Odejście Leo Messiego, 1,5 miliarda euro długu, fatalne wyniki w lidze, odpadnięcie z Ligi Mistrzów już po fazie grupowej. Zaledwie kilka miesięcy temu tak wyglądała rzeczywistość Barcelony, której przewidywano długoletni kryzys sportowy, finansowy i nieprędki powrót do europejskiej czołówki.
Jak więc to możliwe, że już wiosną 2022 roku doniesienia katalońskiej prasy o planach sprowadzenia Roberta Lewandowskiego, najlepszego piłkarza świata FIFA, nie brzmią wcale irracjonalnie? Szanse na pojawienie się wybitnego polskiego napastnika na Camp Nou w bordowo-granatowej koszulce wcale nie są takie małe.
Przez kilka ostatnich miesięcy prezydent klubu Joan Laporta zrobił wiele, by uchronić Blaugranę od wieloletniej zapaści.
ZOBACZ WIDEO: Mocne sparingi Polaków przed mundialem w Katarze. "Trochę się tych meczów boję"
Wyjście z czarnej dziury
- Czytałem o tych długach i prawie się zakrztusiłem - mówił Karl-Heinz Rumennigge, gdy dowiedział się o gigantycznych problemach finansowych Barcelony. Podobnie zareagowało środowisko piłkarskie na całym świecie. Nikt nie mógł zrozumieć, jak były prezydent klubu Josep Maria Bartomeu mógł doprowadzić finanse klubu do takiej degrengolady.
Początkowo mówiło się o kwocie 1,2 mld euro, później zadłużenie wzrosło o kolejne 300 milionów euro. Taką sytuację zastał Joan Laporta po wygraniu wyborów na prezydenta klubu. Gdy doszły do tego fatalne wyniki Barcelony za kadencji Ronalda Koemana i odejście Leo Messiego do Paris Saint-Germain, przyszłość drużyny rysowała się jedynie w ciemnych barwach.
Jak, mając ogromne zadłużenie, problemy z rejestrowaniem nowych piłkarzy i kominy płacowe w zespole, choćby wiecznie kontuzjowanego Samuela Umtitiego (20 mln euro rocznie!), można było widzieć światełko w tunelu?
A jednak zimą do Barcelony dołączyli Ferran Torres, Adama Traore, Pierre-Emerick Aubameyang. Pozyskano ich sposobem (wypożyczenie lub transfer za darmo), jednak pierwszy kosztował aż 55 milionów euro! Czary?
Życie na kredycie
Odpowiedzią na ostatnie i planowane na najbliższą przyszłość transfery Barcelony są pożyczki. Już w sierpniu Laporta ogłosił zawarcie porozumienia z doradcą finansowym Goldman Sachs, który pożyczył klubowi 455 milionów euro (plus kolejne 140 do renegocjacji) na okres 10 lat.
Do tego wybitną pracę wykonał dyrektor sportowy Mateu Alemany, który doprowadził do odejścia piłkarzy zarabiających duże pieniądze, ale nie dających drużynie odpowiedniej jakości na murawie. Z Camp Nou pożegnali się m.in. Miralem Pjanić i Antoine Griezmann, do tego podpisano korzystną dla klubu nową umowę ze wspomnianym Umtitim, rozkładając wypłatę jego pensji w czasie.
To pozwoliło na uporanie się z finansowym fair-play i rejestrację nowych zawodników, którzy okazali się kluczowi dla Barcelony w ostatnich dwóch miesiącach.
W marcu Barca pozyskała też nowego sponsora, którego logo pojawi się wkrótce na koszulkach. Dzięki umowie ze Spotify do kasy klubu wpłynie łącznie przez cztery lata aż 310 mln euro. Szwedzka firma dostała też prawa do nazwy stadionu, który od sezonu 2022/2023 będzie nosił nazwę Spotify Camp Nou (WIĘCEJ TUTAJ).
To nie koniec. Laporta i jego najbliżsi współpracownicy wciąż negocjują warunki pożyczki z CVC Capital Partners. Brytyjski fundusz miałby przekazać 270 milionów euro, co przełożyłoby się na 75 mln w funduszu płacowym klubu. Kolejne 350 mln może wpłynąć ze sprzedaży 49 procent praw do projektu Barca Studios (z możliwością ich odkupienia).
Poważne pieniądze w drodze
Według katalońskiej prasy, nowe umowy mogą wzmocnić budżet Barcelony o blisko 900 milionów euro. Oczywiście, tylko część z tych pieniędzy byłaby przeznaczona na pierwszy zespół i możliwe transfery. To i tak jednak może pozwolić na solidne wzmocnienia.
Nie jest tajemnicą, że latem do zespołu Xaviego Hernandeza trafi z AC Milan Franck Kessie, bardzo blisko tego jest też Andreas Christensten z Chelsea. Kto wie, czy nie w pakiecie z Antonio Ruedigerem. Najwięcej emocji wzbudza jednak nazwisko Roberta Lewandowskiego.
Kontrakt Polaka z Bayernem Monachium obowiązuje do 30 czerwca przyszłego roku i jest coraz mniej prawdopodobne, że zostanie przedłużony. Dla Bawarczyków nasz rodak jest jednak cenniejszy niż kilkadziesiąt milionów euro, jakie mogą na nim zarobić podczas najbliższego okna transferowego.
Co jednak na transfer do Barcelony będzie chętny sam zainteresowany, a tak sytuację przedstawiają znani i dobrze poinformowani dziennikarze? Z niewolnika nie ma pracownika i Bayern będzie musiał się z nim dogadać pamiętając, że w 2014 roku nie zapłacił za Polaka ani jednego euro. Oczywiście, tylko oficjalnie.
Ile trzeba zapłacić za Lewandowskiego?
Według ostatnich doniesień Barca może zaproponować Lewandowskiemu około 10 mln euro za sezon, czyli zarobki miej więcej na poziomie Memphisa Depaya (WIĘCEJ TUTAJ). To ponad dwa razy mniej, niż nasz rodak zgarnia rocznie w Bayernie, jednak i tak o wiele więcej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać jeszcze kilka miesięcy temu.
Jeśli do transferu miałoby dojść tego lata, wicelider La Liga musiałby zapłacić co najmniej 50 milionów euro. Jak na Barcelonę, pieniądze bardzo duże. Jak na klasę, formę i zdrowie Lewandowskiego, promocja.
Pozyskanie Lewandowskiego byłoby ogromnym wzmocnieniem drużyny, ale i wybitnym strzałem marketingowym. Barcelona pokazałaby światu, że mimo problemów, przekonuje do gry u siebie najlepszego napastnika świata.
W najbliższych dniach ma dojść do spotkania Piniego Zahaviego, agenta polskiego snajpera z Joanem Laportą.
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)