– Trzeba się najpierw cofnąć do lat 2014 i 2015, kiedy organa skarbowe i sądy uznały, że zawodowy sportowiec po dopełnieniu określonych warunków może być przedsiębiorcą. Nie tylko żużlowcy, ale także przedstawiciele sportów drużynowych, jak choćby piłkarze lub siatkarze, mogli założyć własną działalność gospodarczą i być opodatkowani stawką 19-procentową, a nie 32-procentową, która obowiązywała ich wcześniej – jako dobrze zarobkujący podatnicy kwalifikowali się zazwyczaj do drugiego, wyższego progu podatkowego - tłumaczy radca prawny Kazimierz Romaniec, szef praktyki prawa podatkowego i sportowego w kancelarii DGTL Kibil, Piecuch S. K. A, a także od ponad 30 lat jeden z autorów Encyklopedii Piłkarskiej Fuji, wydawnictwa GiA założonego przez Andrzeja Gowarzewskiego.
- Wtedy, zanim stali się przedsiębiorcami, przychody z uprawiania sportu były opodatkowane jak dochody opodatkowane z działalności prowadzonej osobiście, czyli wg skali. Impuls przyszedł z żużla. To żużlowcy jako pierwsi "zmierzyli się" z organami podatkowymi kontrolującymi ich działalność gospodarczą. Zatrudniali w jej ramach mechaników, trenerów, tunerów i innych specjalistów. Urząd skarbowy zakwestionował tę praktykę i domagał się jej opodatkowania na zasadach działalności prowadzonej osobiście. Żużlowcy dowodzili jednak, że spełniają wszystkie warunki, by swoją działalność sportową móc zakwalifikować jako gospodarczą i płacić 19-procentowy podatek. Sprawa trafiła do sądu i finalnie Naczelny Sąd Administracyjny przyznawał im rację - kontynuuje Romaniec.
- Tak, w piłce nożnej co do zasady zawodnik może być zatrudniony albo na umowę o pracę, albo na umowę cywilno-prawną o uprawianie piłki nożnej. Umowa taka mogła być jednak od tego momentu również zawierana z firmą zawodnika. W efekcie korzystały na tym obie strony. W takiej sytuacji zawodnik wystawiał fakturę na rzecz klubu, a jego dochód, czyli kwota wypłacona przez klub, ale pomniejszona o koszty poniesione przez zawodnika była obciążona 19-procentowym podatkiem. Do kosztów zaliczano zaś odsetki od kredytów, raty leasingów samochodów, itp. Co szczególnie istotne, zawodnik mógł do tych kosztów zaliczyć faktury wystawiane mu przez niezwiązanych z klubem, w którym grał lekarzy, fizjoterapeutów, dietetyków, fizjologów sportowych, jeśli tylko korzystał z ich usług. Wszystko to dlatego, że takie koszty były ponoszone w celu uzyskania jak najlepszej formy i wyników, czyli zarobienia pieniędzy zgodnie z podpisanym kontraktem - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO: PZPN oferował pracę Engelowi? Były selekcjoner mówi wprost
Zbigniew Mucha, Piłka Nożna: Kluby też miały z tego korzyści.
Kazimierz Romaniec: Z perspektywy klubu wyglądało to tak: klub mógł pomniejszyć swój podatek VAT o kwotę uwidocznioną na fakturze uzyskanej od zawodnika. Nie musiał za niego płacić także żadnych składek zusowskich, bo te opłacał za siebie zawodnik. Zatem w skali 25-osobowej drużyny, powiększonej o sztab trenerski, klub zyskiwał istotne oszczędności. Na dodatek, właściwie "za darmo" mógł regulować politykę płacową i kadrową. Mógł sobie pozwolić w razie potrzeby na podwyższenie pensji zawodnikom, ponieważ mając mniejsze obciążenia podatkowe i składkowe, ponosił niższe koszty ich utrzymania.
Za granicą są podobne rozwiązania?
Nie, w Polsce mamy zupełnie inną konstrukcję umowy o pracę i zlecenia, inne progi podatkowe i inny system ubezpieczeń społecznych. Trwa zresztą o to spór. FIFPro, światowy związek zawodowy piłkarzy, walczy od dawna, by umowy z zawodnikami w Polsce były umowami o pracę. Uważa, że piłkarze będący w Polsce jednoosobowymi przedsiębiorcami, są krzywdzeni. Generalnie piłkarze oczywiście bardzo chętnie poddaliby się uregulowaniom, takim jak proponowane przez FIFPro, ale zdają sobie sprawę, że jest to nierealne. Składki na ubezpieczenie społeczne byłyby bardzo wysokie, a właścicieli polskich klubów po prostu nie stać na ich finansowanie w takim zakresie. W interesie obu stron jest zatem maksymalne upraszczanie sposobu wynagradzania, tak aby to zawodnik decydował, w jaki sposób wykorzystuje pieniądze, a klub martwił się jedynie o to, aby wypłacać pieniądze zawodnikowi zgodnie z podpisanym kontraktem.
