Mino Raiola, jeden z najpotężniejszych agentów w piłkarskim świecie, zmarł w wieku 54 lat.
Jeśli chodzi o polskich piłkarzy, to nie miał ich zbyt wielu pod swoimi skrzydłami. Jak wiadomo, reprezentował przez kilka lat Bartosza Salamona, organizując mu transfer do AC Milan.
Okazuje się jednak, że ten Włoch wychowany w Holandii pomagał też Markowi Koźmińskiemu. Zresztą, później wzajemnie sobie pomagali, ręcząc za siebie w różnych sytuacjach.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Jak poznał pan Mino Raiolę?
Marek Koźmiński, były gracz Hutnika, Udinese, Brescii, Ancony, PAOK-u Saloniki, Górnika Zabrze, były reprezentant Polski i wiceprezes PZPN:
To było w latach 90. Mino zaczynał się wtedy bawić w menedżerkę, a mówię "bawić", bo to wtedy była zabawa w porównaniu z późniejszymi latami. Raiola pojawił się kiedyś w Udinese z jakimś piłkarzem, nie pamiętam już nazwiska tego gracza. A ja wtedy byłem właśnie zawodnikiem tego klubu. Mino "kręcił się" już wtedy przy włoskiej piłce. Latem 1997 roku zaproponował mi przejście z Udinese do Brescii. I ten transfer się dokonał. Natomiast do dwóch kolejnych z udziałem Raioli ostatecznie nie doszło. Choć było blisko.
ZOBACZ WIDEO: Piekielnie ważny miesiąc dla Milika. "Dwa cele są proste"
Mowa o Ajaksie Amsterdam i Olympiakosie Pireus, tak?
Dokładnie. Co do Ajaksu to wybraliśmy się obaj do Amsterdamu, spędziłem tam wtedy dwa tygodnie. Ajax potrzebował piłkarza na moją pozycję, ale ostatecznie postawili na Rumuna Cristiana Chivu. Natomiast jeśli chodzi o Olympiakos Pireus, to z Grekami nie dogadaliśmy się ekonomicznie. To była końcówka lat 90.
To wszystkie pana związki z Raiolą?
Nie, nie. Było tego więcej. Choćby kwestia Pepa Guardioli, z którym grałem w Brescii. Mino Raiola poprosił mnie, aby szepnąć Guardioli kilka ciepłych słów o nim. Skontaktowałem ich, wiem, że rozmawiali, a potem robili interesy. To były bardzo ciekawe lata, bo tak się składa, że znałem wtedy wielu ważnych ludzi. Tylko nie mówię tego po to, żeby się tym chwalić, choć widzę, że niektórzy tak robią, nawet jeśli znali Mino powierzchownie. No, ale mniejsza o to.
Natomiast co do mnie, to skojarzyłem Raiolę z jeszcze z kilkoma osobami, które potem tworzyły sztab jego zaufanych współpracowników. Jak choćby słynny prawnik, Luca Ferrari, topowy specjalista w kwestiach sportowych. Tak samo było z Gabriele Tubaldo, który miał potężne koneksje w Brazylii. A był czas, że dla Raioli Brazylia była bardzo ważnym rynkiem.
W jakimś sensie więc przyczyniłem się do skompletowania jego sztabu. Zresztą Mino namawiał mnie, aby iść w stronę menedżerki, miałbym możliwość współpracowania z nim. Ale miałem inne plany po zakończeniu kariery. Choć Raiola pomógł mi na przykład w przypadku Górnika Zabrze.
Górnika Zabrze?!
Tak. Gdy zarządzałem klubem, to, jak może niektórzy pamiętają, pojawili się u nas piłkarze związani z Interem Mediolan. Zresztą, mieliśmy niemal zaklepanego Gorana Pandewa, który miał przyjść do nas z Interu na wypożyczenie. Precyzując, miało przyjść ich dwóch: Aco Stojkow i właśnie Pandew. Ten pierwszy do nas trafił, ale drugi w ostatniej chwili wybrał wypożyczenie do niższej ligi włoskiej.
A jaka była w tym rola Raioli?
To było wiele lat temu, u nas wyglądało to wszystko inaczej niż teraz. A w takiej sytuacji kilka ciepłych słów kogoś kto ma duże wpływy miało znaczenie. Jeśli Raiola powiedział komuś "Ta Polska nie jest taka zła, może warto tam spróbować" to na pewno było łatwiej wtedy podziałać. Ja o nim mówiłem to samo. Gdy dzwoniłem do Guardioli, żeby zapytać, czy porozmawia z Raiolą, to też ręczyłem za profesjonalizm Mino.
Kiedy ostatni raz rozmawialiście?
Kilka lat temu. Pytał mnie o jednego polskiego zawodnika, mniejsza już o nazwisko. Ale z Raiolą było jak z przyjacielem, z którym nie rozmawiałeś przez kilka lat, a i tak wiedziałeś, że zawsze od ciebie odbierze albo oddzwoni. Bardzo żałuję, że odszedł tak wcześnie. No, ale jego problemy ze zdrowiem ciągnęły się już od dłuższego czasu.
Niestety, pokonał go rak płuc. Swego czasu to był nałogowy palacz. Można powiedzieć, że dwie paczki "czerwonych" papierosów to mu schodziły do śniadania. No i generalnie nie prowadził się zbyt sportowo, w sensie sylwetki. Delikatnie mówiąc, za spacerami to raczej nie przepadał. Niemniej niezmiernie go szkoda, tylko 54 lata... Ledwie cztery lata starszy ode mnie. Odszedł topowy agent, absolutna światowa czołówka. Ale przede wszystkim fajny człowiek.
Tylko że sam o sobie mówił, że był kawałem skurczybyka...
Był wręcz bezczelny, ale równocześnie otwarty i lojalny. Jeśli robił z kimś interes, to się trzymał tej jednej opcji. Słynne były przecież jego historie i przepychanki w sprawie Pogby. Raz reprezentował Pogbę i Juventus, a innym razem Pogbę i Manchester United.
Uchodził za drapieżnego menedżera.
Można powiedzieć, że był drapieżny, ale dla dobra swojego klienta. To nie był gość, który miałby 50 graczy, to nie była fabryka reprezentująca piłkarzy. Miał swoich wybranków, pewnie nie więcej niż kilkunastu. Zresztą, uczestniczyłem w jednym z pierwszych jego spotkań z Ibrahimoviciem. "Ibra" i Pogba - to były jego wizytówki. No i ostatnio jeszcze Haaland.
Jego relacje z piłkarzami wykraczały poza stosunki menedżer - zawodnik. Jak się go raz pokochało, to zostawał już członkiem rodziny. Nie był tylko od kontraktów, ale i od inwestycji, najczęściej zresztą udanych. Potrafił też opierniczać zawodników za życie prywatne, jeśli coś według niego było w nim nie tak. Vide jego utarczki z Balotellim.
Nie przymilał się do piłkarzy, byle tylko ich złapać na umowę. Proponował współpracę, ale na jego warunkach. Tyle że te warunki dla tych graczy były bardzo dobre. Jeszcze raz powtórzę: bardzo fajnie wspominam Mino, zawsze było z nim wesoło. To były ciekawe czasy. Szkoda, że odszedł w wieku ledwie 54 lat. Natomiast żył pełnią życia i można powiedzieć, że on przez te 54 lata przeżył tyle, ile niejeden nie przeżył przez sto.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Joachim Marx: We Francji czuje się strach
Polacy rozglądają się za nowymi klubami