Mówisz FC Barcelona, myślisz klub z wielką tradycją, rzeszą kibiców oraz wspaniałymi piłkarzami. Przed laty barwy Dumy Katalonii reprezentowali: Xavi, Andres Iniesta, Pep Guardiola, Christo Stoiczkow, Diego Maradona, Lionel Messi i wielu innych znakomitych piłkarzy. Przez wiele miesięcy trwał jednak upadek Barcelony, zakończony odejściem Leo Messiego do PSG.
W pewnym momencie Barcelona była prawdziwą maszyną do zarabiania pieniędzy. Średniej klasy bilet na Camp Nou kosztował ponad 100 euro (około 450 zł). Biorąc pod uwagę fakt, że stadion Barcelony może pomieścić sto tysięcy fanów, liczba zarobionych pieniędzy może działać na wyobraźnię.
Życie ponad stan
W klubie szastano gotówką na lewo i prawo. Wielkie transfery miały przynieść sukcesy sportowe, ale plany szybko spaliły na panewce. FC Barcelona zawodziła w Lidze Mistrzów, w której można było zarobić pokaźną gotówkę.
ZOBACZ WIDEO: Skandal podczas przejazdu autokaru Realu Madryt. Te obrazki obiegły świat
Katalończycy od 2015 roku tylko raz awansowali do półfinału, a łącznie doznali kompromitujących porażek z PSG, Juventusem, AS Roma, Liverpoolem czy w końcu z Bayernem Monachium.
Gwoździem do trumny okazała się pandemia koronawirusa, która z dnia na dzień zatrzymała ogromne wpływy Katalończyków. Gdyby nie COVID-19, FC Barcelona prędzej czy później i tak byłaby finansową ruiną. Dług klubu w pewnym momencie wynosił ponad miliard euro.
- Polityka transferowa i sportowa była zła i zaszkodziła klubowi. Doszło do odwróconej piramidy - weterani z długimi kontraktami i młodzi z krótkimi. Bardzo trudno to naprostować. Poprzedni zarząd chwalił się, że zmniejszył pensje, ale to nieprawda. Te pieniądze przeniesiono np. na premie na zakończenie kontraktu, a więc odroczono je w czasie. Przepłacano pośrednikom. Jednej osobie zapłacono np. 8 mln euro za skauting w Ameryce Południowej. To złe działania mające katastrofalne skutki dla finansów klubu - punktował prezydent Joan Laporta.
Laporta wprowadził program naprawczy. Musiał pozbyć się kilku gwiazd, które zarabiały olbrzymie pieniądze. Z Camp Nou odeszli Philippe Coutinho, Antoine Griezmann czy wspomniany Messi, który okazał się zbyt drogi dla Barcelony.
Jest optymizm
W stolicy Katalonii jeszcze kilka miesięcy temu nie byli w stanie zarejestrować nowych graczy, a teraz... byli najaktywniejszym klubem na rynku transferowym. Zimą na Camp Nou trafili Dani Alves, Ferran Torres, Adama Traore czy przede wszystkim Pierre-Emerick Aubameyang.
- Zawsze marzyłem o grze w LaLidze, to dla mnie niesamowita okazja i życiowa szansa. Wszyscy wiedzą, że Barcelona to jeden z najlepszych klubów na świecie - cieszył się Aubameyang.
FC Barcelona już dawno nie miała tyle powodów do optymizmu. Oczywiście sytuacja nie jest idealna. Blaugrana zajmuje dopiero piąte miejsce w La Lidze, tracąc 15 punktów do liderującego Realu Madryt. Do czwartego miejsca, które gwarantuje grę w nowej edycji Ligi Mistrzów, klub traci tylko jeden punkt.
Trzeba mierzyć siły na zamiary. Barcelona w kilka miesięcy nie stanie się potęgą, ale znów może być czołowym klubem w Hiszpanii. Młode perełki, na czele z Ansu Fatim, Pedrim czy Gavim, mają stworzyć mieszankę wybuchową z tymi bardziej doświadczonymi piłkarzami.
Duma Katalonii ma o co walczyć. Odpadła z Ligi Mistrzów, jednak wciąż może wygrać Ligę Europy i zarobić kolejne ważne pieniądze. Priorytetem będzie awans do Champions League, co w obecnym kształcie personalnym nie powinno być wielkim wyzwaniem.
W niedzielę FC Barcelona może udowodnić, że stać ją na walkę z najlepszymi klubami w Hiszpanii. W hicie kolejki Katalończycy zagrają na Camp Nou z Atletico Madryt. Początek meczu o godz. 16:15.
Zobacz także:
Wymowne zdjęcie. To z nim spotkał się najpierw Czesław Michniewicz
Tapie: To, co trener wyrabia z Milikiem, jest szaleństwem