Męczarnie Polaków. Debiut Marcina Lijewskiego daleki od ideału

Reprezentacja Polski męczyła się w rywalizacji z Włochami. Mimo że w domowym starciu Biało-Czerwoni zwyciężyli siedmioma bramkami, to na terenie rywala okazali się minimalnie lepsi (31:29). Nie był to wymarzony debiut trenera Marcina Lijewskiego.

Jakub Fordon
Jakub Fordon
Kamil Syprzak WP SportoweFakty / Michał Mieczkowski / Na zdjęciu: Kamil Syprzak
Pierwszy mecz obu drużyn nie był lekki, mimo że udało się wygrać 30:23. Włosi stawiali opór i trzeba było czasu, by Biało-Czerwoni odskoczyli. Dlatego też wydawało się, że spotkanie na ich terenie będzie jeszcze trudniejsze. Nowy selekcjoner naszej kadry, Marcin Lijewski, nie dokonał rewolucji w składzie, zmiany były jedynie kosmetyczne.

Początek tego pojedynku należał do naszych szczypiornistów. Trzy trafienia na dzień dobry zanotował Szymon Sićko (3:0). Dopiero w 5. minucie pierwszą bramkę zdobyli Włosi, ale po połowie pierwszej odsłony tego pojedynku już remisowali za sprawą celnego rzutu ze skrzydła Gianluki Dapirana (6:6).

Cztery minuty później niespodziewanie na prowadzeniu była reprezentacja Włoch, po tym, jak ze skrzydła nie pomylił się Umberto Bronzo (9:8). Mimo że chwilę później z przodu byli Biało-Czerwoni (10:9), to w 27. minucie rywale odskoczyli aż na trzy "oczka" (13:10).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: podnosiła sztangę i nagle upadła. Przerażające wideo

Ostatecznie na przerwę zeszliśmy z dwubramkową stratą. Dystans zmniejszył na sam koniec Mikołaj Czapliński (13:15). Spodziewano się, że nie będzie to łatwa przeprawa, ale chyba nikt nie myślał, że Biało-Czerwoni w drugiej połowie będą musieli odrabiać straty.

Początek drugiej połowy należał do gospodarzy, którzy w 42. minucie prowadzili już 23:19. Bronzo pojawił się na kole, czym zaskoczył naszych obrońców i zdobył kolejną bramkę w tym spotkaniu. W końcu jednak między słupkami rozkręcił się Jakub Skrzyniarz. Trzy trafienia z rzędu zanotował Kamil Syprzak, dzięki czemu Polska złapała kontakt (22:23).

Mimo że w 51. minucie graliśmy w osłabieniu, potrafiliśmy doprowadzić do remisu, a konkretnie dokonał tego Damian Przytuła (26:26). W ważnym momencie Skrzyniarz popisał się kolejną interwencją, po której stanęliśmy przed szansą na wyjście na prowadzenie. Celny rzut oddał Syprzak i Biało-Czerwoni byli z przodu (29:28).

Na dwie minuty przed końcem rzut karny wykorzystał Pablo Marrochi, momentalnie jednak celnie rzucił Przytuła i znów z przodu byli Polacy. W momencie, gdy była już gra pasywna, Włosi oddali rzut, który obronił Skrzyniarz. Na sam koniec jeszcze raz trafił Przytuła, który został bohaterem Biało-Czerwonych.

Ostatecznie w końcówce duet Przytuła-Skrzyniarz zapewnił nam triumf po bardzo trudnym spotkaniu. Dzięki temu jesteśmy jedną nogą na mistrzostwach Europy 2024, bo nasi czwartkowi rywale zmierzą się z Francuzami i muszą to spotkanie wygrać. Ciężko jednak wierzyć, że do takiej sytuacji może dojść.

Włochy - Polska 29:31 (15:13)

Włochy: Ebner, Volarević - Marocchi 11, Bronzo 6, Dapiran 4, Savini 3, Mengon 2, Parisini 1, Bulzamini 1, Iballi 1, Arcieri, L. Prantner, Bortoli, Manojlović, Moretti, M. Prantner.
Kary: 10 min.
Rzuty karne: 6/8.

Polska: Morawski, Skrzyniarz - Syprzak 7, Sićko 6, Przytuła 4, Gębala 4, Moryto 4, Daszek 2, Jędraszczyk 2, Sroczyk 1, Czapliński 1, Olejniczak, Komarzewski, Walczak, Bis, Paterek.
Kary: 16 min.
Rzuty karne: 4/5.

Przeczytaj także:
Duża konkurencja! Siódemka tygodnia w PGNiG Superlidze Kobiet

Jak oceniasz debiut Marcina Lijewskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×