Transferem Kamila Wilczka do FC Kopenhaga w zeszłym sezonie żyła cała Dania. Piłkarz z dnia na dzień przestał być idolem kibiców drugiego zespołu z tego miasta. Po czterech latach w Broendby, polski napastnik podpisał kontrakt z lokalnym rywalem.
- Kilka minut po ogłoszeniu transferu moje media społecznościowe zalały setki wiadomości. Po kilku dniach były ich tysiące: w zasadzie sam hejt. Pozamykałem wszystkie profile i dałem się ludziom wyszaleć. Po jakimś czasie opróżniłem skrzynki z wiadomościami, nawet tego nie czytałem - mówił nam zawodnik.
Klub poprosił swojego pracownika ochrony, by miał Wilczka na oku. Napastnika skrytykował nawet duński minister ds. cudzoziemców i integracji Mattias Tesfaye, nazywając zawodnika "Kamilem wypłatą".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki
Niejednoznaczna rozmowa
Wilczek wrócił wówczas do Danii po pół roku spędzonym w Turcji (Goztepe SK). Poprzedni sezon w FC Kopenhaga miał solidny (11 goli w 32 meczach), ale dawna forma miała wrócić w kolejnym. I zaczęło się obiecująco: napastnik otworzył sezon golem w pierwszej kolejce ligowej, następnie zdobył dwie bramki w europejskich pucharach. Później jednak wyhamował.
- Miałem kilka drobnych urazów, trochę pecha, ale zachowuję spokój. Wierzę, że sytuacja się odwróci - mówi nam piłkarz. FC Kopenhaga walczy w tym sezonie o odzyskanie tytułu. Obecnie jest druga i traci trzy punkty do Midtjylland.
Nie do końca jednak wiadomo, co stanie się z Wilczkiem. W Danii coraz głośniej mówi się, że Polak jest 'na wylocie" z drużyny. Nasz piłkarz jest po rozmowie z trenerem Jessem Thorupem. - Przed świętami trener powiedział mi, że mogę mieć problem z regularnym graniem, dlatego najlepiej będzie, jeżeli poszukam innego klubu, ale jeśli zostanę, to będzie mnie brał pod uwagę przy wyborze składu - komentuje piłkarz.
- To samo przekazał dyrektor sportowy mojemu agentowi. Problem w tym, że od tamtego czasu nastała cisza i trochę nie wiem, co mnie czeka, a w krótce zaczyna się liga. Sytuacja nie jest dla mnie łatwa, stała się trochę niejednoznaczna, ale nie składam broni, walczę - dodaje.
Nie myśli o odejściu
Odkąd Wilczek występuje w Danii, nie miał jeszcze sezonu, w którym grałby tak rzadko. Choć po rundzie jesiennej ma na koncie 15 meczów, to tylko sześć razy zagrał w lidze. W ataku drużyny pewne miejsce ma Jonas Wind. Reprezentant Danii jest najlepszym strzelcem drużyny (11 goli).
- Najważniejsze, że regularnie trenuję i że już nic mi nie dolega - kontynuuje Wilczek. - Z jednej strony mógłbym zmienić drużynę, ale pamiętam też swój wyjazd do Turcji, dlatego wolałbym uniknąć transferu. Wtedy wróciliśmy do Danii dość szybko, bo chciała tego także rodzina. Mój syn mówi po duńsku, a ja dobrze czuje się w tej lidze - przypomina. - W pierwszej kolejności chciałbym wypełnić kontrakt z Kopenhagą - opowiada Wilczek. Jego umowa z klubem obowiązuje do czerwca 2023 roku.
Na koniec Polska?
Co będzie dalej? Wilczek myśli po cichu, by na "stare lata" wrócić do Polski. - To byłoby fajne rozwiązanie. Kilka razy mówiłem, że gdyby tak się miało stać, to Piast Gliwice miałby u mnie pierwszeństwo. Na takie decyzje przyjdzie jeszcze czas - kończy piłkarz, który dla Piasta grał w latach 2013-15 i zdobył w jego barwach koronę króla strzelców ekstraklasy.