Czyli u nas dość powszechna bywa sytuacja, że na ligowe boisko wybiegają 22 jednoosobowe firmy, natomiast na Zachodzie to nie do pomyślenia. Tam mogą zdarzyć się pojedyncze kaprysy, ale na pewno nie jest to normą?
Ma pan rację. Umowa o pracę jest w wielu krajach bardzo elastyczna i zawiera elementy również z zakresu umowy zlecenia. Jest to wynik wieloletniego funkcjonowania systemu prawnego i może być raczej tematem na odrębną rozmowę. Ponadto, w krajach, o których mowa – np. Wielka Brytania, Niemcy – inne są, dużo wyższe, progi podatkowe. Piłkarze płacą oczywiście wysokie podatki, ale dotyczy to tylko tych, którzy zarabiają odpowiednio dużo. Natomiast młodzi piłkarze wchodzący do zespołu, bądź juniorzy, mają możliwość opodatkować swoje przychody niższą stawką podatkową. Wyjątkiem jest oczywiście Francja – kraj tradycyjnie "zabierający" najwięcej do budżetu, ale z drugiej strony jest również Turcja, w której od lat istnieje szereg zachęt podatkowych zarówno dla klubów, zawodników, jak i podmiotów branży sportowej.
No dobrze, wraz z początkiem roku wszedł w naszym kraju tzw. Polski Ład...
No i czytam niedawno w "Piłce Nożnej" wywiad z panem Wojciechem Cyganem, wiceprezesem PZPN i przewodniczącym rady nadzorczej Rakowa, który martwi się konsekwencjami jego wprowadzenia. Problem jest rzecz jasna ogólnospołeczny i ogólnosportowy, ale z uwagi na fakt, że odsetek zawodników prowadzących jednoosobowe firmy jest największy w lidze piłkarskiej i żużlowej, te ligi i kluby staną przed największymi wyzwaniami. Osoby prowadzące jednoosobowe działalności gospodarcze są najbardziej poszkodowane po wprowadzeniu zmian. Do tej pory piłkarz-przedsiębiorca płacił za siebie składkę ZUS w wysokości niespełna 1500 złotych miesięcznie, z czego 381 złotych to była składka zdrowotna. Ponad 86 proc. tejże składki było odliczane od podatku, więc jedynie niewiele ponad 50 złotych stanowiło pełne obciążenie. Od 1 stycznia 2022 roku składka zdrowotna została powiązana z dochodem. W przypadku osób prowadzących działalność i opodatkowujących się stawką 19-procentową składka wynosi 4,9 procent dochodu i nie może być już odliczana. Jest to więc w praktyce dodatkowy podatek w wysokości właśnie 4,9 procent, co w sumie daje opodatkowanie na poziomie prawie 24 procent. Niby ten wzrost nie jest wysoki – ktoś powie, że ledwie pięcioprocentowy – ale tak naprawdę jest to pięć punktów procentowych, czyli de facto około 20-procentowy wzrost podatku. Jasne – będą się z tym borykać wszyscy podatnicy prowadzący jednoosobową działalność, ale ponieważ nas najmocniej interesują kwestie piłkarskie, przy nich zostańmy.
Co pozostaje – pogodzić się z tym?
Prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą piłkarz może zmienić formę opodatkowania i opodatkować swoje przychody 15-procentowym "ryczałtem". Ten podatek jest jednak liczony od przychodu, a nie od dochodu, czyli zawodnik nie będzie mógł sobie obniżyć podstawy opodatkowania o ponoszone przez niego koszty, o których mówiliśmy wcześniej. Powoduje to, że każdy musi teraz indywidulanie przeanalizować swoją sytuację i wybrać najlepsze rozwiązanie. Decyduje tu wyłącznie matematyka.
Odium za całą historię spadnie więc na pracodawcę, czyli klub?
Może tak być. Zawodnicy mogą dążyć do wyrównania sobie poniesionych strat, wywierając presję na klubach. Te z kolei mają napięte budżety płacowe i może być je na to nie stać. Pojawi się potrzeba "dogadania się” między zawodnikami i klubem. Należy też pamiętać, że w klubie nie są zatrudnieni wyłącznie piłkarze, trenerzy i ludzie bezpośrednio związani ze sportem, ale także kierowcy, sprzątaczki, ludzie zajmujący się boiskiem, tego typu personel. Niezależnie od formy i sposobu zatrudnienia tych osób, ich wynagrodzenia stanowią istotną pozycję w budżecie klubu.
