Przez 90 minut Anglicy mieli zdecydowanie więcej sytuacji, ale wykorzystali tylko dwie z nich, natomiast Villarreal CF nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę. W 53. minucie Liverpool FC objął prowadzenie po centrze Jordana Hendersona i niefortunnej interwencji Pervisa Estupinana. Kilkadziesiąt sekund później Sadio Mane postawił kropkę nad "i".
Podopieczni Juergena Kloppa wypracowali sobie dwubramkową zaliczkę na Anfield i przystąpią do rewanżu w dobrych nastrojach. Kapitan Liverpoolu podsumował środowy mecz Ligi Mistrzów przed kamerami "BT Sport".
- Wiedzieliśmy, że mają dobrze zorganizowaną drużynę i utrudnią nam życie. Musieliśmy robić swoje. Wierzyliśmy, że ich pokonamy i zrobiliśmy to. Przy pierwszym golu mieliśmy trochę szczęścia. Później kibice nas ponieśli. Przez większą część meczu graliśmy naprawdę dobrze. Piłka wciąż jest w grze, przed nami ciężki mecz w Hiszpanii - podkreślił Henderson.
Po ostatnim gwizdku Szymona Marciniaka swoimi odczuciami podzielił się też Andrew Robertson. Szkocki obrońca był bliski szczęścia w 64. minucie. Jego gol nie został uznany, ponieważ sędzia zasygnalizował spalonego.
- Po pierwszym golu nabraliśmy rozpędu. Dzisiaj atmosfera na Anfield była niesamowita. To półfinał Ligi Mistrzów. Jeśli nie dasz rady biegać przez 90 minut w meczu tej wagi, to kiedy możesz to zrobić? Graliśmy na dużej intensywności, choć mamy napięty terminarz. Jesteśmy szczęśliwi, lecz mamy jeszcze pracę do wykonania - dodał Robertson.
Czytaj także:
Szturm Liverpoolu opłacił się. Wstrząs trwał trzy minuty
Zadali dwa ciosy w dwie minuty. Tak Liverpool wyszedł na prowadzenie [WIDEO]
ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". Żaden Polak nie dokonał tego co Lewandowski. Ten rekord może przetrwać wieczność