W tym artykule dowiesz się o:
Większość europejskich selekcjonerów może zazdrościć Adamowi Nawałce takiego bólu głowy, jak opiekun Biało-Czerwonych ma przy obsadzie bramki (nasz selekcjoner dysponuje kilkoma wysokiej klasy bramkarzami). Numerem jeden w reprezentacji jest Łukasz Fabiański, jego pierwszym zmiennikiem jest najlepszy bramkarz minionego sezonu Serie A, Wojciech Szczęsny (14 czystych kont!), a rywalizację uzupełnia inny czołowy golkiper włoskiej ekstraklasy, Łukasz Skorupski.
Nic nie wskazuje na to, by przed meczem z Rumunią trener Nawałka burzył hierarchię w bramce. Co prawda Szczęsny był w ostatnich miesiącach w wybitnej formie, co znalazło odzwierciedlenie w tym, że Juventus Turyn wytypował go na następcę Gianluigiego Buffona i lada dzień podpisze kontrakt ze Starą Damą. Z drugiej strony, Fabiański nie dał selekcjonerowi powodu do posadzenia na ławce - bronił regularnie w klubie i nie miał wahań formy, a w dotychczasowych meczach el. MŚ 2018 spisywał się bardzo dobrze.
Tu nie będzie niespodzianki - jeśli Łukasz Piszczek jest zdrowy, to prawa strona defensywy jest zarezerwowana dla niego. Ma za sobą świetny, najlepszy od lat sezon. Z Borussią Dortmund sięgnął po Puchar Niemiec, a w Bundeslidze strzelił pięć goli - tak skuteczny nie był od dziesięciu lat, gdy jeszcze jako napastnik występował w Zagłębiu Lubin. Świetnie grał też w ostatnich meczach el. MŚ 2018 z Rumunią (3:0) i Czarnogórą (2:1).
Piszczek miewał w trakcie sezonu drobne problemy zdrowotne, przez które stracił kilka spotkań, ale ma w nogach niemal tyle samo minut co przed Euro 2016, czyli 3494. To oznacza, że grał regularnie, ale nie jest przy tym mocno wyeksploatowany.
W spotkaniu z Rumunią z powodu kartek nie będzie mógł zagrać Kamil Glik, czyli szef formacji defensywnej. Kandydatami na jego zastępcę byli Thiago Cionek, Artur Jędrzejczyk, Marcin Kamiński i Igor Lewczuk, a selekcjoner postawi na tego pierwszego. To sprawdzony wariant - w jesiennych meczach z Danią (3:2) i Armenią (2:1) Cionek grał już w zastępstwie kontuzjowanego Michała Pazdana i spisał się bez zarzutu. Mało tego, w tym pierwszym spotkaniu 31-latek wypadł nawet lepiej niż Glik.
Mocną kandydaturą mogła być ta Jędrzejczyka, ale wtedy selekcjoner musiałby postawić na lewej obronie na Macieja Rybusa, który ma za sobą kompletnie nieudany sezon w Olympique Lyon, a wiosną prawie w ogóle nie grał. Lewczuk natomiast rozegrał bardzo dobry sezon w Bordeaux, ale choć gości niemal na każdym zgrupowaniu kadry, Adam Nawałka po raz ostatni skorzystał z jego usług... w styczniu 2014 roku. Z kolei Kamiński to nowa twarz w kadrze i póki co ma zebrać doświadczenie, a nie zastępować lidera.
Pod nieobecność Kamila Glika to właśnie on będzie liderem defensywy Biało-Czerwonych. To, jak sprawdzi się w tej roli, jest wielką niewiadomą, ponieważ do tej pory występował tylko u boku obrońcy Monaco, ale jako szef defensywy Legii Warszawa radzi sobie znakomicie. Stołeczna ekipa obroniła mistrzostwo Polski, a na finiszu sezonu Pazdan był jednym z jej najlepszych zawodników i miał duży wpływ na to, że po długim pościgu warszawianie zostali liderem Lotto Ekstraklasy i obronili tytuł.
Może i wiosną nie był w formie, którą prezentował podczas Euro 2016 i jesienią, ale Adam Nawałka nie rezygnuje łatwo z zawodników, którzy w przeszłości nie zawiedli jego zaufania - trudno przypomnieć sobie mecz kadry, w którym Jędrzejczyk zagrał poniżej oczekiwań. Ponadto dla "Jędzy" nie ma rozsądnej alternatywy, bo Maciej Rybus wiosną w zasadzie nie grał w Olympique Lyon.
Może i 27-latek ma za sobą koszmarny sezon w Paris Saint-Germain, a po zimowej przerwie wiosną wystąpił tylko w trzech meczach paryskiego zespołu, ale w reprezentacji Polski to piłkarz-instytucja. Przed marcowym meczem z Czarnogórą Adam Nawałka dał jasno do zrozumienia, że postawi na Krychowiaka mimo fatalnego położenia, w jakim ten znalazł się w drużynie klubowej.
