Tomasz Smokowski: Znów miałem trudny moment. Ale jest już OK

- Ostatnie pół roku to trudny czas. Znów byłem na antydepresantach. Teraz jest w porządku, nie zażywam leków. Natomiast bardzo przeżywam to, co dzieje się w Ukrainie. Powinniśmy pomagać, jak możemy - mówi komentator sportowy Tomasz Smokowski.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Tomasz Smokowski East News / Lukasz Sobala / PressFocus / Na zdjęciu: Tomasz Smokowski
Pierwszy raz o zmaganiach z depresją Smokowski opowiedział mi trzy lata temu w głośnym wywiadzie. Niestety jego walka ciągle trwa.

- Na kilka miesięcy wróciłem do farmakologii. Tyle że znam swój organizm, umiem dostrzec pewne sygnały, od razu zareagowałem. Obecnie nie jestem już na lekach, jest OK. Powrót depresji był konsekwencją nadmiaru codziennego stresu i gonitwy - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.

Jak mówi, "targają nim silne emocje" ze względu na to, co dzieje się w Ukrainie. Smokowski nie szczędzi krytycznych słów pod adresem największych sportowych organizacji.

- Wszyscy rosyjscy zawodnicy powinni zostać odsunięci od wszelkich międzynarodowych rozgrywek. Nie chodzi o zemstę. Chcę, by rosyjski kibic zadał sobie pytanie: kurczę, dlaczego nigdzie nie możemy grać? Sport niby jest teraz nieistotny, ale to doskonałe narzędzie do legitymizowania politycznych działań - tłumaczy dziennikarz.

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Jak oceniasz sytuację w Ukrainie?

Nie jestem alfą i omegą, więc gdybym analizował ją pod kątem politycznym, byłoby to nieuczciwe. Targają mną silne emocje. W głowie kołacze się sporo myśli. Na przykład taka, że za jakiś czas możemy znaleźć się w podobnej sytuacji jak Ukraina. Natomiast jako dziennikarz sportowy czuję bezsilność. Największe federacje sportowe, na czele z władzami piłkarskimi i siatkarskimi, zdecydowały się na grę pozorów.

ZOBACZ WIDEO: Miał zawał serca na boisku! Wrócił do gry

Początkowo FIFA nie wykluczyła Rosji z rozgrywek międzynarodowych. A federacja siatkarska FIVB zwlekała z odebraniem jej organizacji MŚ. Chyba trudno o większą kompromitację działaczy.

Nie znam siatki biznesowej FIVB, ale podejrzewam, że dostają ogromne środki z rosyjskiego portfela. A działaczom FIFA i UEFA chciałbym zadedykować mądry cytat ze znanego amerykańskiego przedsiębiorcy Warrena Buffetta: kiedy opada woda, dobrze widać, kto pływa bez majtek. Organizacje piłkarskie się kompromitują, ale wielu możnych tego świata, na czele z politykami, robi to samo. Są uwikłani w rosyjskie interesy. Rozgrywają wojnę na zimno, by za dużo nie stracić. Cynizm i brak skrupułów tych ludzi są przerażające. Jestem za to pod ogromnym wrażeniem Wołodymyra Zełenskiego. Jak pamiętamy, kilka lat temu śmiano się, że prezydentem Ukrainy został komik. Dziś komikami są ludzie zarządzającymi największymi organizacjami sportowymi i politycy, którzy grają w grę pozorów.

O PZPN nie można tego powiedzieć. Początkowo związek wydał z Czechami i Szwedami dziwne i zachowawcze oświadczenie. Niedługo później prezes Cezary Kulesza zareagował jednak dużo ostrzej. Nasza kadra jako pierwsza poinformowała, że nie zagra z Rosją.

