- Pamiętam wszystko od A do Z. To było coś, co wyglądało jak jajko, które powoli się poruszało. Wszyscy patrzyli się w górę, a z nieba sypał się brokat - mówił po latach wieloletni zawodnik Fiorentiny, Ardico Magnini.
27 października 1954 doszło być może do najdziwniejszej sytuacji w historii futbolu. Nad stadionem we Florencji pojawiło się UFO.
Kubańskie cygaro
To było zwykłe środowe popołudnie. Dzień, jakich wiele. Na Stadio Comunale we Florencji (dziś znanym jako Stadio Artemio Franchi) mierzą się zespoły miejscowej Fiorentiny oraz Pistoiese. Mecz cieszy się sporym zainteresowaniem, bowiem na trybunach zasiada aż 10 tysięcy fanów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: do rzutu wolnego podszedł... bramkarz. Zobacz, co z tego wyszło!
W pewnym momencie jednak wydarzenia na boisku schodzą na dalszy plan. Wszystko za sprawą zjawiska, które do dziś pozostaje niewyjaśnione. Cały stadion, wszyscy spośród 10 tysięcy kibiców, a także piłkarze oraz sędziowie meczu - każdy obecny tego dnia na Stadio Comunale - wpatruje się w niebo. Nad stadionem bowiem pojawia się niezidentyfikowany obiekt latający.
- Doskonale pamiętam ten niesamowity widok. To coś poruszało się bardzo szybko, aż nagle się zatrzymało na kilka minut. Opisałbym to jako coś na kształt kubańskich cygar - wspominał w rozmowie z BBC jeden z kibiców obecnych wówczas na trybunach.
Brokat czy pajęczyna?
Tego dnia doniesienia o dziwnym obiekcie latającym nad Toskanią pojawiły się jednak nie tylko wśród osób obecnych na stadionie. Cały region informował o UFO.
- Wówczas gazety mówiły o kosmitach z Marsa. Dziś wiemy już, że tak nie było. Możemy jednak wywnioskować, że było to inteligentne zjawisko technologiczne. Zjawisko, którego nie można powiązać z niczym, co znamy na Ziemi - mówił z kolei Roberto Pinotti, prezes włoskiego Narodowego Centrum UFO.
Pojawieniu się na toskańskim niebie dziwnego obiektu towarzyszyły jednak także inne, bardzo nietypowe, wydarzenia. Choć dzień był słoneczny, to na Florencję spadł opad niezidentyfikowanej substancji, którą Magnini określił jako "sypiący się z nieba brokat".
W rzeczywistości było to coś na kształt lepkiej pajęczyny. Rzecz w tym, że substancja równie szybko jak się pojawiała, tak i szybko znikała.
- Jako 10-latek byłem świadkiem tego zjawiska. Pamiętam, że w biały dzień widziałem dachy domów we Florencji pokryte tą białą substancją niczym śniegiem. Trwało to około godzinę, po czym to po prostu wyparowało - wspominał Pinotti.
Kosmiczne błogosławieństwo
Mimo upływu blisko 70 lat wydarzenia znad Toskanii do dziś pozostają niewyjaśnione. Najpopularniejszą teorią, która ma na celu logicznie uargumentować to, co działo się we Włoszech, są latające pająki. Jest to tłumaczenie o tyle wygodne, że z miejsca rozwiązuje też kwestie substancji, która na kilkadziesiąt minut pokryła Florencję. A przynajmniej powinna rozwiązać.
Rzecz w tym, że udało się przebadać kawałki "kosmicznej substancji". Jak się okazało jej skład chemiczny - bor, krzem, wapń oraz magnez - dalece odbiegały od składu typowych pajęczyn.
O tym, co naprawdę wydarzyło się nad Stadio Artemio Franchi, już się pewnie nie dowiemy. Kibice Fiorentiny mają jednak na to swoje wytłumaczenie. Ich zdaniem obcy przylecieli na Ziemię, by tchnąć kosmiczną moc w ich klub. Niespełna dwa lata później klub zdobył bowiem swoje pierwsze mistrzostwo w historii.
Czytaj także:
- Mauro Icardi zwolnił ochroniarza. Poszło o sprawy sercowe
- Jak kadra przyjęłaby powrót Nawałki? Te słowa nie pozostawiają wątpliwości