Robert Lewandowski od kilku miesięcy w sposób mniej lub bardziej bezpośredni zaprasza władze Bayernu do stołu, ale strony wciąż nie usiadły do rozmów w sprawie nowego kontraktu (aktualny wygasa już za 16 miesięcy) kapitana reprezentacji Polski.
Na razie trwa medialny spektakl. - Oczywiście, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby został z nami jak najdłużej - zapewnia prezes Bayernu Oliver Kahn, by zaraz dodać: - Ale nie panikujemy. Jego umowa jest ważna do połowy 2023 roku.
W podobny sposób wypowiada się prezydent klubu Hebert Hainer: - Byłbym szczęśliwy, gdyby zakończył u nas karierę, ale nadal mamy trochę czasu [na rozmowy]. Jego kontrakt obowiązuje do 2023 roku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego jeszcze nie widzieliśmy! Kapitalna obrona rzutu karnego
Obóz "Lewego" nie pozostaje dłużny. Kilka dni temu Polak trafił na okładkę hiszpańskiego dziennika "AS". Powód? Transfer do Realu Madryt. Lewandowski wygląda na zdjęciu zza kurtyny, a tytuł głosi: "Jest w zasięgu". To nic innego jak element gry, po który od dekad sięga Pini Zahavi.
Teraz albo nigdy
Z drugiej strony, Kahn nazywa Lewandowskiego "polisą ubezpieczeniową Bayernu", a sam zawodnik deklaruje, że nie chciałby się ruszać z Monachium. W czym więc problem? Po co ten show? Dlaczego klub nie chce za wszelką cenę zatrzymać najlepszego piłkarza świata, który nie spieszy się do przeprowadzki?
Po pierwsze, "Lewy" oczekuje umowy do czerwca 2025 roku, a Bayern nie zwykł dawać tak zaawansowanym wiekowo piłkarzom kontraktów dłuższych niż roczne. To w zasadzie umowa przedemerytalna, a Bayern nie jest klubem, w którym przechodzi się na emeryturę. To bezduszna korporacja, o czym przekonali się niedawno Arjen Robben czy Franck Ribery.
Po drugie, jeśli przy Saebener Strasse zgodzą się na warunki Polaka, to bezpowrotnie stracą szansę na pozyskanie Erlinga Haalanda. Kilka tygodni temu "Bild" przekazał opinii publicznej, że Bayern rozważa sprzedaż Lewandowskiego za 60 mln euro, a pozyskane za niego pieniądze chce zainwestować w Norwega. Nie ma w tym przypadku. To nic innego jak sonda wypuszczona przez klub w celu zbadania nastrojów.
Tak jak Karl-Heinz Rummenigge, Uli Hoeness i Matthias Sammer zapisali się w historii Bayernu jako ci, którzy sprowadzili do Monachium Lewandowskiego, tak Hainer, Kahn i Hasan Salihamidzić chcą mieć swój transferowy strzał w "10". A jeśli nie kupią Norwega teraz, póki ten gra w Borussii Dortmund, to już nigdy nie będą mogli sobie na niego pozwolić.
Do wymiany Lewandowskiego na Haalanda zachęca ich przeprowadzona dwa i pół roku temu transplantacja skrzydeł. Dziś w Monachium nikt nie żałuje, że w miejsce Robbena i Ribery'ego zainstalowano młodszych o dekadę Serge'a Gnabry'ego i Kingsleya Comana czy Leroya Sanego.
Sprowadzenie 21-letniego dziś Haalanda jawi się nowym władzom Bayernu jako inwestycja, która może się zwracać przez dekadę. Ważą, czy Lewandowskiego też da się wymienić na nowszy model, ale w tym przypadku mogą się boleśnie pomylić.
Kryzys wieku średniego
Hainer, Kahn i Salihamidzić zachowują się jakby przechodzili kryzys wieku średniego. Jakby gole "Lewego" im spowszedniały. Jakby byli nimi znudzeni i szukali urozmaicenia, nowych wrażeń. Lewandowski to pancerny maybach wśród piłkarzy, a w Monachium rozważają wymianę tej niezawodnej limuzyny na eksperymentalny i nieprzewidywalny prototyp, który ostatnio coraz częściej trafia na podnośnik.
Od kwietnia, gdy wrócił do gry po urazie więzadła w kolanie, "Lewy" nie opuścił ani jednego meczu przez problemy zdrowotne. W tym samym czasie Haaland nie mógł wystąpić w aż 17 spotkaniach Borussii i reprezentacji Norwegii. Powód? Pięć różnych urazów. Tylko w tym sezonie z powodu kontuzji mięśniowych Norweg pauzował już 72 dni, czyli blisko dwa i pół miesiąca.
A odkąd jest poddawany takiej samej eksploatacji co Lewandowski, czyli od sezonu 2019/20, gdy zaczął grać równolegle w rozgrywkach krajowych, Lidze Mistrzów i pierwszej reprezentacji, z powodu urazów opuścił 24 proc. możliwych do rozegrania spotkań.
Lewandowski w tym okresie nie był do dyspozycji trenerów klubowych i selekcjonerów raptem w 6 proc. meczów. Miał tylko dwa wykluczające go z gry urazy. Oba mechaniczne, po kontakcie z rywalem: pęknięcie kości strzałkowej w lutym 2020 roku i naciągnięcie więzadła w kolanie w marcu 2021 roku.
Lewandowski i Haaland od początku sezonu 2019/20:
Robert Lewandowski | Erling Haaland | |
---|---|---|
możliwe do rozegrania mecze | 159 | 153 |
mecze opuszczone przez urazy | 10 (6 %) | 37 (24 %) |
wykluczające z gry urazy | 2 | 12 |
Tymczasem Haaland w branym pod uwagę okresie odniósł 12 eliminujących go z gry urazów, w tym 7 mięśniowych. Nie jest to kartoteka medyczna, kogoś, na kim można opierać najbliższe lata klubu. Tym bardziej, że Haaland z sezonu na sezon pauzuje coraz częściej, a Lewandowski jest jak Benjamin Button - z roku na rok czuje się coraz młodziej.
- Mam teraz lepsze wyniki badań niż przed rokiem. W świetle danych wygląda na to, że mój życiowy szczyt formy dopiero nadchodzi. Czuję się lepiej niż dwa lata temu. Mój wiek kalendarzowy zamazuje obraz mojego stanu fizycznego. Od parunastu lat ciężko pracowałem, by w tym wieku, w jakim teraz jestem, nie kończyć kariery, tylko nadal się rozwijać, by przesunąć granicę, za którą będzie już tylko gorzej. Chyba mi się to udało - wyznał niedawno w "Piłce Nożnej". Więcej TUTAJ.
W sobotę Robert Lewandowski rozegra 36. mecz w sezonie i będzie polował na 600. gola w karierze. Tymczasem Haaland z powodu urazu mięśnia uda nie wystąpi przeciwko Unionowi Berlin. To będzie już 16. opuszczone przez niego spotkanie w tym sezonie.
Mecz 22. kolejki Bundesligi VfL Bochum - Bayern Monachium w sobotę o godz. 15:30. Transmisja w Viaplay. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.