To jedyne słuszne stanowisko. Nie wyobrażam sobie, byśmy rozegrali ten mecz. Co więcej, wszyscy rosyjscy sportowcy powinni zostać odsunięci od wszelkich międzynarodowych rozgrywek. Musimy dokręcać śrubę na każdej płaszczyźnie, sportowej również. Nie chodzi o zemstę. Zdaję sobie sprawę, że bardzo wielu Rosjan jest przeciw wojnie, a za wszystko odpowiada ich szalony przywódca. Natomiast społeczeństwo też musi odczuć, że Putin, wbrew rosyjskiej propagandzie, nikogo nie wyzwala, tylko terroryzuje drugi naród. Chcę, by rosyjski kibic zadał sobie pytanie: kurczę, dlaczego nigdzie nie możemy grać? Sport niby jest teraz nieistotny, ale to doskonałe narzędzie do legitymizowania politycznych działań. Widziałeś, co zrobił Andriej Rublow po meczu z Hurkaczem? Napisał na kamerze, że sprzeciwia się wojnie. Bardzo doceniam ten gest, ale on także powinien zostać wykluczony. Niech cała Rosja poczuje, że szaleństwo Putina kosztuje kraj zbyt wiele. Być może wtedy Rosjanie sami zaczną wywierać presję na swojego prezydenta.

Podróżujesz właśnie z ukraińskimi znajomymi, którzy uciekają przed wojną. Opowiesz o nich?

Od dwudziestu lat sprząta u nas pani Tereska z Ukrainy. Poprosiła o pomoc, a jest dla nas jak rodzina. W tej chwili wiozę jej synową i wnuki. Mieszkają kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy. Są przestraszeni, zdezorientowani i pozbawieni domu, do którego ktoś wlazł w brudnych butach. Bardzo mnie to dotyka, więc nieustannie apeluję ws. Ukrainy. Zatrzymajmy się na chwilę, róbmy dla nich coś więcej niż wstawienie żółto-niebieskiej flagi na profil. Niedawno opublikowałem na Instagramie post zachęcający do pomocy Ukrainie. Dostałem kilka wiadomości, między innymi od pewnego młodego chłopaka. Zadzwonił do Ukraińca, który wynajmuje od niego mieszkanie w Gdańsku. Powiedział mu, że może ściągnąć do Polski całą rodzinę, a on zapewni im dach nad głową. Gdy przeczytałem jego wiadomość, miałem świeczki w oczach.
Tomasz Smokowski Tomasz Smokowski
Niedawno obchodziliśmy Światowy Dzień Walki z Depresją. Obecnie wszyscy żyjemy przede wszystkim tym, co dzieje się w Ukrainie, ale zdrowie psychiczne to też bardzo ważny temat. W twoim przypadku choroba jest rozdziałem zamkniętym?

Nie, to niekończąca się walka. Miałem niedawno okres, gdy czułem się źle. Nie będę ukrywał, depresja po prostu wróciła. A ja na kilka miesięcy wróciłem do farmakologii. Tyle że znam swój organizm, umiem dostrzec pewne sygnały, od razu zareagowałem. Powrót depresji był konsekwencją nadmiaru codziennego stresu i gonitwy. Myślę, że wszyscy się z tym mierzymy. Żyjemy w potwornie szybkich czasach. Między innymi dlatego depresja stała się chorobą cywilizacyjną.

Jakie były objawy powrotu choroby?

Takie jak poprzednio: dziwny, nie do końca uzasadniony, niespodziewany lęk. Do tego przygnębienie, myśli o bezcelowości oraz bezsensowności tego, co się robi. I coraz częstszy kłopot z zasypianiem. Pobudki w środku nocy, które prowadziły do wielogodzinnego przewracania się z boku na bok.

Nie obawiasz się, że zaraz to znów wróci?

Nie wiem, co będzie. Ale muszę uważać, bo ten łajdak lubi się przyczaić i zaatakować. Zrobiłem sobie kompleksowe badania krwi, wybrałem się też do endokrynologa. Okazało się, że witamina D była na przeraźliwie niskim poziomie. Brakowało mi słońca. Z obniżkami nastrojów i nawrotami depresji mierzę się głównie zimą. Żona, która bardzo o mnie dba, kupiła mi nawet fińską lampę, która imituje światło słoneczne. Poleciałem też na wakacje i robiłem coś, do czego nie przywykłem: leżałem plackiem na plaży. Uznałem, że trzeba pojechać z głową i ciałem do mechanika, by odnowić blachy.

Mówisz, że zimą choroba lubi zaatakować, a rozmawiamy pod koniec lutego.

Nie ma co ukrywać, ostatnie pół roku było dla mnie trudne. Znów byłem na mocnych antydepresantach. Oczywiście - wyraźnie to podkreślam - wszystko konsultowałem z lekarzem. Tu nie ma mowy o samowolce, bo antydepresanty bardzo wpływają na organizm. Gdy zacząłem je brać, czułem się otępiały. Potem było dużo lepiej. Po trzech, czterech dniach od zażycia ostatniej tabletki zadzwoniłem do psychiatry.

- Muszę do pani wpaść, leki mi się skończyły.
- Jak to się skończyły?! Jak pan się czuje?
- No właśnie nie najlepiej. Szumi mi w uszach jakbym leciał samolotem.
- Niech pan natychmiast przyjeżdża.

Nigdy nie brałem narkotyków, ale domyślam się, że podobny proces zachodzi w organizmie po odstawieniu dragów. Gdy zjawiłem się u lekarza, byłem rozdygotany. Czułem się nieswojo, jak gdyby ktoś stał za moimi plecami. Od tamtej wizyty wiem, że nie można ot tak odstawić leków na depresję. Proces musi być kontrolowany przez lekarza.

Justyna Kowalczyk mówiła mi niedawno, że bliscy ją obserwują i gdy widzą, że ma gorszy nastrój, od razu reagują. Też czujesz coś takiego ze strony rodziny?

To ja muszę się otworzyć na ludzi. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, tym bardziej że pracuję w telewizji, ale jestem bardzo zamknięty. Nie lubię opowiadać o swoich uczuciach. To proces, którego ciągle się uczę. Natomiast gdy pierwszy raz rozmawialiśmy o depresji, przed publikacją dałem rodzinie materiał do przeczytania. Jak pamiętasz, nie zmieniliśmy nawet przecinka. Jako ojciec i człowiek chorujący na depresję starałem się przekazać synom, by z jednej strony byli obowiązkowi, z drugiej - zachowywali odpowiedni dystans do tego, co robią.

Udaje im się?

Tak, świetnie im to wychodzi. I cieszę się, że jako rodzice mamy z nimi tak dobry kontakt. Zawsze możemy pogadać o rzeczach, które ich nurtują. Jestem natomiast przerażony sytuacją, w jakiej znaleźli się młodzi ludzie. W pandemii zostali pozbawieni kontaktu z rówieśnikami. Wszystkie te dzieciaki nadają się na kozetkę. To cholernie smutne. Psychologów dziecięcych bardzo brakuje, więc młodymi nawet nie ma się kto zająć. Dopiero za jakiś czas przekonamy się, jak mocno nasze dzieci odczuły pandemię. Konsekwencje będą makabryczne. Młodszy syn całe liceum spędził w domu. Z tamtego okresu nie ma żadnych wspomnień. Na szczęście doskonale sobie poradził, zresztą podobnie jak drugi syn. Jestem z nich bardzo dumny.

Napisałeś mi kiedyś, że nasza rozmowa o depresji była jedną z najważniejszych rzeczy, jaką zrobiłeś w życiu.

Umówmy się, jestem dziennikarzem sportowym i pracuję w szeroko rozumianej rozrywce. Nie mam poczucia, że zawodowo robię coś bardzo ważnego. A wspomniana rozmowa uruchomiła lawinę pozytywnych zdarzeń. Wierzę, że udało mi się zrobić coś dobrego. Po publikacji materiału dostałem setki wiadomości. Pisały do mnie żony, które zobaczyły u mężów podobne objawy. Głównie zgłaszali się faceci. "Smoku, czytając wywiad miałem wrażenie, że o chorobie opowiedział ktoś, kto siedzi w mojej głowie". Niektórzy byli przed diagnozą, inni w trakcie terapii. Pisali o trudnych chwilach, myślach samobójczych… W niektórych przypadkach było to rozpaczliwe wołanie o pomoc. Czasem opowieść o depresji połączonej z samotnością. Radzenie sobie z tym skurw***em jest szalenie trudne, gdy nie ma wokół nikogo, kto podałby ci rękę. Dosłownie i w przenośni.

Jak zareagowałeś, gdy zalała cię fala takich "świadectw"?

Odpisałem na wszystkie wiadomości. Ale nie udzielałem rad, nie jestem lekarzem. Po naszym wywiadzie dostałem mnóstwo zaproszeń do telewizji śniadaniowych, wszystkim grzecznie odmówiłem. Chciano ze mnie zrobić pana od depresji, co nie do końca mi odpowiadało. Poza tym nie chcę, by ludzie pomyśleli, że zbijam na chorobie kapitał. Nie wstydzę się jej. Jednocześnie pilnowałem, by nie poszło to w stronę źle rozumianego "fejmu".

Jaka była reakcja znajomych, gdy poznali twoją historię?

Najbardziej zaskoczeni byli kumple z Canal +. Nie mieli świadomości, jaki był mój stan, bo świetnie się ukrywałem. Jak wiesz, chorujący na depresję bardzo często zakładają maskę. Nie chcą dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Udają silnych. Odgrywają rolę i robią to tak dobrze, że powinni dostać Oscara. Ze mną było podobnie. Na szczęście świadomość z roku na rok się zwiększa, między innymi dzięki wywiadom, których udzieliło w ostatnich latach kilku znanych polskich sportowców. Choroba przestała być tematem tabu. Poza tym coraz mniej osób mówi, że to jakieś widzimisię.

Depresja może przynieść coś dobrego?

Nie. Skłamałbym, gdybym odpowiedział inaczej. Na pewno wzrosła moja świadomość. Poznałem samego siebie, natomiast poniosłem zbyt wysokie koszty. Cieszę się, że mamy teraz w Kanale Sportowym nowego prezesa. Nie najlepiej czułem się w tej roli, a że jestem człowiekiem odpowiedzialnym, nie rezygnowałem z niej. Co prawda byłem prezesem tylko na papierze, ale i tak pilnowałem, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Teraz gros obowiązków odpadło, co ułatwia walkę z chorobą.

Jesteś pracoholikiem?

Perfekcjonistą i zadaniowcem, a te dwie cechy bardzo często prowadzą do pracoholizmu. I niestety sprzyjają pojawieniu się depresji. Gdy perfekcjonista i zadaniowiec nie realizuje jakiegoś celu, odczuwa frustrację. Staram się nie wymagać zbyt wiele od innych, natomiast mam nadmierne oczekiwania wobec siebie. To mój defekt. Jestem dla siebie zbyt surowy. Wiem o tym, a mimo to nie potrafię odpuścić. Zmusić się, by czasem zrobić coś na pół gwizdka, jeśli efekt będzie wystarczająco dobry. Już się chyba tego nie nauczę. Perfekcjonizm i zadaniowość pomogły mi odnieść sukces, ale - tak jak w przypadku depresji - poniosłem zbyt wysokie koszty. Po prostu nie chcę taki być.

Opowiadałeś mi kiedyś, że jako trybik korporacji bardzo się męczysz. Rozumiem, że teraz nie ma takiego problemu?

Tak. W korporacjach odbywa się mnóstwo spotkań, z których nic nie wynika. W Kanale Sportowym proces decyzyjny jest skrócony do minimum. Potrafimy w ciągu godziny podjąć cztery, pięć kluczowych decyzji. Przy telewizjach jesteśmy jak motorówka przy tankowcu. Ciągle mali, ale za to bardzo zwrotni. To naprawdę świetna rzecz. Cieszę się, że zdecydowałem się zrobić coś swojego, choć wcale nie był to oczywisty krok. Nie spodziewałem się, że tak wiele uda nam się osiągnąć i to w tak szybkim tempie. Jestem z tego dumny.

