- Myślę, że nie jest łatwo to wytłumaczyć. Gdy wszyscy myśleli, że mecz jest praktycznie rozstrzygnięty, wystarczył mały szczegół, dobra kombinacja i gol Rodrygo. Włożyliśmy w to całą energię, jaką mieliśmy - rozpoczął konferencję prasową trener Carlo Ancelotti.
Real Madryt ponownie dokonał praktycznie niemożliwego. W pierwszym meczu półfinału Ligi Mistrzów przegrał z Manchesterem City 3:4, a w rewanżu do 89 minuty przegrywał 0:1. Wtedy potrzebował dwóch bramek, aby myśleć o dogrywce, a potem ewentualnym zwycięstwie.
Dla Królewskich nie ma jednak rzeczy niemożliwych. W 90. minucie z linii końcowej zagrywał Karim Benzema, a Rodrygo Goes z kilku metrów trafił na 1:1. Sędzia doliczył do 2. połowy sześć minut. Wystarczyło niespełna 60 sekund, a Real za sprawą Rodrygo prowadził.
ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". Żaden Polak nie dokonał tego co Lewandowski. Ten rekord może przetrwać wieczność
- To był fantastyczny wieczór. To prawda, że graliśmy z bardzo mocnymi ekipami, które na początku sezonu były wymieniane jako kandydaci do wygrania Ligi Mistrzów, czyli PSG, Chelsea i Manchester City. Teraz mamy kolejnego takiego rywala, czyli Liverpool Jak to wytłumaczyć? Nie wiem... Uważam, że wielka część zasług należy do zawodników, a potem do kibiców, którzy pchają graczy do walki - dodaje włoski szkoleniowiec.
Ancelotti już w 2014 roku wygrał Ligę Mistrzów z Realem Madryt. Teraz na jego drodze stanie Liverpool, a wielki finał zaplanowany jest na 28 maja.
- Świetnie znam Juergena Kloppa, to wielki trener, wiele razy się mierzyliśmy. Mam wielki szacunek dla niego, jego sztabu i jego drużyn. Myślę, że to będzie fantastyczny finał z dwoma ekipami o innych charakterystykach - kończy Ancelotti.
Zobacz także:
Liga Mistrzów ma nowego króla. Wyrównał osiągnięcie Roberta Lewandowskiego
"Dom Wariatów w Madrycie". Szaleństwo po awansie Realu