A co z ulgą dla podatników do 26. roku życia?
Przepisy o uldze nie rozwiązują tej kwestii, ponieważ w praktyce nie dotyczą one piłkarzy. Działalność wykonywana osobiście oraz działalność wykonywana przez piłkarza-przedsiębiorcę nie podlegają zwolnieniu podatkowemu. A w takich formach piłkarze wykonują swój zawód w Polsce. Branża sportowa stoi zatem przed dużym wyzwaniem. Musi wypracować takie modele zatrudnienia, aby obie strony mogły się koncentrować na wykonywaniu swojego zawodu, a nie liczeniu podatku i składek. Z perspektywy klubu należy też rozważyć sposób opodatkowania jego działalności. W Polsce, w znakomitej swojej większości, kluby działają w postaci spółek akcyjnych. Jest to taka forma działalności, w której może zostać zastosowany tzw. estoński CIT, czyli sposób rozliczania podatku dochodowego, który daje szansę utrzymania obciążeń podatkowych nakładanych na spółkę na mniej więcej tym samym poziomie, co przed wprowadzeniem zmian podatkowych.
Czy fakt, że nagle zawodnicy zaczną zarabiać mniej, tak to nazwijmy, albo mniej im będzie zostawało, może być przyczynkiem do rozwiązywania kontraktów?
Uważam, że nie. Może być przyczynkiem do rozmów i negocjacji, natomiast opodatkowanie jest niezależne od zapisów w umowach, także wzrost opodatkowania nie może być przyczyną rozwiązania kontraktu.
Czyli nie ma wyjścia – budżet płacowy będzie musiał wzrosnąć?
Tak to wygląda, ale osobiście wolałbym, żeby pieniądze były inaczej dystrybuowane wewnątrz zespołu, a w szczególności, aby polscy młodzi zawodnicy i trenerzy mieli lepsze warunki do rozwoju swoich umiejętności. Drogą do tego mogłoby być rozważenie, czy na pewno wszyscy cudzoziemcy grający w Polsce są klubom potrzebni. Ich zarobki stanowią bowiem pokaźne obciążenie dla budżetów.
Skąd jeszcze klub ma brać pieniądze na sprostanie wyzwaniom, jakie niesie Polski Ład?
Ostatnio dowiedzieliśmy się na przykład, że prezes PZPN Cezary Kulesza wywalczył dla klubów i dla piłki nożnej dofinansowanie rządowe. Brzmi to bardzo dobrze, bo widać, że prezes działa z myślą o polskim futbolu, ale diabeł znów tkwi w szczegółach, czyli sposobie dystrybucji tych funduszy.
Szczerze mówiąc niespecjalnie mi się cała ta akcja podoba. Nie rozumiem, dlaczego akurat zawodowe kluby mają dostać z budżetu państwa dodatkowe środki.
W pełni się zgadzam. Moim zdaniem pieniądze powinna dostać piłka jako dyscyplina. Natomiast jeśli trafiają do klubu, to powinno być jasno sformułowane, że środki te mają być w stu procentach przeznaczone na cele związane ze szkoleniem młodzieży. To musi działać jak kredyt: ze ściśle określonymi warunkami i celem, na który zostaną wydane pieniądze. Złamanie warunków powinno skutkować koniecznością zwrotu otrzymanych środków wraz z odsetkami ustawowymi. W ten sposób kluby zostałyby pozbawione alibi, że nie mają środków na szkolenie młodzieży, pensje dla trenerów najmłodszych roczników, itd.
Proszę pamiętać, że w nowym ładzie znalazła się ulga sponsorska.
To przykład właściwego działania ustawodawcy. Wspomniana ulga polega na zachęceniu przedsiębiorców do inwestycji w sport. Pieniądze wydatkowane przez przedsiębiorców-sponsorów będą stanowiły dla nich koszt obniżający podstawę opodatkowania i w konsekwencji mniejsze podatki do zapłacenia. Wyobraźmy sobie maleńki klub w niższej lidze funkcjonujący w niewielkiej społeczności. Tacy lokalni przedsiębiorcy utożsamiający się z klubem znajdują możliwości tworzenia lokalnej wspólnoty. Tworzy się więź pomiędzy piłką i małym biznesem. Klub może funkcjonować, przedsiębiorca ma satysfakcję, a ludzie są szczęśliwi – dokładnie tak, jak pięknie mówił o tym Bill Shankly, słynny menedżer Liverpoolu: "Najwspanialszą rzeczą w piłce jest to, że daje ona szczęście ludziom".
Czytaj także:
- Legenda nie ma wątpliwości. Tylko Lewandowski może to zrobić
- Duża zmiana w życiu Majdana. Wszystko z jednego powodu