Z Michałem Polem, Krzysztofem Stanowskim i Mateuszem Borkiem znacie się bardzo dobrze. Nie było obaw, że wspólny biznes popsuje relacje?

Oczywiście, że były! Przyszło czterech facetów z różnych światów. I każdy w swoim świecie był w pewnym momencie szefem. Mateusz Borek – twarz Polsatu i nieformalny lider komentatorów. Ja - szef Canal +. Krzysiek - właściciel Weszło. I Michał, były naczelny Przeglądu Sportowego. Każdy z nas uważa, że na zarządzaniu ludźmi zna się najlepiej! Poza tym każdy dziennikarz występujący na antenie ma ego, bo bez parcia na szkło nie funkcjonowałoby się w telewizji. Masz więc czterech takich gości, którzy zakładają sobie kanał i zaraz się pożrą. Gdy startowaliśmy, takich głosów było sporo. "Za trzy miesiące pewnie to wszystko pier***nie. Pokłócą się o pieniądze".

Jak się nie pożarliście?

To nie tak, że się we wszystkim zgadzamy. Ostatnio w pewnej kwestii byliśmy bardzo podzieleni. W głosowaniu wyszło 2:2, jeden z nas się wstrzymał. Jedno czy dwa głosowania przegrałem.

Wkurzyłeś się?

Nie. Na tym polega cała zabawa. Mamy wspólny cel. Jeśli ktoś nie zgadza się z moim punktem widzenia, nie obrażam się. Jedziemy dalej. Na starcie usiedliśmy i wyobrażaliśmy sobie scenariusze, w których pojawiłyby się punkty zapalne. Powiedziałem: "panowie, teraz mamy zapał, ale przegadajmy, gdzie może być kwas". Zanim powstał Kanał Sportowy, wywaliliśmy brudy na stół. Dzisiaj mam poczucie, że tworzę coś swojego, pracując na własny rachunek. I nadal mi się chce. Nie boję się powiedzieć, że odnieśliśmy sukces. Gdybyśmy po dwóch latach nie mogli wyjść na zero, pewnie patrzyłbym na to inaczej. Natomiast czuję satysfakcję. Jak gdybym wybudował przysłowiowy dom i posadził drzewo. Powiem ci jeszcze jedną rzecz.

Słucham.

Przez lata byłem wyłącznie dziennikarzem sportowym, by nie powiedzieć piłkarskim. Zdarzyło mi się skomentować trochę tenisa, jakiś żużel, etap Tour de France. Tyle. Natomiast teraz otwieram się na zupełnie nowe kierunki. Kanałem Sportowym jesteśmy tylko z nazwy. Robienie programu o wojnie w Ukrainie jest bolesne, ale spotkania z ludźmi literatury czy muzyki sprawiają mi frajdę. Podoba mi się, że mogę pogadać z Kubą Żulczykiem czy nominowanym do Oscara reżyserem filmu Sukienka, Tadeuszem Łysiakiem. Zacząłem też prowadzić audycję muzyczną w radiu newonce. Sport i praca pozwalają mi czasem uciec od złych myśli. Jednocześnie pilnuję, by nie łapać wszystkich srok za ogon. Czasem staję przed lustrem i uczciwie przyznaję, że się przepracowuję, biorę na barki zbyt wiele. Pilnuję się, by nie przegiąć.


Gdy pierwszy raz rozmawialiśmy o twoich zmaganiach z chorobą, powiedziałeś, że jesteś szczęśliwym człowiekiem. Aktualne?

Jak najbardziej. Wróg nie zniknął, ale bardzo dobrze go znam. I mam odpowiednie narzędzia, by z nim walczyć.


***

Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem albo znasz kogoś, kto potrzebuje pomocy, zachęcamy do skorzystania z Antydepresyjnego Telefonu Zaufania. Więcej informacji TUTAJ. 

Szewczenko chce dostać się do Kijowa. Włoski klub oferuje pomoc >>
Polak z St. Petersburga relacjonuje, co się dzieje w Rosji po sankcjach >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×