Zawodnicy MMTS-u Kwidzyn mocno nastawiali się na pierwszy domowy mecz w sezonie, jednak nie sprostali faworytom. Tak naprawdę każde spotkanie jest dla nas bardzo ważne i każdy mecz chcemy wygrać. Nie ma znaczenia kto stoi po przeciwnej stronie. Różnica była jednak taka, że Azoty były skuteczne, a my byliśmy nieskuteczni. W pewnym momencie mieliśmy bilans 15-4 i co zagraliśmy, odbijaliśmy bramkarza. To był powód naszej porażki, bo nie da się wygrać meczu, gdy jest się tak nieskutecznym. To strasznie boli, bo nie uważam żebyśmy byli słabsi od przeciwnika. W pewnych fragmentach spotkania funkcjonowaliśmy dobrze, ale wciąż brakowało skuteczności - powiedział Bartłomiej Jaszka.
Po przerwie kwidzynianie zdołali zmniejszyć straty. - Rozmawialiśmy, że mecz kończy się po 60 minutach. 4-5 bramek straty nie powoduje tego, że jest przegrana. Zawsze będziemy walczyli do samego końca. Nasza skuteczność nie pozwoliła na zbliżenie się na więcej niż dwie bramki i tu wraca temat skuteczności, naszego ogromnego problemu - dodał trener MMTS-u.
Ze szkoleniowcem zgodził się też Bartosz Nastaj, którego bramki na początku drugiej połowy ożywiły spotkanie. - Azoty są mocne. To, że odeszło paru ważnych zawodników nie świadczy o tym, że są słabi. Przegraliśmy przede wszystkim mecz w ataku, 23 bramki to za mało, żeby wygrać i kłaniają się tu stuprocentowe sytuacje i nasza szybka gra w ataku, po których były kontry - ocenił szczypiornista MMTS-u.
Kilka razy kwidzynianie dochodzili do rywala. - Mogło się tak wydawać, bo doszliśmy ich, ale nie przyniosło to skutku. Z pośpiechu potraciliśmy piłki, Wojtek Borucki w bramce zrobił "wow" i tak skończył się mecz. Nas w pierwszej połowie trzymał Łukasz Zakreta, ale to za mało na Puławy - podsumował Bartosz Nastaj.
Czytaj także:
Strategiczna decyzja w klubie ze Szczecina
Popisowa połowa Piotrkowianina
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu