To jeden z najbardziej rozpoznawalnych graczy reprezentacji Polski ostatnich lat. Kamil Grosicki na szerokie wody wypłynął w Białymstoku, skąd później ruszył w świat. To właśnie bowiem prosto z Jagiellonii trafił do Sivassporu, co było początkiem jego długiej, dziesięcioletniej przygody w zagranicznym futbolu.
Czas obecności piłkarza w Białymstoku obfitował w arcyciekawe wydarzenia pozaboiskowe. Wraz ówczesnym prezesem klubu, a obecnie szefem PZPN Cezarym Kuleszą szybko znaleźli wspólny język. Sam Grosicki nazywał później Kuleszę drugim ojcem.
Pojawiały się jednak poważne zgrzyty. Jedna z przytaczanych przez "Przegląd Sportowy" sytuacji rozgrywa się, gdy Grosicki spotkał się wraz z drugim trenerem Jagielloni - Dariuszem Czykierem. Panowie ruszyli w miasto, lał się alkohol, a później wizyta w kasynie. O wszystkim dowiedział się Kulesza, który złapał Grosickiego w centrum miasta i zrobił mu awanturę na ulicy. Dostało się też Czykierowi.
- A ja wyleciałem z roboty. - powiedział Czykier w "Przeglądzie Sportowym". - Kamil osaczony i przerażony krzyczał tylko: "Panie Czarku! Panie Czarku!" Dziś się z tego śmieję, a było groźnie, bo ja ze strachu zamknąłem się w aucie kolegi i leżałem "na płasko", by nie zostać zauważonym. Mimo wszystko wiem, że w przekroju całego pobytu "Grosika" w Białymstoku Czarek Kulesza mocno mu pomógł. Nie pozwolił, by chłopak utonął - dodał.
Relacja Grosickiego i Kuleszy nadal jednak pozostają bardzo dobre, mimo że od odejścia Grosika z Jagiellonii minęło już ponad 10 lat.
Czytaj więcej:
Niepokojące informacje dot. Arkadiusza Milika
Sensacja w Premier League! Drużyna Jakuba Modera szokuje
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: awantura na boisku. Trener posunął się za daleko