"To głupoty". Ukraiński zawodnik punktuje propagandę rosyjskiej telewizji

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Ołeksij Dytiatjew
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Ołeksij Dytiatjew

- Z rosyjskiej telewizji non stop słyszę o ukraińskich prowokacjach. To głupoty. Rosjanie sami w ten sposób prowokują - mówi nam zawodnik pochodzący z Ukrainy.

W poniedziałek prezydent Rosji, Władimir Putin, uznał niepodległość dwóch samozwańczych republik: donieckiej i ługańskiej. Zaraz po tym ogłosił wprowadzenie tam rosyjskich wojsk. To pierwszy tak poważny ruch Rosji od zajęcia Krymu w 2014 roku.

O związaną z tym sytuację na Ukraine zapytaliśmy Ołeksija Dytiatjewa. Ukraiński piłkarz od pięciu lat gra w Cracovii. Do Polski przyjechał z Karpat Lwów, wcześniej grał też w Worskli Połtawa i Olimpiku Donieck. Obrońca pochodzi z Nowej Kachowki, niedaleko Półwyspu Krymskiego.
Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty: Pana znajomi lub bliscy są w okręgu donieckim lub ługańskim?
Ołeksij Dytiatjew, piłkarz Cracovii:

Wielu znajomych już stamtąd uciekło. Niewiele osób tam zostało. Z żadną z takich osób nie mam kontaktu. Bliższe relacje mam za to z ludźmi mieszkającymi na Krymie.

ZOBACZ WIDEO: Miliony obejrzały filmik "Ibry". Nic dziwnego!

Żyją w regionie zajętym od lat przez Rosję?

Tam jest spokojnie. Nikt nie strzela. Rosja zajęła ten teren bez użycia broni. Od tamtej pory niewiele się zmieniło. Największy problem to brak wody pitnej. Po wejściu Rosjan, Ukraina zakręciła wodociągi, przez które dostarczano wodę do Krymu. Bardzo mnie to martwi.

Jak pan zareagował na wczorajsze orędzie Putina?

W zasadzie niewiele się zmieniło. Wojna trwa dalej. Pogarsza się sytuacja związana z Ługańskiem i Donieckiem, bo Rosja zatwierdziła ich niepodległość. Ale Rosjanie byli tam już od lat. Najpierw nieoficjalnie, a od poniedziałku oficjalnie.

Nie zdziwiłem się, bo widziałem, co Rosja robi od długiego czasu. Z rosyjskiej telewizji non stop słyszę o ukraińskich prowokacjach. Że grupa dywersantów doszła do granicy z Rostowem. To znaczy, że wcześniej mieliby przejść swobodnie cały Ługańsk. To głupoty. Rosjanie sami w ten sposób prowokują i tworzą sobie pretekst do takich działań, jakie widzimy od wczoraj.

Jak sytuacja może się rozwinąć?

Mam nadzieję, że gdy już oficjalnie wejdą, to przestaną strzelać. Na granicy z obwodami donieckim i ługańskim stale dochodzi do prowokacji. Tam często padają strzały. Gdy już zajmą teren, powiedzą, że prowokacje ustały i dzięki nim nastał "ruski mir". Ale na razie nic się nie zmieniło. Nadal strzelają.

Ludzie na Ukrainie mają większe obawy?

Niektórym udzieliła się duża panika. Rozumiem to. Mają rodziny i nie wiedzą, dokąd uciekać. Inni zachowują spokój - to moim zdaniem lepsze rozwiązanie. Na razie niewiele się zmieniło na Ukrainie. Wojna zaczęła się osiem lat temu.

Znany sportowiec poważnie przeszedł COVID-19. "Tor bobslejowy mnie nie zabił, koronawirus też nie"

Gorąco w Legii. "To gwóźdź do trumny klubu"