szpitala na prześwietlenie po urazie. Czasem zdarza się, że na stadionie jest jedna karetka, która nie może opuścić obiektu - wymienia. - Obecnie mamy dodatkowo czas pandemii koronawirusa i forma izolacji zawodnika w przypadku COVID-19 też ma swoje uzasadnienie - komentuje nasz rozmówca.
Odpiera zarzuty
Paśniewski stara się precyzyjnie wyjaśnić sprawę, bo dotarły do niego sugestie, że miał pomagać kibicom w zatrzymaniu autokaru.
- Przy tak rozbudowanym sztabie szkoleniowym, jaki mamy obecnie w zespole, a mówimy o 16 lub 17 osobach, proszę mi wierzyć, że w autobusie bywało nam po prostu ciasno. Nawet sami zawodnicy zwracali na to uwagę - komentuje.
- Z Płocka wracałem busem między innymi z legendą klubu, Krzysztofem Dowhaniem, który niedawno miał robioną artroskopię kolana, a w busie mógł jechać w komfortowych warunkach i mieć wyprostowaną nogę - mówi.
- Dlatego zarzut, że to ja otwieram drzwi do klubu, by kibice mogli wejść i się wyżyć na trenerze i drużynie, jest absurdalny - dodaje kierownik zespołu.
Luquinhas przerażony
Przed ośrodkiem Legii do środka autokaru wtargnęło kilka osób, pojawiły się bluzgi oraz groźby słowne. W głowę zostali trafieni Mahir Emreli i Luquinhas. Chwilę po tym napastników rozproszyła policja.
Luquinhas ucierpiał dosyć poważnie, po całym zdarzeniu był przerażony. Emreli, za namową brata, udał się na rutynowe badania do szpitala, ale nic poważnego mu się nie stało. W poniedziałek drużyna otrzymała wolne, by ochłonąć.
Po około 20 minut od zdarzenia policja odjechała spod ośrodka Legii, a piłkarze rozjechali się własnymi samochodami do domów. We wtorek zawodnicy odbędą pierwszy trening z nowym szkoleniowcem - Aleksandarem Vukoviciem. "Vuko" w poniedziałek załatwiał wszystkie formalności związane ze swoim powrotem na Łazienkowską.
Jest nowy trener Legii. Sensacyjna decyzja!
Piotr Włodarczyk o kibicach Legii. "Przeżyłem to"