Doskonały występ Arkadiusza Moryty. Skrzydłowy inaczej jednak wizualizował sobie starcie z Telekomem Veszprem

Getty Images /  Martin Rose / Na zdjęciu: Arkadiusz Moryto
Getty Images / Martin Rose / Na zdjęciu: Arkadiusz Moryto

Osiem bramek i tytuł najlepszego zawodnika meczu - tak zakończyło się starcie z Telekomem Veszprem dla Arkadiusza Moryty. Polski skrzydłowy po raz pierwszy w karierze awansował do finału Ligi Mistrzów.

- Czuję się super, to był nasz cel - powiedział zawodnik. Szybko się jednak poprawił: - To znaczy celem jest zwycięstwo w finale, po to tutaj przyjechaliśmy, wykonaliśmy dopiero pierwszy krok - podkreślił 24-latek. - Veszprem zagrało bardzo dobrze i to były ciężkie zawody. Spodziewałem się trochę łatwiejszego meczu, myślałem, że od początku zagramy lepiej i już od pierwszych minut będziemy prowadzić. Tak to sobie wizualizowałem. Rywale zagrali bardzo dobrze i nie grało się z nimi łatwo - stwierdził.

Starcie od początku było niezwykle wyrównane, w pierwszej części meczu więcej inicjatywy przejęli Węgrzy, to oni kontrolowali boiskowe wydarzenia. Kielczanie jednak grali czujnie, nie dali się zdominować. W przerwie przeprowadzili poważną rozmowę, w drugiej połowie mocno rzucili się do walki.

- W obronie w pierwszej połowie byliśmy za mało agresywni. Straciliśmy dużo bramek z sektora centralnego właściwie bez bloku - a nawet jeżeli on był, to dopiero na szóstym, siódmym metrze. To sprawiało trudność naszym bramkarzom, odbijanie takich piłek nie jest łatwe. W pierwszej połowie było słabiej w obronie, ale powiedzieliśmy to sobie w szatni, w drugiej wyglądało to lepiej, straciliśmy mniej bramek z środka - analizował skrzydłowy.

[h2]ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie sceny możemy zobaczyć bardzo rzadko. Co tam się działo!

[/h2]
Arkadiusz Moryto zwrócił uwagę, że jego drużyna nabrała sporo doświadczenia w ciągu trzech lat, które minęły od ostatniego półfinału Ligi Mistrzów (przegranego z Telekomem Veszprem 30:33). - Nie wiem, czy wtedy po takiej pierwszej połowie byśmy się podnieśli i wygrali. A teraz jednak porozmawialiśmy trochę w szatni, trener dał nam trochę kosmetycznych poprawek, my też sobie powiedzieliśmy, co zrobić lepiej. To poskutkowało, po przerwie przerwie wyszliśmy na prowadzenie - podsumował zawodnik.

Momentami walka była naprawdę ostra, nikt się nie oszczędzał, na boisku była regularna bitwa. Sędziowie mieli sporo pracy, kilkukrotnie zresztą korzystali z wideo weryfikacji.

- Teraz jest ciężko niesportowe, brutalne faule, bo sędziowie mają powtórki i mogą sobie wszystko sprawdzić i zdecydować o karach. Tak wygląda piłka ręczna, tak się gra. Dzięki temu, że mamy wideo weryfikację, arbitrzy więcej widzą - powiedział zawodnik.

Po ostatnim gwizdku w kieleckim obozie wybuchła ogromna radość. Żółto-biało-niebiescy nie są jednak stuprocentowo usatysfakcjonowani - ich marzenia sięgają jeszcze wyżej.

- Radość jest, ale umiarkowana - przyjechaliśmy do Kolonii, żeby wygrać dwa mecze, a nie tylko jeden. Chwilę się cieszymy, później regeneracja, odpoczynek i w niedzielę bój - skwitował zawodnik Łomży Vive Kielce.

Czytaj też:
O tym zagraniu mówi cały świat. Co oni zrobili?!
Łomża Vive z wielkim zwycięstwem. Kielczanie zagrają w finale Ligi Mistrzów!

Komentarze (0)