W Podgoricy ostatecznie nie zagrał z powodu urazu żebra, ale teraz nic nie zablokuje jego występu. Krychowiak jest fundamentem, wokół którego zbudowana jest druga linia Biało-Czerwonych, czyli formacja będąca wizytówką zespołu Adama Nawałki. Dość powiedzieć, że do spotkania z Czarnogórą był jedynym zawodnikiem, który wystąpił od pierwszej do ostatniej minuty w każdym z 19 wcześniejszych meczów o punkty za kadencji obecnego selekcjonera.
W Podgoricy Karol Linetty musiał zastąpić Grzegorza Krychowiaka, a teraz wystąpi u jego boku. 22-latek ma za sobą świetny debiutancki sezon w Serie A. Był podstawowym zawodnikiem Sampdorii Genua i najczęściej odbierającym piłkę piłkarzem włoskiej ekstraklasy. W ciągu roku Linetty zrobił olbrzymi postęp - 12 miesięcy temu przegrywał rywalizację z Tomaszem Jodłowcem i Krzysztofem Mączyńskim, a teraz stoi w hierarchii zdecydowanie wyżej od nich. Tego pierwszego nie ma nawet na zgrupowaniu, a drugi musi pogodzić się z rolą rezerwowego.
W sprawie byłego kapitana reprezentacji Polski mamy dwie dobre wiadomości. Po pierwsze, nic mu nie dolega, co ostatnio w jego przypadku nie było oczywistością. Po drugie, w sezonie grał regularnie pierwszy raz od trzech lat. Wystąpił w 30 z 39 spotkań Wolfsburga i zaliczył w nich trzy asysty. Ma w nogach blisko dwukrotnie więcej minut (2338) niż przed Euro 2016 (1301). Niedawne pogłoski o końcu Błaszczykowskiego były mocno przesadzone.
Na Euro 2016 rozczarował, ale jesienią Adam Nawałka dał mu drugą szansę, którą 23-latek z Napoli w pełni wykorzystał. W dotychczasowych meczach eliminacji grał tak, jak się od niego oczekuje i kilka razy mocno błysnął - wystarczy wspomnieć choćby jego asystę przy golu Łukasza Piszczka w marcowym spotkaniu w Podgoricy.
Letni transfer do Napoli przyspieszył jego rozwój. Warto wspomnieć, że Zieliński ma za sobą sezon życia: w Serie A strzelił pięć goli i zaliczył siedem asyst - nigdy wcześniej nie miał tak dużego wkładu w zdobycz swojego zespołu. A na boisku spędził mniej minut niż w poprzednim sezonie w barwach Empoli.
W pierwszym półroczu przeżył huśtawkę nastrojów. Najpierw spełnił marzenie o występach w Premier League i udanie wprowadził się do ulubionej ligi, ale w maju musiał przełknąć gorycz spadku z angielskiej ekstraklasy. Na zgrupowanie kadry przyjechał jednak pełen energii i nikt nie ma wątpliwości, że znów będzie motorem napędowym Biało-Czerwonych. Listopadowy mecz z Rumunią był jednym z najlepszych w jego karierze, a bramka, którą zdobył po solowym rajdzie, przejdzie do historii polskiej piłki.
- Tamten gol był moim najładniejszym w życiu. Czasem udają się takie akcje, ale chodzi o to, żeby robić to regularnie, a nie raz na kilka miesięcy. Chcę już zaśpiewać hymn, zagrać dla Polaków, zobaczyć barwy. Mnie to zawsze kręci i zawsze będę z tego dumny - stwierdził w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO Radosław Majdan i Dariusz Tuzimek komentują mistrzostwo Polski Legii Warszawa
I wreszcie on. Na zgrupowanie przed meczem z Rumunią przyjechał po sezonie życia, w którym strzelił aż 51 goli, w tym osiem w zaledwie pięciu meczach el. MŚ 2018. Z drugiej strony "Lewy" to najbardziej wyeksploatowany spośród wszystkich reprezentantów Polski - w minionym sezonie spędził na boisku aż 4471 minut.
W związku z tym selekcjoner dał swojemu asowi możliwość zregenerowania organizmu i kapitan na zgrupowaniu kadry pojawił się dopiero 5 czerwca. Indywidualne prowadzenie Lewandowskiego na zgrupowaniach reprezentacji i nakładanie na niego mniejszych obciążeń to sprawdzona metoda, którą Adam Nawałka stosuje od dawna. To się sprawdza, bo za kadencji obecnego selekcjonera "Lewy" strzelił aż 25 z 43 swoich bramek w drużynie narodowej.
Wobec tego, że Arkadiusz Milik wciąż nie jest w pełni formy po kontuzji kolana, Lewandowski będzie osamotniony w ataku, ale ostatnie mecze z Rumunią i Czarnogórą pokazały, że w systemie 1-4-2-3-1 Polska też potrafi sobie doskonale poradzić.