Blisko 70-letni Felix Magath przywitał się z zespołem wprowadzając swój taryfikator kar. Jedna minuta spóźnienia na trening kosztuje 500 euro. Pierwszych zajęć nie wytrzymał Fredrik Bjorkan. Po serii sprintów padł na murawę, miał problemy z krążeniem. Nie wrócił już do zajęć. Ale to dopiero początek. Niemiecki trener zaplanował drużynie mini zgrupowanie po najbliższym, sobotnim meczu ligowym z Hoffenheim (godzina 15.30). Hertha wykorzysta przerwę na mecze reprezentacji i pojedzie na krótki obóz przygotowawczy pod Leverkusen.
Wycieczka na skocznię
Magath przybył do Berlina, by wygrzebać Herthę ze strefy spadkowej. Drużyna z ostatnich dziewięciu ligowych meczów przegrała siedem, na wygraną czeka od grudnia. W klubie gra obecnie Marcel Lotka, bramkarz. Krzysztof Piątek jest wypożyczony do końca tego sezonu do Fiorentiny.
Magath ma w Niemczech wiele pseudonimów. Wszystkie sprowadzają się do jednego określenia - "trenerskiego kata". Potwierdzają to byli gracze, którzy współpracowali ze szkoleniowcem.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski w końcu wygra Złotą Piłkę?! "I tu pojawia się problem"
- Dziś się śmieję i żartuję, ale w Wolfsburgu do śmiechu mi nie było - zaczyna Mateusz Klich, który trenował u Magatha ponad dekadę temu. - Po treningach bolało mnie wszystko. Było bardzo dużo biegania po lesie. Dużo gier 11 na 11 przez cały tydzień. Trener kazał nam wbiegać na szczyt skoczni narciarskiej po schodach. Powtórzeń było wiele. Skakaliśmy po jednym schodku, po dwa, po trzy, wbiegaliśmy, chodziliśmy. Dobrze, że to nie był "mamut", tylko skocznia na 120 metrów - opowiada zawodnik Leeds United.
Klich pamięta też inną sytuację. - Na obozie w Szwajcarii trener dał nam 1,5 godziny. W tym czasie mieliśmy wejść na jedną z tamtejszych gór - mówi nam Klich.
Krzynówek? Arogant
Klich nie zagrał u Felixa Magatha ani razu przez półtora roku. Mimo że szkoleniowiec chwalił zawodnika za dobre przygotowanie kondycyjne i techniczne, nie wziął go nawet ani razu na ławkę rezerwowych.
Przeprawy z Magathem miał także Jacek Krzynówek. Były reprezentant Polski był zawodnikiem mistrzowskiego Wolfsburga z sezonu 2008-09. Z tym, że nagle Magath odwrócił się od naszego gracza. - Dochodziło do tego, że jadąc na trening zastanawiałem się, czy mojej szafki w szatni nie zajął już ktoś inny - opowiada Krzynówek.
- Początki mieliśmy nawet bardzo dobre. Magath dołączył do Wolfsburga po sezonie, latem. Rozmawiałem z nim telefonicznie z Azerbejdżanu, po spotkaniu reprezentacji. Wydłużył mi urlop o tydzień, super się nam gadało. Po wakacjach przyjechałem na obóz i menadżer przekazał, że Magath ma mnie za aroganta - po latach Krzynówek dalej się dziwi.
Krzynówek szczególnie zapamiętał pierwszy trening po świętach Bożego Narodzenia. - Zbiórka: 8 rano w szatni. 90 minut ciągłego biegu. Prysznic. Po nim podział na dwie grupy. Turniej halowy. Proszę mi wierzyć, ze zmęczenia wchodziłem dwa dni tyłem po schodach - śmieje się.
Maradona kręcił nosem
U niemieckiego szkoleniowca trenował także Paweł Kryszałowicz. Doszło do zabawnej sceny, bo na meczu Eintrachtu Frankfurt w 2001 roku nieoczekiwanie pojawił się Diego Maradona.
Argentyńczyka spotkał na trybunie VIP były selekcjoner polskiej kadry, Jerzy Engel, oglądający Kryszałowicza przed mundialem w Korei i Japonii. Engel zamienił z Maradoną kilka zdań. Gdy legendarny piłkarz dowiedział się, kogo Polak obserwuje, krótko to skomentował: "Numer 9? Jest naprawdę ociężały".
Był to pewnie efekt morderczych zajęć u Magatha, choć Kryszałowicz je sobie chwalił. Wspominał za to, jak niektórzy jego koledzy wymiotowali w lesie ze zmęczenia. Były napastnik czasem się nawet nie przebierał po zajęciach tylko szedł prosto do łóżka spać. Przyznaje, że półtorej godziny skakania na skakance mogło zmęczyć.
- Specyficzny trener ze specyficznymi metodami pracy, ale ta jego koncepcja prowadzenia zespołu sprawdziła się w wielu drużynach: Stuttgarcie, Bayernie Monachium, Wolfsburgu. Może byłem lekko toporny, ale jeżeli chodzi o przygotowania u Magatha - miałem po nich najlepszy rok w karierze - komentuje "Kryszał".
Przejażdżka rowerkiem
Klich raz wyszedł przed szereg i słono za to zapłacił. - Po jednym z pierwszych treningów bolały mnie ścięgna Achillesa. Pytałem kolegów z zespołu, co zrobić, czy powiedzieć o tym trenerowi. Odradzali, ale odważyłem się. Trener zareagował całkiem fajnie. Odparł, żebym się nie martwił. Zdecydował, że po południu nie będę trenował z drużyną, tylko poćwiczę na rowerku. Pomyślałem: "Fajny gość".
- Z trenerem od przygotowania fizycznego jechaliśmy i jechaliśmy, a droga się nie kończyła. Nie mówił mi, ile to jeszcze potrwa i dokąd zmierzamy, bo Magath mu zabronił. Dojechaliśmy w końcu do jakiejś miejscowości. Trener wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie. Pytam: "Co ty robisz?" Odpowiedział: "To dla Felixa, żeby wiedział, że dojechaliśmy". Wycieczka trwała 4,5 godziny, zrobiliśmy wtedy 100 kilometrów - opowiada Klich.
Ale współpracę z Magathem również podsumowuje na plus. Magathowi trzeba oddać, że wcześniej uratował przed spadkiem cztery niemieckie kluby (HSV, Eintracht, Stuttgart, Wolfsburg) i osiągnął wielki sukces z Wolfsburgiem, jakim było wygranie Bundesligi. - Nigdy się nie poddałem, nie wymiękłem na treningu. Myślę, że to wszystko zaowocowało w przyszłości, pomogło mi. Nie dałem się złamać - mówi zawodnik, który obecnie regularnie występuje w Premier League.
Walka o byt
Hertha Berlin po 26. kolejkach Bundesligi traci dwa punkty do bezpiecznej strefy. Tamtejsi kibice śmieją się, że w końcu i piłkarze skorzystają ze schodów na Stadionie Olimpijskim. Jest ich dokładnie 83. Być może takiego bata nad głową jak Magath potrzebował zespół. W Herthcie od lat niczego nie brakuje. Są wysokie kontrakty, świetne do życia miasto, a prezesi wpompowali w zespół prawie 400 milionów euro przez dwa lata. Czas, by drużyna dała coś w końcu od siebie.
Świetne informacje ws. Roberta Lewandowskiego
Była gwiazda Legii o meczu Rosja - Polska. "Popieram was"