El Clasico rozpala kibiców niezależnie od różnicy punktowej w tabeli między Realem Madryt a Barceloną. W tym sezonie jest ona ogromna (15 punktów), ale w ostatnich tygodniach obie ekipy grają futbol na najwyższym poziomie. Dlatego czeka nas naprawdę wyjątkowe spotkanie. Może to być show z innej planety, w którym główne role odegrają młodzi, gniewni, a talentów w obu ekipach jest sporo.
O sytuacji obu drużyn, atmosferze i przewidywaniach na El Clasico porozmawialiśmy z Mateuszem Święcickim, komentatorem Eleven Sports. Będzie pracował przy niedzielnym meczu.
Marcin Borciuch, WP SportoweFakty: Od czasu El Clasico w styczniu Barcelona zanotowała widoczny gołym okiem progres. Wydaje się, że Real też jest w innym miejscu. Możemy zatem nastawiać się na najlepszy klasyk w tym sezonie?
Mateusz Święcicki, dziennikarz Eleven Sports: Z klasykiem jest tak, że widziałeś już dziesiątki tych meczów, a za każdym razem czujesz się, jakbyś podchodził do niego po raz pierwszy. Ostatni mecz między Realem i Barcą, który zresztą transmitowaliśmy w Eleven Sports w ramach Copa del Rey, był znakomity. Jeśli to jest miara podstawowa, to nie miałbym nic przeciwko powtórce. Poziom dramaturgii, konkurencyjność obu drużyn, walka, pięć goli. Jakby Elon Musk wsadził ich w rakietę i kazał grać na innej planecie, pewnie też stworzyliby show. Tu nie chodzi o miejsce, tu chodzi o klasyk.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski zrezygnował z olbrzymich pieniędzy. "Od razu rozpętała się burza"
Masz na koncie kilka skomentowanych El Clasico. Przed każdym jest inna atmosfera? Jaka jest teraz?
Kiedyś Robert Lewandowski mi powiedział, że nie ma nic gorszego niż przegrzanie się. Im więcej myślisz, tym gorzej później wypadasz. Na boisku i antenie. Do wylotu żyłem dniem powszednim, zresztą piłka serwuje nam tyle meczów, że to co jest pojutrze wydaje się bardzo odległą perspektywą. Adrenalina pojawia się już na miejscu, nie da się tego poczuć na odległość. Choć rozwój technologii, zmiany w sposobie relacjonowania widowiska, studia na murawie, komentarz ze stadionów, nowe kamery mają na celu zabranie widza jak najbliżej. Naszym celem jest sprawienie, by ktoś w polskim miasteczku choć trochę poczuł, że jest w epicentrum wydarzeń.
Da się wytypować faworyta?
Przy problemach zdrowotnych Karima Benzemy sytuacja ze wskazaniem jasnego faworyta jest problematyczna. W różnych epokach jeździłem do Madrytu i Barcelony. Było tak, że to "Blaugrana" poniewierała Real, Santiago Bernabeu oklaskiwało Andresa Iniestę, innym razem Luis Suarez kompletował hat-tricka, a Julen Lopetegui był zwalniany. Był też klasyk z wywieszaniem prania przez Leo Messiego i bramką, która zgasiła światło w Madrycie. Ale ostatnie lata to pewien kompleks niższości Barcy, która walczy o ucieczkę z nakręcającej się spirali przegranych klasyków. Zmierzam do tego, że to mecz, w którym wskazanie faworyta bywa pułapką. Później wychodzimy na idiotów, bo nas wynik brutalnie weryfikuje. No, to moim zdaniem Real wygra 2:1. Wrócimy do tego w piękny, prawie już wiosenny wieczór w Madrycie.
Co przemawia dzisiaj za wygraną Realu?
Za Realem przemawia to, że jest Realem. Po prostu.
Jakie argumenty ma Barcelona Xaviego? Może czymś zaskoczyć, przechytrzyć Real?
Barcelona jest mniej stabilna, mam wrażenie, że bywa wciąż zerojedynkowa i dzięki temu też atrakcyjna dla kibica. Zestawmy wyniki obu drużyn, od kiedy Xavi wszedł na pokład. Jadą w jednym wagonie, może nawet siedzą obok siebie, w pierwszej klasie. Różnice są niewielkie. Goście mają atut, którego może zazdrościć im pół Europy. Mają dzieciaki w składzie. A jak mówił Sir Alex Ferguson: "Bez dzieciaków nic nie wygrasz". To może być ich wieczór. Wielkie gwiazdy Barcelony w XXI wieku, by legitymizować się przed milionami swoich fanów, musiały rozegrać co najmniej jeden niezapomniany, indywidualny występ na Bernabeu. Byli tacy, którzy mieli ich kilka, może nawet kilkanaście. Od Ronaldinho, przez Messiego, Iniestę, Suareza, Xaviego także. Może teraz czas na kolejne pokolenie?
Młode talenty zadecydują o wyniku El Clasico?
To mecz indywidualności. Mają takie kapitały, poziom, technikę, formę, że oni zrobią różnicę.
Jaki może być zatem scenariusz tego spotkania?
Dziennikarz sportowy to taki gość, który musi powiedzieć, co się wydarzy, a później wytłumaczyć dlaczego to się nie sprawdziło. Ja mam dobry pomysł. Robimy takie napięcie jak w kultowej, długiej scenie filmu "Bękarty Wojny", gdzie w barze dochodzi do takiej eskalacji emocji, że chcesz, żeby już skoczyli sobie do gardeł. Wszystko rozstrzygnie się w ostatnich minutach, gol dla Realu na 2:1. Wytłumaczenie, dlaczego to się nie sprawdziło, przygotuję w niedzielę wieczorem.
Czytaj też:
Poważne osłabienie Realu
Barcelona chce kupić wychowanka Realu